Kanzaki Tomoyo
DANEImię: KanzakiNazwisko: TomoyoProfesja: Shinigami (3 Oddział)Płeć: KobietaWiek: 22 lataWaga: 49 kgWzrost: 167 cmWygląd: Kanzaki ma średniej długości blond włosy, sięgające krzyża. Nosi standardowy mundur Shinigami, wzbogacony materiałowymi opaskami, rozciągniętymi od nadgarstków do łokci, z wyszywanym wzorkiem. Ma zielone oczy oraz pogodny uśmiech.Charakter: Ma bardzo zmienny charakter. Raz jest bardzo uroczą i pogodną dziewczyną, raz burzliwą i zdenerwowaną Shinigami, a raz brawurową, sięgającą dolnych granic szaleństwa wojowniczką. Wyznaje zasadę ,,Uśmiechaj się twarzą, płacz sercem.” dlatego na jej twarzy zawsze zobaczy się uśmiech, niezależnie od tego, czy chce jej się płakać, czy połamać zęby od ich zacisku, spowodowanego złością. Jest sumienna, szczera oraz uparta. Jeśli czegoś chce to stara się to zdobyć z całych sił. Jej największą zaletą jest nauka na błędach - nigdy nie popełnia tego samego dwa razy. Uwielbia, a nawet ubóstwia grę na shamisenie, choć sama nie umie. Jej ulubionym jedzeniem jest takoyaki, a najmniej lubi tempurę. Ma dziwny nawyk głaskania swoich włosów, gdy ktoś ją komplementuje.
Ekwipunek: Asauchi (Katana), Mundur ShinigamiPieniądze: 500 RyōStatystykiAtrybuty: 10 + 4 Wiek + 3 Profesja = 17Siła: 5Szybkość: 7 (+2)Zręczność: 6 (+1)Wytrzymałość: 5Inteligencja: 11 (+6)Psychika: 13 (+8)Reiatsu: 7 (+2 Profesja)Kontrola Reiatsu: 5
OGÓLNE
Udźwig: 25 kgPrędkość śr/max: 12/24 km/hPŻ: 50PR: 35Umiejętności:Nadzwyczajna UrodaBliskość z ZanpakutōWyszkolona (Katana)Wady:Wrażliwość na alkoholTechnikiHadō: #10 KasaiBakudō: #7 Kuuchuu TenkuuHistoria:
1. Dzieciństwo
W Rukongai nie żyje się łatwo, nawet będąc w pierwszych i teoretycznie najczystszych okręgach. Sama coś o tym wiem. Pracy było dużo, choć w naszym, czwartym okręgu północnego Rukongai, panował dostatek i ład. Oh, zapomniałabym! Nazywam się Kanzaki Tomoyo i jestem szeregową Shinigami w trzecim oddziale. Większość swojego życia spędziłam w małym domku w Rukongai wraz ze swoją rodzinką.
