1
Pomieszczenie było małe, niemal mikroskopijne jeśli wziąć pod uwagę że mieszka w nim człowiek. Dwa metry wysokości na trzy metry długości i znów dwa metry szerokości. Jedna z dłuższych ścian tak właściwie nią nie była, w końcu trudno kraty nazwać solidną ścianą. W skale która stanowiła drugi, dłuższy bok celi wydrążone było legowisko, ot prostokątne wcięcie w skale, nie pozwalające się wyprostować w trakcie leżenia, o wysokości dopuszczającej jednie na wyciągnięcie przed siebie łokci w trakcie leżenia na plecach. A i to z trudem. Własnie na tym wgłębieniu służącym za prycze spoczywał lokator tego skromnego przybytku. Więzień numer 16. Pomimo iż wydało się to niemożliwe w takich warunkach na jego twarzy nie dało się wyczytać żadnych oznak dyskomfortu a układ ciała wskazywał iż znalazł już idealną pozycję do wypoczynku. Nic dziwnego w końcu spędził tutaj ostatnie trzy miesiące.
-
Czyli rozumiem ze nie chcesz podjąć współpracy ?- głos który wypowiedział te słowa należał do młodszej kobiety o poważnym wyrazie twarzy, podkreślonym przez okulary o ledwie widocznych drucianych oprawkach. Bujne, lecz wymagającą nieco większej pielęgnacji włosy tej osoby związane były w potężny warkocz za pomocą długiej czerwonej wstążki. Z munduru można było wnioskować że kobieta byłą Bogiem Śmierci. Z resztą nie ma się co dziwić, do izolatki więźniowie wstępu nie mieli więc jedynymi którzy mogli wejść do tej części więzienia byli właśnie shinigami.
-
Zdajesz sobie sprawę jak mało dusz dostaje szanse na wyjście stąd, można powiedzieć ze jesteś niezwykłym wyjątkiem już przez sam fakt iż zaoponowano tobie ułaskawienie- kontynuowała czarno odziana postać, widząc że poprzednia wypowiedź nie odniosła żadnego skutku-A ty zdajesz się jeszcze większym wyjątkiem nawet nie rozważając tej propozycji.
-
Nie moja wina że trzymacie mnie w tak luksusowych warunkach iż nie chce stąd wyjść- odpowiedź z celi przyniósł inny głos, wyraźnie ochrypły, słychać po nim było że dawno temu odwykł od przekazywania odpowiedzi swojego właściciela. Osoba we wnęce niemal niewidocznie się poruszyła, poprawiając ułożenie ciała. Była to także wiadomość do rozmówczyni iż taką odpowiedź uważa za wystarczającą. Kobieta wyraźnie się zdenerwowała. Może chodziło o to że nie potrafiła zrozumieć więźnia, może o to że ten odmawiał nawet podania jakichkolwiek argumentów stojących za jego domową. Spokojnie wzięła większy oddech. Jeden, drugi, trzeci. Zniknęła sprzed krat, lecz po jej krokach można było wnioskować iż nie odeszła za daleko. Po chwili pojawiła się z powrotem w ręku trzymając małe krzesło oaz teczkę dokumentów. niezbyt grubą ale wyraźnie wielokrotnie przeglądaną gdyż brzegi kartek było postrzępione i pozaginane, jakby często leżała otwarta na biurku, zawalona jakimiś innymi dokumentami. Usiadłszy na przyniesionym przez siebie krzesełku otworzyła teczkę i przez chwilę milczała przeglądając zawarte tam dane. W czasie całej tej sytuacji więzień nie zmienił nawet na chwile swej pozycji, jednak można było dostrzec że jego wzrok zamiast kontemplować sklepienie pryczy zwrócił się na zaczytaną kobietę.
-
Nie mamy tobie wcześniejszych informacji, nie licząc tych które pozwoliły wszcząć śledztwo które doprowadziło do tego- ręka kobiety zakreśliła koło wskazując na cele i lezącego w niej więźnia-
czyli mogę przypuszczać że pojawiłeś się u nas przeżywszy swoją śmierć ? - podparła swój podbródek dłonią i cierpliwie czekała na efekty swojej odpowiedzi. Mijały minuty ciszy, w czasie których dwójka rozmówców czekała które z nich pierwsze się złamie. W końcu z celi wydobył się odgłos odchrząknięcia i chwile później lekki basowy głos.
Tamten świat
Wszystko zaczęło się jeszcze w świecie żywych. Tam niczym nie różnił się od innych nastolatków. Mieszka na przedmieściach wraz z rodzicami i uczęszczał do liceum które nie górowało nad innymi, ale też nie opadało poniżej poziomu szkoły dla szarych młodych ludzi. Własnie w tym roku go tam przyjęli, uplasował się trochę powyżej średniej szkolnej, nie żeby był nieinteligentny, chodziło o to że raczej brakowało mu pamięci. Zresztą objawiało się to w wielu innych aspektach jego życia. Zawsze zapominał wystawić śmieci, wyjść z psem ich rodziny czy o tym że akurat ktoś przychodzi do nich w gości.
Dzień który definitywnie zakończył jego życie, jak wszystko w nim, nie odbiegał od normy. Obudził się nad ranem i nieśpiesznie wziął prysznic, był przekonany ze tego dnia może sobie pozwolić na opieszałość gdyż do szkoły idzie na późniejsze lekcje. Cóż, z tego jakże błędnego założenia wyprowadziła go matka. Akurat perę dni temu została zwolniona z pracy, i okazało się nagle że według niej pensja męża całkowicie wystarczy na utrzymanie ich domu. Więc z braku zajęcia zaczęła się dokształcać w jakże potrzebnych aspektach jak między innymi „
100 i jeden sposobów na codziennie inną siebie”. Taki tytuł właśnie przywitał go gdy wszedł do kuchni. Zaraz za nim zobaczył twarz swojej rodzicielki która na początku nie zdawała sobie sprawy z tego że ktoś wszedł do pomieszczenia i z miną godną oksfordzkiego profesora zaczytywała się w wybitnym dziele. Dopiero po dobrej minucie, gdy nasz bohater przemaszerował obok niej i zaczął grzebać w niemal pustej lodówce zauważyła jego obecność. I zdążyła minąć kolejna minuta gdy w powietrzu dało się słyszeć syk wciąganego powietrza.
