Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Test Ozymandiasa

Go down 
4 posters
AutorWiadomość
Aoto
6 oficer VII dywizji



Mistrz Gry : Imperator

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket46/370Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (46/370)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket1847/6190Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (1847/6190)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyWto 7 Sty 2020 - 19:04

Najpierw sprawdzimy Twoje poszczególne umiejętności, jako MG, a na koniec dam Ci postać, której poprowadzisz krótki wątek fabularny. Twoim pierwszym zadaniem będą NPC. Kolorowi, acz nie przerysowane postacie to ważny element świata przedstawionego, który wpływa na to czy rozrywka jest miodna czy też wieje nudą. Ważne, aby MG potrafił po pierwsze wymyślić takiego, a po drugie opisać go sobie w odpowiedni sposób tak, by nigdy nie zapomniał ważnych rzeczy związanych z daną postacią. Zatem Twoim zdaniem jest wymyślenie oraz opisanie trzech NPC, dla Ciebie los wytypował Quincy, Bount i Vaizard.
Powrót do góry Go down
Ozymandias


Test Ozymandiasa Mg10
Ozymandias


Mistrz Gry : Aoto

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket70/80Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (70/80)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket65/90Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (65/90)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyWto 7 Sty 2020 - 23:51

Quincy:


bounto:


Vaizard:
Powrót do góry Go down
Aoto
6 oficer VII dywizji



Mistrz Gry : Imperator

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket46/370Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (46/370)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket1847/6190Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (1847/6190)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyPią 10 Sty 2020 - 17:53

Wydaje mi się że są okej. Nie będą mi się kilka kwestii, ale to już moje prywatne upodobania i wizje.
Drugim zadaniem jest umiejętność opisywania. Opisz trzy różne lokacje, w innych miejscach na świecie.
Powrót do góry Go down
Ozymandias


Test Ozymandiasa Mg10
Ozymandias


Mistrz Gry : Aoto

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket70/80Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (70/80)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket65/90Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (65/90)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptySob 11 Sty 2020 - 16:50

Proszę tu opisy trzech różnych lokalizacji

ziemia:

soul society:

hueco mundo:
Powrót do góry Go down
Aoto
6 oficer VII dywizji



Mistrz Gry : Imperator

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket46/370Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (46/370)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket1847/6190Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (1847/6190)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyNie 12 Sty 2020 - 19:50

Dobrze przejdźmy do kolejnego testu. Teraz dostaniesz dwie kart do oceny, musisz sam wyciągnąć wnioski i proszę o nie czytanie oceny innych mistrzów.
Powrót do góry Go down
Aoto
6 oficer VII dywizji



Mistrz Gry : Imperator

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket46/370Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (46/370)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket1847/6190Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (1847/6190)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyNie 12 Sty 2020 - 19:50

Generalnie wyskoczyło mi, że wiadomość, którą próbuje wysłać jest za długa, więc w dwóch częściach xD