Prowadziliśmy małą, rodzinną karczmę już od dwóch pokoleń. Pierwsze lata mojego życia nie były niczym szczególnym… życie jak każde inne. To prawdziwe zaczęło się kiedy skończyłam 12 lat. Wtedy zaczęłam pracować jako pomoc kuchenna w naszym rodzinnym przybytku. Nie robiłam tak naprawdę nic szczególnego. Przynieś, wynieś, pozamiataj… coś w ten deseń. Zaczęłam odróżniać od siebie dni, bo wreszcie nie żyłam w nudnej i szarej monotonii, którą nazywałam ,,codziennością”. Zero dzieci, które mogłabym nazwać ,,przyjacielem”. Całe dnie spędzałam w domu, ucząc się obowiązków domowych, a gdy już miałam czas wolny to i tak poświęcałam go nauce. Powód tego był bardzo prosty – inne dzieci się mnie bały. Jako jedyna z nich odczuwałam głód – nie wystarczała mi tylko woda. Była to oznaka mocy – posiadania wyższego poziomu Reiatsu, niż normalne dusze. Nie rozumiem jednak tego strachu. Czuli się gorsi, a może byli zazdrośni, a może po prostu myśleli, że coś im zrobię… nie mam pojęcia. Kurczę odeszłam nieco od tematu… a więc, jak mówiłam – jakkolwiek kolorowe życie zaczęło się, gdy zaczęłam pracować. Nie nudziłam się nigdy – ciocia, która gotowała zawsze znalazła mi coś do zrobienia. Moje życie zmieniło jednak spotkanie jego…
Miałam czternaście lat. Tego dnia obudziłam się później, niż zwykle, przez co byłam już lekko spóźniona do pracy. Co prawda, karczma była oddalona o zaledwie szesnaście domów, lecz wciąż musiałam tam biec. Szybko zgarnęłam zostawiony na stole kawałek chleba, który miał być moim śniadaniem i po szybkim ubraniu się, wybiegłam z domu. Minęłam kilka domów, aż wreszcie bum! wbiegłam w kogoś. Czarne kimono, przepasane bielą oraz miecz przy pasie. Shinigami. Ze wszystkich możliwych osób, wpadłam na Shinigami. Co gorsza upuściłam chleb na ziemię. Można by pomyśleć, że dzień już z rana okazał się klapą, a jednak…
Wszystko w porządku? - spytał, podając mi rękę. Ja, mimo przerażenia przyjęłam pomoc i otrzepałam się z kurzu.
Przepraszam… - powiedziałam niemalże płaczliwym głosem. Strasznie się spieszyłam i nie zauważyłam pana. - zaczęłam się tłumaczyć, lecz on tylko zaśmiał się, po czym powiedział.
Nic się nie stało. Ale twój chleb chyba nie nada się już do jedzenia… - rzucił, wskazując leżący na ziemi kawałek bochenka, który miałam w ustach. Jak tak teraz na to patrzeć, to cud, że się nie zakrztusiłam.
Nie szkodzi. Otrzepię go z kurzu i będzie dobrze. - odparłam z uśmiechem, sięgając po chleb.
Nawet tak nie żartuj… - powiedział, sięgając pod kimono. Wyjął z niego niewielki, brzęczący woreczek, który otworzył.
Weź te 15 Ryō i kup sobie coś. - powiedział, wręczając mi pieniądze. Ja jednak odepchnęłam jego rękę.
Nie trzeba. - odparłam, krótko wymijając go. Przepraszam, ale spieszę się. - rzuciłam na odchodnym, znów rozpędzając się. Dobiegłam do karczmy kompletnie zdyszana. Przeprosiłam za spóźnienie oraz od razu zabrałam się do pracy. Nie ukrywam, że jednak dostałam niemały wykład na temat punktualności, mimo że spóźniłam się po raz pierwszy odkąd tam pracuję, ale ćśśś. Nie będę narzekać. Pracę skończyłam pod wieczór. Wyszłam tylnym wyjściem, a tu – zaskoczenie.
A więc tu się spieszyłaś. - usłyszałam, nagle zza ściany obok. Po chwili wyszedł Shinigami z wcześniej.
Co pan tu robi? - spytałam wyraźnie zaskoczona.
Cóż… Powiem wprost – zainteresowałaś mnie. - odparł, bez owijania w bawełnę. Ostatecznie okazało, że zrozumiałam to inaczej, niż powinnam bo…
Jestem zmuszona odmówić! - powiedziałam, kompletnie zaczerwieniona. Między nami jest stanowczo za duża różnica wieku.
O czym ty mówisz? - spytał, przerywając moje trajkotanie. Zainteresowałaś mnie pod względem poziomu Reiatsu. - powiedział, patrząc na mnie jak na wariatkę, choć szczerze mówiąc na jego miejscu zrobiłabym to samo.