-
Co ty sobie myślisz gówniarzu, o tej porze w domu jeszcze !- rozniosło się po całym mieszkaniu, i spowodowało upadek na ziemie opakowania żółtego sera które akurat trzymał nastolatek-
Przecież dzisiaj środa! Masz na ósmą do szkoły a ty w domu! Jesteś już spóźniony ponad pół godziny a jeszcze śniadanie zamierzasz jeść!- krzyczała oburzona kobieta. „
No tak, przecież w weekend prosiła mnie o wydrukowanie planu zajęć” zabrzmiało w myślach speszonego ucznia "
ot kolejny plus tego bezrobocia”.
-
Już idę, już. No już idę przecież- odpowiedział, nie siląc się nawet na przekrzyczenie mamy, wiedział doskonale że po pierwsze to niemal graniczyło z cudem, a po drugie tylko by jeszcze bardziej ją rozwścieczyło. Jeśli chodzi o takie sytuacje to wolał przyjąć taktykę ojca i pokornie spełnić to wyrażone anielskim głosem żądanie. Nie mając wyboru złapał za torbę leżącą w przedpokoju i poczłapał do wyjścia.
Z domu miał tylko kilak uliczek do pobliskiej stacji metra, w tym jedną naprawdę ruchliwą więc dotarcie tam zajęło mu niecałe 10 minut.
Więcej czasu spędził nad zastanawianiem się jakie teraz ma zajęcia gdy stanął już przed budynkiem szkoły. Nie mogąc sobie poradzić z tym pytaniem po prostu skierował się w stronę tablicy z wywieszonymi planami dla wszystkich klas w szkole.
-
Kogo ja widzę, toż to Naoto- odezwał się znajomy głos zza pleców. Gdyby tylko mógł sobie przypomnieć do kogo należał.
-
Nasz pan zapominalski, co nie chłopcy ?- „Chłopcy” jedynie zachichotali w odpowiedzi i dopiero ten rechot jakiego nie powstydziło by się stado małp uświadomiło mu że to Bródka ze swoją bandą. Co prawda mieli jakieś imiona, których bali się wszyscy pierwszoklasiści ale łatwiej było ich zapamiętać po przezwisku lidera. Przydomek natomiast wziął się od szczątkowego zarostu który właściciel starał się sukcesywnie powiększyć. Ale mądry zarost nie poddawał się namowom chuligana, zbiesił się i postanowił wegetować w postacie kępki na brodzie i zarysu pks’ów po bokach.
Bródka naprawdę nienawidził swojego przezwiska. Zresztą to była jedna z wielu rzeczy której nie lubił, a że osobnik o jego charakterze i inteligencji widzi tylko jedno rozwiązanie problemu, czyli po mordzie ten problem, zarost mógł się szczycić tym że jako jeden z niewielu przetrwał długo na tej liście. Inaczej sprawa się miała ze spóźnionym nastolatkiem. Otóż złożyło się tak że jakiś tydzień temu przeskrobał on sobie u któregoś z bandy Bródki, oczywiście zupełnym przypadkiem. No i oczywiście chodzący goryl zaraz poleciał do swojego przywódcy i zameldował mu ze może sobie kogoś dopisać do swojej listy. Gdyby tylko jeszcze nasz bohater zapamiętał o co chodziło to może udałoby mu się wywinąć a tak pozostała jedna decyzja. Prosto, potem w lewo na schody i do wyjścia ewakuacyjnego, i to na jak największych obrotach. Całe szczęście w okolicach trzeciego płotu od szkoły odechciało im się pościgu więc chłopak mógł złapać oddech.
„
Dobra, otarłem się dzisiaj o śmierć, czyli lepiej tam nie wracać. I cóż tu robić z tak pięknie zaczętym dniem ?” Może trochę przesadził z tym otarciem się o tamten świat. Szkolni chuligani nie mieli chyba nikogo na sumieniu, no może nie licząc paru okolicznych kotów. Natomiast na pewno można by było powiedzieć że otarł się o jakieś złamanie, bo Bródka właśnie z tego słynął. Prawda jest taka że już dawno powinni go wywalić z tej szkoły ale niestety miał on potężne plecy w postaci tatusia z nie mającym dna portfelem, który po prostu stwierdził że jego syn musi skończyć tę szkołę i nic go nie powstrzyma.A w szczególności takie drobiazgi jak inne dzieci biedniejszych rodziców.
No może ich szkołą rzeczywiście nie była taka szara jak się wydawało na pierwszy rzut oka, ale w każdej są jacyś „źli chłopcy” a w tej byli w dodatku dziani więc w sumie to tylko lekko odbiegało od normy. Lecz wróćmy do naszego bohatera gdyż ten już zbliżał się do centrum handlowego. Szedł oczywiście sobie znanym skrótem a za cel obrał dach tejże galerii, gdzie w spokoju mógłby posłuchać sobie muzyki. Jednak w tym momencie coś zabrzęczało w alejce obok i lekko się poruszyło. Nastolatek zatrzymał się i spojrzał w odbicie drogi.
Na pierwszy rzut oka nie było tam nic niezwykłego, ot zwykła uliczka z tyłu kwartału mieszkalnego, tylne wyjścia z posesji, parę śmietników, z większości wywalały się już śmieci co mogło oznaczać że zbliża się termin odbioru odpadków. Jednak obok jednego stało kilka butelek i to one przykuły wzrok młodego. Po sekundzie patrzenia się na nie jedna z nich, po kolorze szkła i zabrudzeniach na nim, ewidentnie butelka po mleku, wykonała maluteńki ruch. Chwile później następny, i jeszcze jeden. Za każdym razem trzęsła się i lekko przesuwała w bok. Nie było by w tym nic niezwykłego, w mieście gdzie mieszkali często zdarzały się drżenia podłoża, jeśli dobrze pamiętał to miało to coś wspólnego z mikro-aktywnością sejsmiczną, ledwie wyczuwalna dla ludzi i nie przeszkadzającą w życiu.
