DANEImię:Carmen
Nazwisko:Cicuta
Profesja:Shinigami
Płeć:Kobieta
Wiek:27
Waga:54 kg
Wzrost:170 cm
Wygląd:Obrazek-
Dziewczyna posiada włosy brązowe, które zwykle spina w kucyk, lub zostawia luźno. Posiada szare oczy, sprawiające wrażenie inteligentnych. Jest zgrabna, jednakże jej nogi są dziwnie chude. Jej "wadą", jak uznaje większość mężczyzn, są miseczki B75. Skrupulatnie ubiera się w shihakushou, a inne ciuchy ubiera tylko na specjalne okazje.
Charakter:Trudno określić jej ogólny charakter. Nie uśmiecha się tępo cały czas, jednak nie chodzi smętna. Nie jest obojętna na uczucia innych, nie zawsze jednak pomaga ludziom. Można ją zdefiniować więc jako przeciętnego człowieka. Trudno ją wyprowadzić z równowagi, jednakże gniew kumuluje się w niej. Podczas wybuchu woli rozwalać przedmioty niż ludzi.
Jest przykładem realistki. Widzi świat takim, jaki jest. Nie jest smętna, jednakże nie widzi we wszystkim dobra, szczęścia. Rzadko kieruje się ślepą nadzieję, chyba, że znajduje się stanie całkowitej desperacji.
Znajdując się w nieznanym miejscu, lub otoczeniu z potencjalnym zagrożeniem, zwykła obserwować wszystko, nie skupiała się na jednym punkcie dłużej niż kilka sekund. Uznała to za dobry mechanizm obronny, za pomocą którego ogarniała sporą część otoczenia.
Ekwipunek:Historia: #1:Detektywistyczny debiut
Dziewczyna siedziała przy biurku. Właściwie, odwalała papierkową robotę. Podpisała parę formularzy.. Skończywszy to, ruszyła do laboratorium. Właśnie tym się zajmowała. Badania oraz papiery. Nigdy nie prowadziła śledztwa, chociaż miała uprawnienia. Irytowało ją. Jednak nic nie mogła poradzić.
-Są już wyniki sekcji zwłok tego…- tu spojrzała na kartę- Jeroma?
-Tak, zatrucie cyjankiem –odparł Tom, jej kolega z pracy. Tom był niskim brunetem, z wąsikiem.
-Eh… przekażcie to temu nabrzmiałemu durniowi – dodała i usiadła sobie wygodnie w fotelu. Błogi odpoczynek przerwał jej szef.
-Carmen, do mojego gabinetu, natychmiast- warknął szef. Był on niskim, pulchnym, łysym facetem.
-No do…- zaklęła w tym momencie Carmen i wstała z fotela. Ruszyła za szefem, jakoś nie specjalnie się spiesząc. Nie miała ochoty na kolejny wykład o pracy. Jednak dziś czekało ją zdziwienie
-Siadaj, Carmen-mruknął szef. Dziewczyna rozsiadłą się wygodnie w czarnym, skórzanym fotelu.
- O co chodzi, szefie? –zapytała.