Poziomu Reiatsu? - spytałam. Wtedy nie rozumiałam co do mnie mówił.
Pozwól, że ci wyjaśnię. - powiedział, siadając na skrzynce, pod ścianą. Wtedy wyjaśnił mi dosłownie wszystko – czym było Reiatsu, kim byli Shinigami i wiele innych rzeczy. Zaproponował mi też zostanie Shinigami. Opowiedział mi o Akademii Shinigami, do której jego zdaniem powinnam się udać.
To się raczej nie uda… - powiedziałam, gdy wszystko mi wyjaśnił. Moi rodzice raczej mi nie pozwolą zrobić coś takiego. Ale dziękuję za propozycję. - powiedziałam, idąc w stronę domu. Do widzenia.
2. Akademia
Akademia Shinigami. Spodobała mi się perspektywa paradowania z mieczem oraz walki z Hollowami, o których mówił mi ten Shinigami. Moja rodzina nie była jednak specjalnie zadowolona, gdy rzuciłam tym pomysłem w domu i za nic nie dało się ich do tego przekonać. Cóż, nic co mnie mogło zaskoczyć. Jednak w końcu udało mi się zapisać do Akademii. Jak? Otóż…
…historia potoczyła się tak – pewnego dnia ktoś zapukał do naszych skromnych progów.
Witam. - powiedział doskonale znany mi Shinigami. Gdy tylko moja mama zobaczyła gościa, natychmiast zaprosiła go do środka.
Nazywam się Juugo Ahatarou. - powiedział na wejściu. Chciałbym z państwem porozmawiać. Na osobności. - dodał, spoglądając na mnie. No dobrze. Wyszłam z domu, czekając przed nim na koniec rozmowy. Siedziałam niespokojnie, myśląc o co może chodzić. Bałam się na początku, że coś nieświadomie zrobiłam i przyszedł mnie pacyfistycznie zaaresztować. Minęła godzina, choć na moje wyczucie czasu było to pół dnia… Wreszcie drzwi się rozsunęły, a zza nich wyszedł zadowolony z siebie Juugo.
Możesz się pakować. - rzucił z uśmieszkiem. Idziemy zapisać cię do Akademii. - na początku nie zrozumiałam tych słów. Z początku pomyślałam, że to zwykły żart lub po prostu śniłam.
Że co?! - spytałam kompletnie zszokowana. Jak to pan zrobił?!
Poskręcałem im karki. - odparł lekko. Martwi nie mają nic do powiedzenia. - moje serce zaczęło szybciej bić, a przerażenie sparaliżowało kompletnie zarówno mój umysł jak i ciało. Żartowałem. - dodał ostatecznie się uśmiechając. Co było dalej? Zemdlałam. Przewiduję, że za duże skoki ciśnienia lub po prostu emocje mnie pozbawiły przytomności. Obudziłam się kilkanaście minut później, we własnym łóżku. Siedziała obok mnie moja mama oraz ten cholerny Shinigami, który spowodował moje omdlenie. Wyjaśniliśmy sobie co nieco, wykluczając jakiekolwiek moje choroby, które mogłyby spowodować moją utratę przytomności. Późniejsze kilka dni można streścić tak – pakowanie się, żegnanie z rodziną i dostawanie się do Akademii a na koniec przeprowadzenie się do jej baraków. Tak rozpoczęła się moja nauka w kierunku zostania Shinigami.