No ale w tym przepadku to było coś innego gdyż nic poza tą jedną butelką nie wykazywało najmniejszej ochoty na ruch. Tylko szkło po raz kolejny zadrżało i poruszyło się w bok. Nastolatek natomiast skręcił w przeciwną alejkę. Nie zatrzymał się aby poobserwować dłużej dziwne zjawisko i zastanowić nad jego przyczyną. To była jedna z rzeczy którą od małego wbijał mu ojciec. Nie wyróżniaj się, nie widź tego czego inni nie widzą, nie wychodź przed szereg. Pamiętał jeszcze sytuacje w której jego rodziciel po raz pierwszy wygłosił tę rodzinną mądrość. Miał wtedy zaledwie kilka lat, wyjechali z rodzicami spędzić wakacje na łonie natury, w pensjonacie nad jeziorem. I tam właśnie zauważył coś podobnego, tyle że wtedy poruszała się szafka, nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo jak. Gdy powiedział to rodzicom tylko się zaśmiali z jego żartu i dalej gawędzili na swoje dorosłe tematy. Gdy parę dni później znów to zauważył ojciec wyjawił mu wtedy swoją zasadę życiową. No ale niestety on następnego dnia znów zauważył dziwne zjawisko i poleciał powiedzieć o tym jego opiekunom. No i wtedy zaczęła się nauka przy użycia jedynych argumentów w mniemaniu jego ojca „ prawdziwie skutecznych”.
Po tym wydarzeniu młody przyjął od swego rodziciela złotą zasadę. '
Nie myśl nad takimi zdarzeniami, udawaj że ich nie widziałeś". Na nieszczęście całej jego rodziny, przyjął ją aż za dobrze gdyż szybko zamieniła się ona z nieuważania na niezwykłe rzeczy w niezauważanie wszystkiego co dzieje się wokół. I tak jakoś życie naszemu bohaterowi, na beztroskim olewaniu spraw, terminów i imion ludzi.
Tymczasem droga którą wybrał aby obejść zjawisko zaprowadził go na osiedle na tyłach galerii. Nie cieszyło się ono najlepszą sławą, głównie przez drobnych złodziejaszków których praca polegała na zwleczeniu się nad ranem, przemarszu na parking pod galerią lub do samego centrum, i wypatrywania tam swoich ofiar. Dla nastolatka znaczyło to teraz tyle co nic. Miał co prawda torbę lecz w niej jedynie książkę, i dwa zeszyty, niezbyt obfity łup. Poza tym był bez pieniędzy jeśli nie licząc kilku drobnych, jedyną wartościową rzecz stanowiły jego słuchawki, lecz i one nie zachęcały chyba amatorów łatwego zarobku, gdyż po ich zdobyciu trzeba by się natrudzić i chodzić z nimi do pasera lub opchnąć przez internet. A komu by się chciało ?
Pomimo tego coś z tyłu głowy, jakaś malutka cząstka jego mózgu która wzięła na barki karkołomne zadanie zapamiętywania chociaż niektórych rzeczy, ostrzegała go przed tym osiedlem. Lecz jak to miał w zwyczaju po prostu zignorował ten słabiutki głosik i poszedł przed siebie. W pewnym momencie zatrzymał się aby zawiązać sobie buta. I okazał się jednym z najszczęśliwszych ludzi tego dnia. Przed nim na ziemi wylądowała donica. Z dźwiękiem łamiącej się gliny roztrzaskała się o chodnik, rozrzucając na nim istną mozaikę czarnej ziemi i zgaszonych niedopałków. Naoto zatrzymał się dopiero dwa bloki mieszkalne dalej. Teraz już doskonale pamiętał o co chodziło temu ostrzegawczemu impulsowi.
Niecałe dwa tygodnie temu, w czasie jednych z wieczorków zapoznawczych jego nowej klasy zdarzyło się że siedzieli pod jednym z balkonów na tym właśnie osiedlu. No i jak to zwykła banda nastolatków nie zwracali uwagi na to że innych może denerwować ich troszeczkę za głośne zachowanie. Z tego co pamiętał to jakaś staruszka jako jedyna wychyliła się z okna i grzecznie, po osiedlowemu zwróciła im uwagę na ich zachowanie, dorzucając co drugie zdanie słynne „Urwał”. Zaatakowani nastolatkowie odpowiedzieli z pełną furią ich młodzieńczego wieku, wyjaśnili staruszce że jest już troszeczkę w podeszłym wieku i takie wrzaski, wychylanie się przez okno mogą jej tylko zaszkodzić, więc lepiej niech wróci do szydełkowania i innych zajęć odpowiednich dla starszych ludzi. Oczywiście w najpiękniejszych słowach jakie tylko mogły zagościć w nastoletnich głowach, okraszonymi zasłyszanym przed chwilą „Urwał”. Babina jednak nie należała do tych spokojnych, raczej do tych które mają trochę za dużo energii jak na swój wiek, oraz dużą kolekcje niepotrzebnych rzeczy na balkonie. Więc uraczyła ich paroma rupieciami ze swojego magazynu wojennego na świeżym powietrzu, przez co oberwali jakimiś nadgniłymi owocami, plastikowymi doniczkami, a jeden z nich zardzewiałą rzeczą której nikt nie był w stanie zidentyfikować. Teraz dodatkowo trzeba było dopisać jeszcze staruszce doskonałą pamięć, i zażartość w walce, skoro po tak długim okresie czasu jeszcze pamiętała tamto wydarzenie.