-Nasi najlepsi detektywi są zajęci, zostali wysłani do Japonii, nie mamy kogo wyznaczyć do śledztwa. Dlatego wybraliśmy ciebie- powiedział facet, jakby niechętnie
-Gdzie dostanę akta dotyczące śledztwa –zapytała
-Nie ma akt. Sama musisz wykonać. Śledztwo jest świeże. –powiedział szef- dotyczy pewnego morderstwa na kobiecie. Europejka, 28 lat, architektura, wprowadziła się tydzień temu. Im szybciej złapiemy sprawcę, tym lepiej dla nas wszystkich. Masz za zadanie przepytać świadków- dokończył. Carmen wstała i bez pożegnania wyszła z pokoju, a następnie z budynku. Złapała taksówkę, i pojechała do mieszkania. Wszędzie kręcili się różni policjanci. Carmen wypytała świadków, i skleiła fakty. Wszystko zapisała w laptopie. Wyrzuciła lekko przesadne części wypowiedzi, i wyszło jej oto takie zdarzenie
*
Młoda blondynka, oglądała prawdopodobnie głośno film w telewizji, bądź słuchała muzyki. Popijała wino, o czym sugerowała stłuczona później butelka i kieliszek. Morderca z dużą siłą wyłamał drzwi, bez pomocy żadnych narzędzi. Kawałki drewna walały się po całym pokoju, drzwi były wyrwane. Przy okazji poszedł kawałek ściany, w którym został kawałek sylwetki zabójcy. Zupełnie nie ludzkich kształtów. Postać musiała być wyjątkowo wysoka, około 2,5 metra i muskularna. Ofiara została zabita bez pomocy żadnych narzędzi. Głowa została po prostu oderwana gołymi rękoma. Wygląd zabójcy odbity w ścianie nie pasuje do opisu żadnego z uwolnionych od nas skazańców.
Lista podejrzanych: Brak
Carmen skończyła pisać, i wysłała meilem wszystko do swojego szefa…
Carmen była w domu. Popijała herbatę przed telewizorem owinięta kocem. W telewizji leciał jakiś film sensacyjny, jednak Carmen to nie interesowało. Bardziej zastanawiała się nad morderstwem. Ogromna postać, na dodatek bardzo muskularna. Taki człowiek nie istniał. To było nie możliwe. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk telefonu. Drżącymi rękoma go odebrała.
-Tak?- zapytała uspokoiwszy ręce
-Carmen! Mamy kolejne zabójstwo przyjedź pod adres…- przekazał jej szef
-Już tam jadę- westchnęła. Chwyciła płaszcz i szczelnie się nim otuliła. Wsiadła do swego auta i ruszyła. Po pewnym czasie, w końcu dotarła na miejsce i zaparkowała obok domu. Widok ją zszokował. Powybijane okna i wyrwane drzwi, po bokach znów kawałki sylwetki, jakby zabójca przeszedł przez ścianę nic sobie nie robiąc. Po prostu ją rozwalił, zostawiając w ścianie odbicie swych kontur. Musiał być naprawdę wielki i szerszy w barach niż się spodziewała. Weszła do domu. Już były oznaczone wszystkie poszlaki. Trzy ciała. Dwie kobiety i jeden mężczyzna. Podszedł do niej jeden z policjantów.
-Mamy tutaj małżeństwo-chłopaczyna pokazał na dwójkę leżącą sobie względnie blisko siebie. Kobieta bez głowy, mężczyzna miał rozdarty brzuch-Tamta to sąsiadka, która chciała sprawdzić co się dzieje-wskazał na kobietę z dziurą w gardle-Mordercy nikt nie widział
-Do jasnej cholery, jak można nie widzieć parometrowego, wielkiego monstrum które niszczy drzwi i zabija ludzi!- Carmen się wściekla- Do jasnej cholery, musimy znaleźć to coś!- wrzasnęła. Zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Jakąś godzinę badała wszystko. Nic nie znalazła. Żadnych poszlak, tylko krew. Wiele krwi.
*
Siedziała w biurze i przeglądała zdjęcia. Spojrzała na zegarek. 22:00. Odłożyła wszystko do koperty, ubrała płaszcz i wyszła z biura. Wsiadła do auta, gdy nagle ujrzała jakąś smugę, ruch powietrza, zagęszczenie w jednym miejscu. Instynktownie wiedziała, że musi za tym jechać. Mijała światła, wyprzedzała auta. Na szczęście pościg nie trwał długo, bo złapała by ją policja, za przekraczanie prędkości itd. Dojechała do magazynu i do bramy. Wysiadła z auta.
-Muszę przejść!