Szczerą będąc, w Akademii szło mi średnio. Pierwsze dwa lata spędziłam na chorobliwym zakuwaniu wszystkiego, co zostało nam powiedziane na zajęciach oraz studiowaniu ruchów pokazanych na lekcjach kendo i powtarzaniu ich w barakach. Najtrudniejsze jednak okazały się lekcje Kido, a w każdym razie na początku. Trafiłam do Akademii, ledwo dowiadując się o egzystencji czegoś takiego jak ,,Reiatsu”, a już musiałam uczyć się jej kontroli. Ale w końcu udało się. Jeśli zaś chodzi o samo życie tam, na miejscu to nie było jakieś szczególnie ciekawe, choć ciekawsze, niż praca w karczmie. Wielu chłopców było nawet mną zainteresowanych, ale bez jakiejkolwiek wzajemności. Jednak po pewnym czasie przebywania w Akademii zaczęło się dziać coś dziwnego – słyszałam głos. Nie jest on znajomy w nawet najmniejszym stopniu. Mogę jedynie stwierdzić, że nikt poza mną go nie słyszy oraz, że należy do kobiety. Coś ala moja intuicja czy rodzaj przewodnika, nieznanego pochodzenia. Często dawała mi rady, jak zachować się w pewnych sytuacjach czy to na lekcjach kendo, czy późniejszych polowaniach na Hollowy. Choć to pewnie moja podświadomość, która zapamiętała z lekcji nieco więcej, niż myślałam. Pewnego dnia, w ramach lekcji kendo, odbyliśmy krótkie sparingi do pierwszego trafienia. Ja trafiłam na jednego z prymusów, jeśli chodzi o Kido – Kazuyę Hasegawę, który notabene należy do mojego dzisiejszego oddziału. Nie byłam orłem w walce kataną, ale podczas sparingu magia była zakazana, więc miałam nieco większe szanse na zwycięstwo.
Może dać ci fory? - spytał, przyjacielsko się uśmiechając.
To chyba moja kwestia. - odparłam, również się uśmiechając. Chwyciliśmy bokeny do rąk i zmierzyliśmy się wzrokiem. Kilka sekund później, nasz sensei dał sygnał do startu, a my ruszyliśmy na siebie, krzyżując ze sobą bronie treningowe. Naturalnie był ode mnie silniejszy, więc ciężko mi było nie przechylać się do tyłu pod jego naporem. Wreszcie wyrwałam się spod tej prasy, uskakując na bok. Na chwilkę oderwałam wzrok od przeciwnika, lecz po chwili nakierowałam oczy na właściwą trajektorię i był to najpóźniejszy moment, w którym mogłam to zrobić – boken zmierzał po łuku, który kolidował z moją głową.
Schyl się i uskocz w bok. - usłyszałam w głowie, krótkie, aczkolwiek jasne polecenie, które w ostatniej chwili udało mi się wykonać. Nie czekając ułamka sekundy dłużej wykonałam kontratak, celując w żebra Kazui. Mimo, że ten głos nie dawał mi spokoju, to postanowiłam o nim nie myśleć, kiedy walczę. Tak czy siak, Kazuya zwinnie uniknął ciosu, odskakując do tyłu, na co najmniej półtora metra. Nie przestawałam jednak na jednym ataku. Szybko przeskoczyłam dzielący nas dystans i zaatakowałam horyzontalnym uderzeniem. Tym razem przeciwnik sparował cios, lecz nie hamując obróciłam się uderzając go barkiem, wytrącając go z równowagi. Przewrócił się na plecy i szybko przetoczył się po ziemi, unikając mojego pionowego, opadającego uderzenia.
Mogłabyś mi coś zrobić. - powiedział, podnosząc się z ziemi.