”
No dobra, jakbym tym oberwał to raczej bym się już nie wykaraskał. No pokręciło stare babsko po prostu, żeby tak w biały dzień rzucać w ludzi donicami” na podobnym rozmyślaniu minęła mu reszta drogi do galerii. Ominął jeszcze tylko jednego z przedstawicieli osiedla który z ciekawością oglądał ewidentnie damską torebkę. Właścicielka tejże torby pewnie biega teraz po galerii zastanawiając się gdzie zostawiła swoje skórzane kochanie, a kizior z zadowoleniem miał czas żeby przetrząsnąć jej wnętrze. Jeśli będzie nawet zadowolony ze znaleziska to podrzuci je potem pod wschodnią stronę centrum, w miejsce gdzie znajdzie ją ochrona. Z tego co nastolatek wiedział panowała niepisemna umowa między złodziejaszkami a ochroniarzami. Ci pierwsi nie gonią złodziei poza teren samego centrum, i nie wzywają sami policji, w zamian za co okoliczna ferajna podrzucała wszelkie opróżnione zdobycze w kilka miejsc, tak aby je można było łatwo znaleźć i wykazać się przed szefostwem. I dzięki temu każdy był zadowolony, nie licząc okradzionych oczywiście.
Gdy nastolatek dotarł do galerii była już godzina 11, szybko wspiął się po schodach na dach. Następne kilka godzin minęło mu na leżeniu ze słuchawkami na głowie i kontemplowaniu niczego. Przed samym centrum handlowym zahaczył jeszcze o osiedlowy sklepik i do doskonalej pogody dołączyło jeszcze lekko schłodzone piwo. Może nie miał jeszcze 18 lat ale niektórym sprzedawcom wystarczał jego wygląd, dzięki czemu nie musiał się tłumaczyć czemu nie zabrał dowodu z domu.
I tak własnie uwielbiał spędzać czas, więc nie wiedział nawet kiedy zegarek wybił godzinę 16, a na telefonie wyświetlały się cztery nieodebrane połączenia od jego ojca.
Uznał że nie ma co oddzwaniać, tylko szybko zwinął manatki i pomaszerował w stronę klatki schodowej. Po krótszym zastanowieniu się to w sumie nie było nic niezwykłego. Nie należał do osób pilnujących się jakiegoś grafiku dnia. Dlatego mógł się łatwo wytłumaczyć w domu że po prostu został dziś dłużej w szkole. Poza tym, gdy siedział już w metrze doszło do niego że dzwonił jego ojciec a nie matka, więc w ogóle nie było się czym zamartwiać. Wolał mieć nabite kilka połączeń od staruszka niż jedno od matuli. Taki los, jakoś ona na nieodbieranie telefonów reagowała bardziej energicznie. Że niby coś mu się stanie.
Po niewiele ponad godzinie stanął w drzwiach swojego domu. Powrót nie był w żaden sposób dziwny, od kolejny przejazd kolejką w godzinach szczytu. W domu jednak czekała go kolejna niespodzianka. Już w przedsionku zobaczył kilka dodatkowych par butów. Co oznaczało ze do jego rodzicieli przyjechali goście.
–
Wróciłem, przepraszam że nie odbierałem ale stałem w tłumie i nie chciało mi się wyciągać telefonu- gładko zełgała gdy tylko zobaczył kilka starszych osób siedzących w salonie.
–
Spokojnie nie ma problemu, ale za to że zaspałeś dzisiaj, idziesz do sklepu, listę masz w kuchni, obok obiadu do odgrzania- to jego ojciec, wysoki , idealnie ogolony brunet, siedzący jako pan domu w najwygodniejszym fotelu, poinformował go o jego oczywistej karze. Nie chodziło nawet o to że te wyjścia na zakupy mają go odstraszyć od zasypiania. Zarówno on jak i jego rodzice wiedzieli ze to zadziała na niego tyle co nic. No ale dzięki temu oni nie musieli wychodzić z domu, a on nie dość że pójdzie do sklepu, to jeszcze dla zdrowia sobie podźwiga parę rzeczy
-
Jasne, cześć wujku, cześć ciociu- rzucił jeszcze do gości i szybko poszedł odłożyć swoją torbę. Pomimo że wygodna, do sklepu z nią nie chodził, zamiast niej wolał zabrać stary plecak. Może nie był on piękny ale przynajmniej mieściło się w nim więcej.
Parę minut później już wychodził z domu, psiocząc w myślach an cały świat. Wystarczył krótki rzut oka na listę aby się dowiedzieć że nie tylko plecak będzie mu potrzebny, ale pewnie kilka siatek wypełnionych po brzegi zakupami. Lista nie dość że miała z dobre 20 centymetrów długości, to jeszcze była zapisana drobniutkim pismem jego matki. „
Świetnie, nie dość że się nadźwigam to jeszcze żeby rozczytać to cholerstwo będę musiał się co chwila zatrzymywać". Szybko zarzucił słuchawki na głowę i w odtwarzaczu znalazł odpowiednią muzykę. Niestety robił to na samym środku tej jedynej ruchliwej drogi która oddzielała jego dom od sklepu. Nadjeżdżający samochód, którego nasz bohater nie widział musiał zdrowo dać po heblach żeby choć trochę wytracić prędkość. Na szczęście kierowca miał także odruch którego nauczyć mnożna się jedynie przez wieloletnią praktykę jazdy w miastach. Mianowicie trąbił na wszystko co go denerwowało, i tylko temu nastolatek zawdzięczał życie, gdyż dzięki dźwięku klaksonu uskoczył w bok przed rozpędzoną osobówką. Szczęście że wybrał muzykę na uspokojenie a nie klasyczne szarpidruty których słuchał zazwyczaj. Obrócił się za odjeżdżającym już samochodem który na odchodne rzucił mu jeszcze kilka trąbnięć i pomaszerował przed siebie. „
Kurna to chyba już trzeci raz dzisiaj jak unikam jakiejś krzywdy, po prostu fartowny dzień” pomyślał patrząc na powoli ciemniejące niebo. Drugiego samochodu już nie był w stanie usłyszeć i zobaczyć.
.........................................................................................................................................................