-A to niby dla czego, panienko?- zapytał wysoki brunet, o niebieskich oczach. Zanim zdążyła odpowiedzieć nastąpił wybuch. Pisk tłumił dźwięki. Zasłoniła oczy przed pyłem i opadła na ziemię. Po chwili się skończyło. Zakrztusiła się pyłem. Nie mogła oddychać. Carmen splunęła na ziemię i z trudem, łapczywie łapała powietrze. Chwyciła komórkę, wezwała pogotowie. Nie wiedziała czy ktoś był w środku, ale strażnik wydawał się martwy. Podeszła do niego i sprawdziła tętno oraz oddech. Na szczęście stracił jedynie przytomność.
*
-Carmen, dokąd nas prowadzisz?- zapytał Tom, jej współpracownik z pracy. Prowadziła jego i dwójkę policjantów. Podejrzewała, że wybuch magazynu to sprawa seryjnego, już, mordercy. Szli do biura ochrony, chcieli sprawdzić kamery, może coś się zachowało na nich. Carmen otworzyła drzwi bez jakiego kol wiek pukania pokazała dokument detektywa policyjnego. Strażnik nadzorujący kamery już miał coś powiedzieć, ale zamknął usta.
-Przyszliśmy zobaczyć nagrania. Może znajdziemy na nich sprawcę- powiedziała. Przyglądała się monitorowi komputera. Nagle w jednym miejscu dostrzegła to co chciała. Rozrywaną siatkę, jakby jednym potężnym ciosem-Zbliż pan, i trochę cofnij-powiedziała. Strażnik wykonał polecenie. Siatka była rozrywana, jednak mordercy nigdzie. Jednak mimo to miała coś do powiedzenia strażnikowi.
-Nie zauważył pan czegoś takiego?
-Zauważyłem i mój kolega tam poszedł… i nie wrócił jeszcze
-Oh… przykro mi, ale pewnie nie żyje- powiedziała bez skrupułów- Gdzie ta rozerwana siatka?
-Zaprowadzę was- powiedział ochroniarz i ruszył szybkim krokiem. Carmen rozglądała się na boki. Nie było czego szukać w tych magazynach, wszystko zwęglone. Doszli do miejsca rozerwania siatki. Ochroniarz upadł i zwymiotował. Niedaleko leżało ciało, rozerwane na pół. Carmen również zemdliło. Uczucie wzmagał nieprzyjemny zapach spalenizny. Wiedziała, że nic tu nie znajdzie, jednak musiała spróbować. Jej podejrzenia były słuszne. Po dokładnym sprawdzeniu wszystkiego, nic nie znalazła.
*
Wyszła z biura po kolejnym dniu pracy. Nie nachodziło ją żadne olśnienie. Wsiadła do samochodu i nagle coś ujrzała. Szybko poruszające się zagęszczenie powietrza. Znowu. Wcisnęła pedał gazu. Goniła to jak najszybciej się dało. Wleciało do Domku, jedynego w okolicy. To coś specjalnie prawdopodobnie specjalnie dobrało ten domek, na odludziu, gdyż czuło, iż ludzie ją tropią. A może czuł, że ona go tropi? Chciał się jej pozbyć? Wyhamowała z piskiem. Wbiegła do domku przez dziurę w ścianie, pozostałością po drzwiach. Carmen poczuła nagły ból, jakiego nigdy nie czuła. To mógł być koniec. Ból powodował łzy. Zamglił jej się wzrok. Upadła. Walczyła z bólem, aż wreszcie oczy jej się zamknęły.
Gdy otworzyła oczy stał przed nią mężczyzna w czarnych szatach.
-Spokojnie-powiedział. Za nim Carmen zareagowała, ten dotknął jej czoła rękojeścią.