Nie pękaj, skończyłoby się na siniaku. - odparłam, nie tracąc uśmiechu. Nie wiedzieć czemu ale walka sprawiała mi mnóstwo frajdy, choć nie byłam jej wielką maniaczką. Często nawet wyprawiałam wiele rzeczy, z którymi nie zgadza się definicja zdrowego rozsądku. Brawura lub nawet szaleństwo – oto co cechowało mój styl walki. A propos walki – po tych słowach, Kazuya i ja ruszyliśmy na siebie, ponownie krzyżując bokeny, dokładnie tak samo, jak na początku walki. Odskoczyliśmy od siebie, jak od ognia, twardo lądując na ziemi. Nagle wpadłam na kompletnie głupi pomysł, który postanowiłam zrealizować. Rozpędziłam się w jego stronę… rzucając w niego bokenem, a następnie przyspieszyłam jeszcze bardziej. Kazuya sprowadził improwizowany ,,pocisk” do parteru, zwykłym pionowym uderzeniem, lecz na to właśnie liczyłam. Nim moja broń odbiła się od ziemi, ja, będąc we wślizgu, chwyciłam jej rękojeść. Szybko wzmocniłam chwyt, a następnie podcięłam nogi przeciwnika, przejeżdżając na plecach obok niego. Nie widziałam tego dokładnie, bo byłam odwrócona plecami, ale słyszałam tylko dźwięk upadającego człowieka. Zwycięstwo było moje, co zresztą po chwili ogłosił sensei. Wstałam, otrzepując się z kurzu, a następnie pomogłam wstać Kazui.
Tylko ty wpadłabyś na tak pochrzaniony pomysł. - powiedział, wstając. Co byś zrobiła, gdybym nie sprowadził bokena do parteru?
To co robię najlepiej. - odparłam, wyraźnie zadowolona. Improwizowałabym.
Od tej pory byłam znana wśród uczniów jako najbardziej nieprzewidywalna wojowniczka. Co prawda w ogóle mnie nie interesowało, co o mnie mówią inni. Sprawa głosu w głowie ciągle nie dawała mi spokoju. Ciągle się wahałam czy komuś to powiedzieć. Z jednej strony znaliby na to odpowiedź, ale z drugiej, takiej, której wolałabym uniknąć to uznanie mnie za wariatkę. Tak czy siak, zostałam z tą sprawą sama. Wiele razy chciałam odpowiedzieć temu tajemniczemu głosowi, ale nie wiedziałam jak. Oczywiście nie przeszkadzał mi, bo zawsze mi pomagał, ale wilk nawet pasterza będzie udawał, żeby pożreć owcę. Podczas innych sparingów czy chociażby treningów również mi pomagał, a nawet uratował życie. Jak? Wszystko zaczęło się gdy kończyłam już Akademię. Grupka kadetów, razem ze mną oraz pod nadzorem członków oddziału trzynastego wybraliśmy się na treningową misję w Karakurze, tudzież w świecie żywych. Nie licząc dwóch szeregowych nas nadzorujących, była nas czwórka. Była to walka z Hollowami, lecz tym razem w praktyce. Niedługo po dotarciu na miejsce dostaliśmy zgłoszenie od dwóch Hollowach w promieniu trzech kilometrów. Rozdzieliliśmy się na dwie drużyny, po trzy osoby. Ja, Kazuya oraz szeregowy udaliśmy się na południe, gdzie po kilkunastu minutach biegu zobaczyliśmy ogromnego humanoidalnego Hollowa. Zobaczyliśmy jak zbliża się do jakiegoś ducha, który widocznie nie został odesłany do Soul Society.
Powietrze owieje twój los, wąż spęta nogi. - rozpoczęłam inkantację poznanego niedawno ruchu. Zaklęcie wiążące numer sześć – kręć się! - gdy ją skończyłam, wyrzuciłam w stronę Hollowa, pętając jego nogi i przewracając go, zanim zaatakował ducha.
Przytrzymajcie go, zajmę się Pogrzebem Duszy! - krzyknął szeregowy, pędząc w stronę niedoszłej ofiary.
Rozkaz! - odparłam jednocześnie z Kazuyą, ruszając na potwora, który właśnie pozbył się mojego zaklęcia. Jako, że byłam tam pierwsza, wykonałam pierwszy atak. Hollow jednak wymknął się zwinniej, niż się spodziewałam, skacząc w stronę duszy.