2
W celi zapadła cisza przerywana jedynie odgłosami dochodzącymi od innych osadzonych. Kobieta, prze chwila zasłuchana w opowieść dobiegająca zza metalowych krat teraz powoli wertowała trzymane na kolanach dokumenty. W samym karcerze przetrzymany siedział wygodnie na ziemi, opierając się o skałę z rękami założonymi za kark wpatrywał się w punkt znajdujący się nad głową czytającej. Spodziewał się następnego pytania i nie pomylił się w swoim oczekiwaniu.
-
Wiesz dlaczego sie tobą zainteresowaliśmy ?- nawet nie podniosła wzroku znad stronic w teczce- Chodziło o charakter twoich kradzieży, z zeznań świadków i wstępnego przesłuchania wynikało że nigdy nie kradłeś nic poza żywnością. ciekawi mnie dlaczego, przecież za sprzedaną jedną błyskotkę mógłbyś zarobić tyle że miałbyś spokój na wiele dni ?- okularnica w końcu zamknęła teczkę i spojrzała na swego rozmówce.
-
Cóż jak tak teraz mówisz to rzeczywiście, wydaje mi się to trochę dziwne że tak nie robiłem- w jego głosie słychać było lekką nutę zastanowienia-
chyba nie należę po prostu do ludzi planujących na dłuższą metę.-
W takim razie może powiesz o dniu w którym doszło do twojego zatrzymania, zresztą jego przebieg też mnie interesuje, to przez to trafiłeś w końcu tu a nie do normalnej celi. .........................................................................................................................................................
Wieczny Nie-Odpoczynek
Po pierwszych dwóch tygodniach szło już jak z górki. No można tak powiedzieć, na pewno było łatwiej. Na samym początku nie dopuszczał do siebie myśli o tym że jest martwy. W końcu świat który go przywitał był całkiem jak realny z tym że no.... trochę zacofany. Jednak po paru rozmowach które o dziwo zapadły mu w pamieć dowiedział się mniej więcej o co chodzi. Pewien starszy jegomość wytłumaczył mu że znajduje się w 68 obwodzie Południowego Rukongai. Samo miasto było centrum Społeczności Dusz. Z początku nie wierzył w to co mówi starsza osoba, ale kilkanaście argumentów, poczynając od faktu że obudził się już tutaj, a kończąc na braku potrzeby jedzenia przekonało go do racji staruszka. Co prawda temu ostatniemu faktowi nie za bardzo wierzył, gdyż od samego początku odczuwał lekkie ssanie w żołądku, ale zgodnie z nauką jego ojczulka nie za bardzo się tym przejmował, po prostu się nad tym nie zastanawiał.
I rozpoczął swe życie, po życiu. Pierwszym jego stałym zajęciem było nic nie robienie. Trochę co prawda ubolewał nad brakiem muzyki która w „świecie żywych”, jak nazywał swój poprzedni dom, była jego wieczną towarzyszką w samotnych rozmyślaniach i kontemplacji niczego. Szybko jednak przyzwyczaił się do jej braku, a po dwóch tygodniach zauważył że bez niej bardziej docenia to co ma przed oczami. A widoki bardzo go cieszyły. Oczywiście przyroda, rzeka przepływająca przez środek okręgu, wspaniała pogoda i piękny las także były ciekawe, jednak najciekawsze były inne dusze, oczywiście równie młode jak on i całkowicie przeciwnej płci. Cóż nadal był 16 latkiem, pozbawionym jakiejkolwiek kontroli rodzicielskiej, więc szybko dowiedział się co i jak należy zrobić aby zająć najlepsze miejsce z widokiem na łaźnie, lub jak zagadywać do dziewczyn. Co prawda w tym drugim, pomimo jego najszczerszych chęci nadal nie osiągnął odpowiedniego poziomu, no ale próbował.
Jedna rzecz jednak nie dawała mu spokoju, z każdym mijającym dniem stawał się coraz bardziej osłabiony, i snuł coraz pewniejsze przypuszczenia że staruszek tylko nabijał się z tym jedzeniem. Gdy jednak dokładniej przeszukał swą dzielnice, to rzeczywiście nie znalazł prawie nic do skonsumowania, jeśli nie liczyć straganów na głównej drodze, tam chyba dwa miały w ofercie jakieś żarełko. Chcąc, nie chcąc nastolatek skierował kroki w ich stronę. I o dziwo, mimo iż w życiu czegoś podobnego nie robił, spokojnie zawinął ze straganu parę kulek gotowanego ryżu. Okazało się że ze swoim wiecznie rozmyślnym wzrokiem i opinią człowieka który może się zjawić wszędzie i o każdej porze, po prostu przechodząc, nie zwracał na siebie żadnej uwagi. Od tego momentu nie cierpiał już zbytniego głodu.
Życie, czy raczej egzystowanie w świecie dusz toczyło się dalej. Nasz nastolatek nie za bardzo zwracał uwagę na to ile już czasu minęło od jego zawitania w tym miejscu. Jego ciało uległo niewielkim zmianom, wydawało się że wygląda już na trochę więcej niż te 16 lat, bardziej pasował na kogoś kto za chwile będzie kończył 20 lat. Parę razy zmieniał okręgi w których mieszkał gdyż sprzedawcy albo się wynosili albo za bardzo pilnowali. Przez jakiś czas łapał się dodatkowych prac, często polegających na przenoszeniu towarów lub, o dziwo, pilnowania straganów przed złodziejami. Nic dziwnego, w końcu jego wzrost należał już do ponad przeciętnych a sam widok dłoni które zawsze w takich sytuacjach trzymał na wierzchu, dłoni spracowanych, poznaczonych coraz liczniejszymi odciskami od pracy i bliznami od ulicznych bójek działał odstraszająco. Poznał także wielu ludzi, i chodź nie pamiętał ich imion to kojarzył ich po miejscach w których się potykali czy specyficznych cechach charakteru. Przez ten okres nauczył się także wymachiwać dwoma połamanymi kawałkami drewnianych bokenów.