#2:Dusze i Soul SocietyOcknęła się. Czuła się zamroczona. Odgarnęła kołdrę i rozejrzała się po pomieszczeniu. Był to nieduży pokój, pomalowany na ciemnoniebiesko, kolor ten koił oczy. W rogu ustawione było biurko i fotel okryty skórą. Na prawo od ów biurka stał spory regał z wieloma książkami. Podniosła się powoli z łóżka. Dopiero teraz zauważyła, że spała w tych samych ubraniach, co umarła. Chwiejnym krokiem otworzyła brązowe, drewniane drzwi. Naciśnięta klamka wydała straszliwy pisk, ale za to dawała przez chwilę dłoni kojący chłód. Gdy otworzyła drzwi oślepiło ją światło. Przysłoniła oczy dłonią. Gdy jej wzrok się przyzwyczaił ujrzała dwójkę starców. Jedną z nich była niska i pulchna na pierwszy rzut oka kobieta, o siwych długich, aż po ramiona włosach oraz piwnych oczach. Drugim starcem był mężczyzna. Miał krótko przystrzyżone siwe włosy, i ciemno brązowe oczy. Starsi ludzie z zadowoleniem wcinali śniadanie. Gdy w końcu starzec zauważył dziewczynę przysunął tylko talerz z jajecznicą w kierunku pustego krzesła. Nie powiedział jednak nic, gdyż mozolnie przeżuwał jedzenie. Carmen przysiadła niepewnie na krześle i zjadła pożywienie.
-Witaj dziecko. Miło, że masz apetyt-powiedziała staruszka
-Ja jestem Abraham, a to moja żona Chloe- powiedział Abraham
-Macie dość specyficzne imiona. Ale swoją drogą, jestem Carmen-powiedziała
-Miło nam cię poznać- rzekła Chloe-Posłuchaj znajdujesz się w Runkongai…-i rozpoczęła opowieść(którą sobie pozwolę pominąć, gdyż to głównie dane o Soul Society).
*
Dziewczyna miała małe grono przyjaciółek. Carmen zauważyła, że nie potrafią tego co one, są ogólnie słabsze. Po rozmowie z Abrahamem dowiedziała się, że chodzi tu o reiatsu. Wiadomość ta miała w krótkim czasie zmienić jej życie. Jednak wcześniej zaczęła palić.
Rozpoczęło się od jej przyjaciółek, aż przeszło na nią. Ona natomiast początkowo paliła jednego papierosa dziennie, aż w końcu doszło do całej paczki. Przeszło to kompletne uzależnienie, nie mogła żyć bez palenie. I tak jej zostało.
*
Jedną z rzeczy, jakiej się nauczyła w Runkongai to samoobrona. Często trenowała ze swoją koleżanką, Ann, na małej polanie. Nie były to regularne treningi, jednakże to wystarczyło by nauczyła się podstaw. Bić się trochę umiała, za życia była detektywem, i mimo, że wiele nie pamiętała, wyuczone ruchy jej pozostały
*
Po pewnym czasie pobytu w Runkongai, zakończonym uzależnieniem i wyuczeniem podstaw samoobrony Carmen zgłosiła się do akademii Shinigami.
-
Pieniądze: 500 Ryo.
STATYSTYKIAtrybuty:Siła: 5+1(profesja)-1(płeć)+2(wady)=7
Szybkość: 5+2(profesja)+2(własne)=7
Zręczność: 5+2(płeć)=7
Wytrzymałość: 5-1(płeć)+4(wiek)=8
Inteligencja: 5+3(własne)+1(wiek)=9
Psychika: 5
Reiatsu: 5+1(profesja)+5(własne)=10
Kontrola Reiatsu: 5=5
OGÓLNEUdźwig: 50 kg
Prędkość (śr.):9 km/h
Prędkość (max.): 28 km/h
PŻ (Punkty Życia):90 PR (Punkty Reiatsu):50 TechnikiMagia: Poznane Hadou: Poznane Bakudou: Umiejętności: Podstawy samoobrony, Szpieg Wady: Niekontrolowane Kidou, Uzależnienie: papierosy; Stara rana:brzuch(rany postrzałowe)