...cyjne numer jedenaście. – usłyszałam zza pleców głos Kazui. Tsuzuri Raiden! - elektryczny łańcuch, minimalnie mnie minął, natomiast nie omieszkał się trafić Hollowa w plecy, pozbawiając go równowagi. Gdy potwór się przewracał, szeregowy chwycił mocno duszę i uskoczył przed jego ogromnym cielskiem. Wkrótce pole bitwy pokrył blask, który był znakiem Konsō. Dusza została odesłana. Hollow tymczasem wpadł w szał, rozpędzając się w stronę Kazui. Ten zgrabnie uskoczył przed szarżą, wycofując się z lekka. W międzyczasie dołączyliśmy do niego, zapewniając wsparcie.
Jakieś pomysły? - spytałam pozostałych. Oni jednak mi nic nie odpowiedzieli, czujnie obserwując przeciwnika, który właśnie biegł w naszą stronę.
Obezwładniamy go. - rzucił nagle Kazuya. Ty z lewej, ja z prawej. - dodał wysyłając mi poważne spojrzenie. Przytaknęłam i razem z nim wybiegłam naprzeciw wrogowi.
Co wy…?! - krzyknął szeregowy.
Proszę nam zaufać. - krzyknęłam na szybko, przygotowując katanę do ataku.
Prześlizgnij się! - usłyszałam nagle w głowie. Po chwili zauważyłam Hollowa, który właśnie doskakiwał w moją stronę. Posłusznie i w ostatniej chwili wykonałam polecenie, unikając dosłownego rozerwania jego szpono-łapami. Po chwili otrzymałam kolejną wskazówkę.
Na bok! - przetoczyłam się po ziemi, jak się później okazało, unikając rychłej śmierci od zmiażdżenia. Szybko poderwałam się do pionu, a Kazuya i szeregowy zaatakowali Hollowa od boku, przyszpilając go na swoje ostrza. Nie czekając nawet sekundy dłużej wyskoczyła, wykańczając go poprzez zniszczenie maski, najpotężniejszym pionem na jaki mnie było stać. Hollow zniknął w ciągu kilku chwil, a ja ciężko wylądowałam na ziemi i równie ciężko odetchnęłam.
Co to miało znaczyć?! - krzyknął szeregowy. Mogliście zginąć w dosłownie kilka sekund! Mógłbym w zasadzie oblać was za niesubordynację, ale jestem wyrozumiały. Byłem równie głupim młodzikiem jak wy, więc tym razem wam odpuszczę. - powiedział, karcąc nas wzrokiem. Wtedy się jednak tym nie przejmowałam. Ten głos nie dawał mi wciąż spokoju. Uratował mi życie i jest to niepodważalny fakt, ale kto to jest? Myślę, że kiedyś znajdę na to odpowiedź…
3. Podsumowanie
Po powrocie do Soul Society, zostało nam kilka ostatnich dni Akademii. Opiekujący się nami szeregowy, w swoim raporcie pominął naszą niesubordynację, więc zdaliśmy gładko, bez jakichkolwiek problemów. Miło z jego strony.
Po ukończeniu etapu szkolnego, zostaliśmy przydzieleni do najróżniejszych oddziałów. Ja oraz Kazuya zostaliśmy dumnymi członkami Oddziału Trzeciego, a naszym zadaniem była ochrona Soul Society, przed atakami z zewnątrz. Wciąż jednak nie znam odpowiedzi na pytania, które nurtują mnie od bardzo dawna – kim jest właścicielka głosu w mojej głowie oraz dlaczego mi pomaga? Mam nadzieję, że niedługo znajdę odpowiedź.
Tak oto rozpoczęła się moja przygoda jako Shinigami. Kanzaki Tomoyo z Oddziału Trzeciego, czeka na rozkazy.
Tak oto postanowiłem spróbować grać postacią o przeciwnej płci, niż moja własna. KP oceniam na 1 punkt, bo nie jest wybitna, ale moim zdaniem jest akceptowalna (czekam rzecz jasna na opinie).
Dziękuję za uwagę!