Jako ze prowadził trochę włóczęgowski tryb życia parę razu po prostu nie miał wyboru i musiał użyć ich jako argumentu na wypuszczenie lub przepuszczenie w ciemnej alejce. Czasem się nawet zastanawiał jak je znalazł, ale za każdym razem przywoływał mu się tylko zamglony obraz jakichś ludzi w czarnych szatach, ćwiczących na polanie. Co prawda jedyni ludzie w czarnych szatach jakich widział to Shinigami którzy pilnowali porządku w mieście, no ale jakoś tak się zdarzyło że ich przybycie zwiastowało jego rychłą przeprowadzkę. Jednak rzeczą którą uwielbiał robić ponad wszystkie inne było siedzenie na dachach okolicznych domostw i napawanie się pięknymi widokami. W dzień innymi i w nocy innymi. Oczywiście dzień który zmienił jego położenie zaczął się jak każdy inny.
-
Mówię ci Naoto że powinieneś już zmienić miejsce, handlarze gadają coś o wezwaniu shinigami- osoba z którą rozmawiał poparła swój argument palcem wskazującym wycelowanym w twarz młodego dorosłego-
A coś mi się zdaje że to o ciebie im chodzi.-
Pani Hamuro, jeszcze nigdy mnie nikt nie złapał- odpowiedział jej i automatycznie się skrzywił obmacując lekko obite żebra. „
No ostatnim razem było blisko”- A przynajmniej nigdy na dłużej niż chwile więc nie ma co się stresować- miły uśmiech, zagościł na twarzy pod koniec wypowiedzi, jakby już chciał zminimalizować gniew za pomylenie imienia.
-
Kajmuro idioto, ehh kiedyś przez przepadek pójdziesz zjeść zabrany towar na dach domu obrobionego, wtedy chciałabym cię zobaczyć jak się tłumaczysz- także się uśmiechnęła-
A teraz gadaj z czym do mnie przylazłeś bo przecież nie żeby pogadać ?Rzeczywiście przyszedł do niej z pewną sprawą. W świadku drobnych złodziejaszków takie osoby jak babcia były informatorami. Kiedyś same się tym zajmowały, lub ktoś z ich rodziny a one w ramach solidarności więzi zawodowych udzielały młodszym informacji. Babuszki były genialnymi informatorami, nie było dla nich miejsca gdzie nie mogły wejść, przecież z racji wieku mogły już zapomnieć że na zaplecze się nie wchodzi. Nie miały też żadnych zajęć wiec większość czasu spędzały plotkując z podobnymi sobie, dzięki czemu wiedziały więcej niż niejeden mógłby sądzić. Niestety z wiekiem także coraz liczniej odwracały się od swoich młodszych kamratów, i popierały zaprowadzenie porządku. Dlatego każdy kontakt z babcią wymagał solidnego przygotowania, i ostrożności. Biada tym którzy nie docenili staruszek. Oczywiście młodzieniec nie podejmował żadnych kroków bezpieczeństwa, dlatego właśnie pierwsze swoje duchowe siniaki zarobił od babci która próbowała mu siłą wybić proceder złodziejstwa z głowy.
-
W sumie to ja własnie w sprawie tych ostrzeżeń, już trochę za długo żeruje na tej grubej hienie z targu, przydałoby się zmienić miejsce ale żeby to zrobić potrzebuje czegoś na start - wytłumaczył szybko-
jakby babcia wiedziała gdzie je teraz zdobyć, nie licząc tego gbura- Zwracanie się do staruszek babciami także było częścią kultury drobno-złodziejskiej, po prostu one jak rodzina opiekowały się młodymi złodziejami, no przynajmniej część.
-
Masz szczęście, ostatni zjawiła tu się banda i z tego co mi mówiła sąsiadka to zadekowali się na kwadracie S3, mieszkanie z zabitym oknem, trafisz bezbłędnie. Ostatnio kupili coś u tego twojego gbura, dużo wzięli bo inna sąsiadka widziała jak dwie osoby wychodziły wyładowane ze sklepu, myślała że na czarny to biorą bo handlarz chce podnieść ceny, tak gadała inna sąsiadka - staruszka nabrała kolejny haust powietrza chcąc kontynuować monolog. Nie można było jej na to pozwolić, gdy babcie zaczynają gadać może i pół dnia zejść , a on zamierzał jeszcze zdążyć na wieczór wejść niezauważenia na ulubiony dach.
-
Dziękuje babci- szybko przerwał, i skłonił się lekko przy okazji kładąc dłoń na piersi i okładając palce w skomplikowany zawijas, przy którym środkowy owijał się wokół serdecznego, duży z małym łączyły się opuszkami a wskazujący został odsunięty od reszty. gest którego nauczyli go ludzie poznani w tym świcie, symbolizujący i służący rozpoznawaniu przez cały światek przestępczy. tak się jakoś złożyło ze większość nowo poznanych własnie do niego należała.
Samo poszukiwanie domu zajęło mu niewiele czasu, po godzinie siedział już w jego pobliżu na pustej beczce odwróconej do góry dnem. To była jego ulubiona cześć każdego dnia. Nie ważne czy obserwował dom dla samych widoków architektonicznych czy biologicznych, czy stragan aby poznać zachowanie właściciela. Po prostu lubił siedzieć i nie robić nic konkretnego. Po paru godzinach i kilkukrotnej zmianie miejsca, raz na bardziej oddalone, kiedy indziej pod samym domem, wiedział już całkiem sporo. Nowych domowników była niezła gromadka, co najmniej piątka. Blond dziewczyna wszyła zaraz po tym jak zaczął obserwować ich dom, towarzyszył jej na oko 13 letni chłopiec. Niewiele później wrócili, aby po chwili znów wyjść w ciut zmienionym składzie. Tym razem wyszedł ten nastoletni chłopak wraz z niewiele młodsza dziewczynką a towarzyszył im brunet, mniej więcej w jego wieku. Jednak tym co najbardziej go denerwowało był widok który śmignął mu w oknie. Ukazał się tam na chwile chłopak niewiele młodszy od samego Naoto, lecz na jego plecach dało się widzieć dość długie ostrze. „ Ehh, raz kozie śmierć, przecież nie pilnują tego co kupili legalnie, a wieczorem jak wrócą dzieci będzie tylko gorzej”.
Postanowił zakraść się do domu od strony zabitego okna. Na początek usiadł pod nim i kontemplując zaprawę muru na przeciwko wsłuchiwał się w odgłosy domu. W samym pomieszczeniu po drugiej stronie nie było nikogo, a przynajmniej nikt się nie ruszał. Gdzieś z głębi słychać było lekki tupot, i rozwijanie jakiegoś materiału na podłodze. Nie zainteresowany tym co się dzieje dalej, złodziej przesunął się pod okno które nie było zabite, i, zdjąwszy sandały, powoli podciągnął się na parapet. Miękki krok i odpowiednie wyważenie ciała pozwoliły mu niemal bezgłośnie wyruszyć w głąb mieszkania. To go często śmieszyło, zwłaszcza gdy siedząc w jakimś zapadłym pomieszczeniu z innymi bogacącymi się na krzywdzie innych padały zakłady kto najciszej przemierzy jakiś dystans. Ludzie myśleli ze jeśli ktoś jest wysoki to i porusza się jak słoń, a chodziło tylko i wyłącznie o wyczucie podłoża pod sobą. Spokojnie rozejrzał się wokół siebie gdy już przyzwyczaił się do podłogi zbadał otoczenie. Ten pokój to lipa, nie leżały tu żadne paczki z jedzeniem, jedynie posłania. Po wielkości osądzając przygotowane dla dzieci, i tego najniższego z lokatorów, chodzącego z mieczem.
Po chwili nasłuchiwania dało się stwierdzić ze w następnym pokoju także nikogo nie ma. Najgorsze jednak były drzwi suwane. Takich praktycznie nie da się otworzyć bez dźwięku. Są na to dwa sposoby, długi i krótki. Długi polegał na wyczekaniu na jakiś głośny dźwięk odwracający uwagę i wtedy pewnie odsunąć drzwi. Z racji że znajdował się w środku okradanego domu jednak jakoś nie za bardzo uśmiechało mu się siedzenie i czekanie na coś co równie dobrze może nie nastąpić. Należało więc skorzystać z metody numer dwa, krótkiej i wymagającej dość sporej zręczności i wyczucia. Na szczęście to jedno da się wyćwiczyć w fachu jaki posiadał Naoto. Na początku złapał prawą ręką za klamkę służącą do przesuwania. Drugą zaczepił mniej więcej na środku drzwi, dobrze że były to typowe drzwi architektury japońskiej. Składały się one z materiału, tudzież cienkiego drewna które z zewnątrz dla stabilności było przytwierdzone kratką z cieniutkich listewek. Pomimo swojego lichego wyglądu drzwi nie były delikatne i często bywały dociążane szyną na dole. Te jakby wysłuchując modlitw złodziejaszka okazały się wersją bez obciążnika. Teraz wystarczyło jedynie znaleźć środek ciężkości drzwi. Lewa ręka przez chwile błądziła po listwach i szukała podparcia.W końcu uznał że odpowiednio ułożył ręce i zabrał się do roboty. Lekko uniósł drzwi i zaczął powoli przesuwać je w lewo. W czasie tej metody trzeba działać ostrożnie, tak aby nie walnąć o nic samym przedmiotem trzymanym w ręku, nie spowodować hałasu. Po kilkunastu sekundach drzwi zostały powoli odstawione na miejsce, a po ich prawej stronie widniała szpara na tyle szeroka aby przecisnął się przez nią człowiek. „ Poszło w sumie lepiej niż mogłem się spodziewać" stwierdził po tym gdy upewnił się że w sąsiednim pokoju nikogo nie ma. Dom miał najpewniej architekturę kwadratu z przejściami pomiędzy sąsiednimi pokojami. Na to wskazywały kolejne drzwi po prawej, po których jednak wzrok młodzieńca jedynie przemknął skupiając się na znajdujących się koło nich pakunkach. Kształt i opakowanie łatwo pozwalały zidentyfikować spoczywającą w nich zawartość, jedzenie z kramu grubego handlarza. Powoli przechodząc przez uchylone wcześniej drzwi starał się wyczuć czy podłoga różni się od tej w innych pomieszczeniach. Kiedyś się już na to natknął, w pewnym magazynie niemal został złapany tylko dlatego ze nie zwrócił uwagi że w magazynku domowym właściciel zostawił starą podłogę, nierówną i skrzypiącą. Nasłuchując odgłosów domu zaczął powoli przenosić ciężar ciała z jednej stopy na drugą, skutecznie przybliżając się do pakunku.
W tym momencie usłyszał ciche skrzypnięcie, zatrzymał się nasłuchując dalszych dźwięków z głębi domu. Po kilku sekundach miał już się zabrać do dalszej mozolnej wędrówki gdy dotarło do niego. Kroki. W tym mieszkaniu według tego co widział musiały być co najmniej dwie osoby, a mimo tego teraz w godzinie popołudniowej nie docierały do niego żadne dźwięki czynności które powinny towarzyszyć domownikom. W dodatku to ciche skrzypnięcie brzmiało bardzo podobnie do tych wydawanych przez ludzi którzy próbują się skradać. Instynkt młodzieńca zadziałał szybciej niż sam proces myślowy, w momencie gdy w głowie rozległo się "
Pułapka", był już w połowie drogi do okna. Pakunki pozostawił w spokoju, najpewniej nie miał czasu aby się do nich dobrać, ktoś mógł tu zajrzeć w każdym momencie. Gdy z jedną nogą na okiennej framudze obrócił się za siebie zobaczył dwójkę ludzi już biegnących w jego stronę, musieli stać za drzwiami obok pakunku. Sprawnie wyskoczył z domu, lecz zamiast uciekać w którąkolwiek stronę przywarł do ściany zaraz obok okna, sięgając po przełożony za pasem kikut swojego treningowego miecza. W myślach odliczył do trzech i na widok dłoni łapiącej się framugi wziął zamach i szybkim ruchem zmiażdżył wystające palce. Miał nadzieje ze to da mu parę sekund, jeśli ten drugi stał za blisko, śpiesząc się do podążania za złodziejem, powinien właśnie być przygnieciony swoim towarzyszem. Wybiegając zza rogu na ulice niemal wpadł na trójkę domowników która przed samą próbą kradzieży opuściła mieszkanie. Wiedział że tak właściwie jedyną jego szansą w starciu z trójką ludzi będzie zaskoczenie więc nim z ich twarzy znikł wyraz zdziwienia, jedno już leżało po ciosie w żołądek. Jeśli nie zdąży się napiąć mięśni takie uderzenie potrafi cholernie boleć. Wolną dłonią wyciągnął swą drugą broń, jednak zrozumiał ze nie ma szans. Dotarło to do niego gdy zobaczył reakcje pozostałej na nogach dwójki. Widać było że to był u nich odruch, odskoczyć, ustawiając się w pozycjach uniemożliwiających szybkie przemkniecie się ulicą. Mózg młodego złodzieja dopiero teraz teraz połączy ich wyuczone zachowanie, niemal identyczny ubiór i fakt że próbowali złapać kogoś kto połasi się na ich jedzenie. Bogowie śmierci. Nie pamiętał nawet kiedy przed jego oczami pojawiła się ciemność
Obudził się związany, lezący na jednym z posłań w pokoju gdzie doszło do ich krótkiego pojedynku. W dodatku leżał na brzuchu przez co widział jedynie kilka stóp przed sobą.
-
Mowie panu sensei, to groźny człowiek, może nawet nie samouk, w dodatku złodziej. Zamkniemy go i po sprawie.-
Nic nie zrobimy bez mojego pozwolenia, Hinamori, jak to wyglada?- [color=#ff0000]Więcej siniaków niż jakikolwiek innych ran. Nie wyczuwam żadnych złamanych kości, może parę jest nadkruszonych ale powinny się zrosnąć. Kręgosłup też w porządku/color]- tym razem głos dobiegł go zza jego pleców, wraz z nim uświadomił sobie ze nie na sobie żadnych ubrań nie licząc bielizny i cholernie boli go całe ciało .
-
Więc wracając do tematu, mieliśmy zbadać czarny rynek, ale chyba sobie odpuścimy to zadanie, skoro złodziejaszek podrzędny złodziejaszek wam niemal uciekł. Już myślałem ze sam będę musiał go złapać i tak pewnie by było gdyby nie to że akurat w tym momencie wracaliście ze swojej przechadzki-
Tak ap ropo, to on się obudził- znów damski głos zza pleców-
A ja skończyłam.Dwie silne pary rąk złapały go pod pachami i posadziły pod ścianą. Teraz dopiero mógł się przyjrzeć ludziom którzy go złapali, i od razu zorientował się ze ma kłopoty. Oczy jednego z nich, właściciela prawdziwego miecza, zdradzały że wcale nie ma do czynienia z nastolatkiem.
........................................................................................................................................................
3
Osadzony jadł właśnie posiłek, co oznaczało godzinę czwartą. Jedzenie tu podawano zawsze w tych samych godzinach, nigdy nie zmieniając jadłospisu. Kleista kaszka o wodnistym smaku zdradzała niezbyt drogie pochodzenie jej składników. W celi rozlegały się siorbanie i pokaszliwania po zbyt łapczywym przełykaniu mało wyszukanego obiadu, podobne głosy dochodzące z korytarza świadczyły o tym że posiłek wydano wszystkim więźniom. W tym czasie kobieta przyglądała się pałaszującemu mężczyźnie, porównując go ze zdjęciem z dnia zatrzymania. Było po nim widać że spędził tu dłuższy czas, broda na portrecie starannie przystrzyżona teraz rosła w różnym tempie tworząc kilka dłuższych kępek na jego twarzy, dało się zauważyć że już przez dłuższy okres nie miał dostępu do bieżącej wody, a od tłuszczu na włosach odbijały się nieliczne promienie wpadające przez małe okienko. Jedyną pozytywną zmianą w jego wyglądzie był brak siniaków tak starannie wymienionych w raporcie.
-
Może w końcu wysłuchasz mojej propozycji ?- zapytała niemal równo z brzdękiem odkładanej drewnianej miski. Osadzony odetchnął i lekko poklepał się po piersi kierując pytający wzrok na boginie śmierci.
-
Proponuje ci wstąpienie do akademii shinigami, oczywiście jako ze my będziemy ci opłacać życie w zamian zabieramy cześć twojej pensji, możesz to także wliczyć w koszta kaucji za zwolnienie. Dostaniesz od nas mundur oraz wszystkie przybory treningowe - odetchnęła zdejmując okulary i masując miejsce gdzie ich skrzydełka spotykały się z nosem-
osobiście uważam ze powinieneś być po prostu uwieziony, ale fakty mówią za siebie, jako samouk niemal uciekałeś z pułapki zastawionej przez studentów akademii, prawdopodobnie masz spory potencjał energii duchowej, no i nie wydajesz się niebezpiecznym zabójcą, raczej drobnym złodziejem.- okulary ponownie znalazły się na jej nosie i teraz zza nich kobiece oczy niemal świdrowały dusze osadzonego.
-
Skoro tak stawiacie sprawę to nie sądzę. Chyba że dorzuciłabyś jeszcze do tego kąpiel i hmmmmm- więzień się zamyślił, choć z niemal radosnego tonu jego wypowiedzi można było już wywnioskować że tak naprawdę się zgadza- i jeszcze twój sznurek do włosów- wskazał ręką na krwistoczerwoną wstążkę jaką był przewiązany warkocz bogini śmierci. Ta w odpowiedzi jedynie sięgnęła dłonią do swej fryzury.