DANE

Imię: Kyojin (szaleniec)
Nazwisko: (nie zna)
Profesja: Dusza
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 25 lat (ale on o tym nie wie)
Waga: 95 kg
Wzrost: 190 cm
Wygląd: Kyojin jest potężnie zbudowanym młodym mężczyzną. Jest wysoki oraz ma szerokie bary, a także umięśnioną budowę ciała. Kolejna charakterystyczną cechą jego wyglądu są blizny związane z jego przeszłością pełną krwi oraz walk. Mianowicie ciężko znaleźć część ciała wojownika, która nie została naznaczona jakąkolwiek blizną. Przeważnie są to długie ślady po przecięciach, zszyte dość prymitywną metodą, ale znajdzie się kilka śladów, choćby po ranach kłutych, czy obuchach. Przechodząc do szczegółów zacznę od góry. Czarne jak smoła włosy Kyojina rzadko są uczesane czy równie przystrzyżone, podobnie przez braki środków czystości w Rukongai, te często są przetłuszczone. Mają długość trochę przeszło pięciu centymetrów i przeważnie noszone są w taki sposób, jaki same się ułożyły po pobudce, co przeważnie oznacza całkowity chaos. Oczy ma koloru jasnego błękitu, dość spore, natomiast jego nos jest charakterystycznie przekrzywiony, co za pewne zostały spowodowane niegdysiejszym złamaniem. Rysy twarzy mężczyzny są dość ostre, a szczękę ozdabia, czarny kilkudniowy zarost, którego Kyojin nie traktuje jako elementu estetyki, a raczej zwyczajnie nie ma tak wielu okazji do golenia się, aby jego twarz była zawsze gładziutka jak pupcia niemowlaka… zresztą nie widzi potrzeby, żeby takowa była. Na sobie nosi typowy strój dla Rukończyka. Poobcierane, szare kimono, pocerowane w kilku miejscach, przewiązane ciemno brązowym obi. Jako, że koszula była dla niego za duża (o dziwo się taka znalazła!) to rękawy młodzieniec oberwał, dzięki czemu te ukazują jego potężne ramiona. Ze spodniami, które są do pary podziałał w inny sposób, mianowicie nogawek nie odciął, a jedynie podwinął. Na stopach nosi tradycyjne, dość prymitywne japońskie sandały, z podeszwą zrobioną z drewna.
Charakter: Kyojin miał skomplikowaną przeszłość, która wpłynęła na jego dotychczasowy charakter. Po ucieczce z niewoli zaczął doceniać wartości doczesne, bardzo cieszy się obserwując piękne widoki, urodziwe kobiety, raduje go okazja z wypicia piwa z osobą, którą lubi, czy nawet piękna, gwiaździsta noc. Z drugiej strony pozostał u niego swoisty lęk przed niezależnością. Posiada odczucie, że gdyby nie miał za kim podążać, nie miałby wyznaczonego z góry celu to nie wiedziałby co ze sobą począć i pewno zrobiłby coś bardzo głupiego. Pozostała u niego też radość z walki, było w niej coś takiego niebywałego, adrenalina buzowała, dwóch ludzi ścierało się w śmiertelnej rywalizacji kładąc na szali swe własne życia ryzykując tym co najważniejsze. Co prawda Kyojin nie był z tych co, by na to patrzyli w taki wzniosły sposób, po prostu lubił to robić i już, ekscytowało go. Drugą ważna kwestia w jego charakterze wynikła z jego uwolnienia. Wywołało ono absolutne przywiązanie wobec swego mistrza oraz organizacji, do której należy, brunet złożył całkowitą wiarę, wobec Kami i sprawy, którą mu ukazała. Stał się swego rodzaju paladynem, który zamierzał za jej dobro walczyć do upadłego i swymi umiejętnościami przynieść jak najwięcej dla społeczności. Chce jak najwięcej nauczyć się od mistrza, którego traktuje jak największy autorytet, a także piąć się w górę w organizacji, by zapobiec zbliżającej się katastrofie. Poza takimi dość wzniosłymi cechami to jest on też mimo wszystko zwykłym facetem, wesołym, lubiącym żartować, przy tym dość odważnym oraz w miarę honorowym, choć bez przesady oraz bardzo pracowitym. Nie lubi on zdrad, a także ma kiepskie mniemanie na temat gangów w Rukongai, a niewolnictwa nienawidzi szczerze i dosadnie. Nie cierpi też ludzie ogólnie plugawych, złodziei, morderców, gwałcicieli, dlatego zarabianie przez byt łowcy głów mu odpowiada. Mimo lubowania się w boju nie znosi swej zdolności, boi się że w tym gniewie zrobi coś złego, że zrobi krok za daleko, a potem będzie żałował, mimo tego wierzy mistrzowi, iż musi pracować nad kontrolowaniem Tatakai no Kyoran, bowiem z nią będzie znacznie silniejszy, dlatego nie wzbrania się w pełni z korzystania z niej, po prostu sięga po nią tylko w walkach, w których jest pewien, że bez niej by sobie nie poradził. Wysoko ceni u ludzi takie cechy jak wierność, zaangażowanie, dystans do siebie, wesołość, uważa że ludzie gdyby byli prostsi, bardziej prymitywni, nie kombinujący tyle, żeby mieć lepiej kosztem innych to byliby szczęśliwsi.
Ekwipunek:

Historia:

Pamiętnik szalonego Paladyna

Moja historia zaczęła się dość późno. Obudziłem się pewnego dnia, totalnie nic nie pamiętając. Byłem kompletnie skołowany, dodatkowo leżałem na łóżku w ciemnym pomieszczeniu, w którym po dziś dzień pamiętam jak intensywnie pachniało ziołami. Wspomniałem już, że do tej pryczy to byłem przywiązany? Nie byłem w tym pokoju sam, kawałek obok mnie leżał inny gość, jego ręka była obrzydliwie złamana, a on pojękiwał z bólu… jego też przykuli do łóżka. Po co? Zastanawiałem się tego dnia nad tym jak cholera. W sali był jeszcze jeden facet, który chyba miał się nami zająć, bo gdy tylko się obudziłem zaczął mnie badać, nie powiem żeby było to przyjemne, szczególnie że facet wydawał się być zdziwiony, że w ogóle żyje. Gdy go zapytałem gdzie jestem, kim jestem, bo były to pierwsze głupie pytania jakie przyszły mi na myśl, facet powiedział tylko „więc utracił pamięć” po czym zanotował coś w swym kajeciku. Po tym wyjaśnił, że w walce wpadłem w szał i strażnicy, żeby mnie uspokoić musieli walnąć mnie przez łeb… wygląda na to, że przywalili mocniej, niż powinni i tak o to wylądowałem u niego z rozbitym łbem. Podobno miałem fart, że w ogóle przeżyłem. Po mniej więcej tygodniu przyszło dwóch gości, nieźle uzbrojonych i zabrało mnie z powrotem do „mojego pokoju”. Gdzie ja kurwa byłem? Tak się zastanawiałem. Odpowiedź nadeszła szybciej, niż myślałem. Mój pokój okazał się dwuosobową izbą, o grubych drewnianych drzwiach, zamykane od zewnątrz. Bez okien, w piwnicy. „Czy ja jestem więźniem czy jaki chuj?” pomyślałem na głośno. Siedzący na swej pryczy (były to jedyne rzeczy, które były w tej celi) wybuchł śmiechem.
- Co Ci odwaliło Kyojin? – zapytał rozbawiony mężczyzna, po trzydziestce o barwionych na czerwono włosach, wąsach oraz brodzie, dodając do tego jego ciemny kolor skóry wyglądał dość egzotycznie, może nawet komicznie.
- Podobno dostałem mocno w łeb i przez to straciłem pamięć. – powiedziałem, jakby nie było tego widać po bandażach, które okalały całą moją głowę z jedynymi lukami na oczy, nos i usta. To również faceta rozbawiło. Jak się okazało mówili na niego Azuma, a oni nie byli więźniami tylko niewolnikami pewnego wyjątkowo bogatego i mało sympatycznego Pana, który lubował się w krwawej rozrywce. Na czarnym rynku, bowiem organizowano walki ludzi na śmierć i życie, a oni byli gladiatorami wykupionymi przez owego jegomościa, aby walczyć na różnych arenach w Rukongai. Od razu zapytałem czy nie próbowaliśmy jakoś czmychnąć. To Azume, również rozbawiło. Stwierdził, że znacznie większa szansa jest na wywalczenie sobie wolności, bo najlepszych gladiatorów ów facet wcielał do swego gangu. Czerwonowłosy zamierzał w ten sposób zostać uwolniony, a potem prysnąć. Ku temu musiał walczyć nie tylko dobrze, ale jeszcze atrakcyjnie dla oka, więc zamierzał zgrywać pieprzonego świra na arenie. Mimo, że był ostro szurnięty polubiłem go.

Minęło kilka dni, w których zapoznałem się z typowym planem dnia. Rano śniadanie otrzymywane do cel, niedobre, ale pożywne, potem na trening w zamkniętej sali, również w jakiejś zatęchłej piwnicy, gdzie pracowano nad naszymi ciałami. Popędzani przekleństwami oraz batem biegaliśmy, robiliśmy pompki, podnosiliśmy się na drążki i tym podobne, a potem ćwiczyliśmy walkę na różne sposoby. Okazało się, że większość znajdujących się tu drabów była ode mnie silniejsza, sprawniejsza i bardziej umiejętna, ale ja miałem sekretny as w rękawie, gdy dostawałem w ciry potrafiłem wpaść w szał, a potem stawałem się nieprzewidywalny… rzekomo kibice to uwielbiali. Nie wiedziałem nic o takiej umiejętności ani nie miałem pojęcia jak ją uruchomić. Trochę słabo to wróżyło mi na przyszłość, więc pietrałem się strasznie przed kolejną walką. Niestety przez parę dni nie znalazłem, żadnej opcji do ucieczki, a po nich ogłoszono, iż tego wieczora będziemy walczyć. Wojownicy różnie się przygotowywali, jedni się modlili, inni odprawiali jakieś tańce rytualne, kolejni grali w kostki, a mnie cóż… trzęsły się kolana. Jak zwykle w takich sytuacjach bywa czas do walki minął mi jak z bicza strzelił. W końcu zostałem zaciągnięty i wpuszczony na salę z drewna, ośmiokątną, której krawędzie wyznaczały wysokie na jakieś trzy metry drewniane ściany, nad którymi rozpościerały się trybuny, z których widzowie oglądali widowisko. Panowała ogromna wrzawa, tłum domagał się krwi, a ja szedłem na pierwszy ogień, trochę słabo. Naprzeciwko mnie stanął wielki jak dąb facet, który był absolutnie pozbawiony włosów, czy to na klacie czy na plecach, brodzie czy głowie, a nawet nogach. Skąd tyle wiem? Ano dlatego, że facet walczył tylko w przepasce na biodra. Jakiś facet zapowiadał nas głośno i z pasją mnie nazywając Kyojinem, szalonym wojownikiem, natomiast mojego wroga zwał potężnym eunuchem. Wówczas wśród głosów zza moich pleców przebiło się wyraźne „jeśli chcesz uciec to wygraj walkę i nie śpij w nocy”, obejrzałem się na trybunę za mną, ale nikogo tam nie dojrzałem kto by kierował do mnie jakieś kolejne słowa. Nie wiedząc co o tym myśleć skupiłem się na większym problemie, którym teraz miałem, czyli pozbawionym klejnotów dryblasie, który miał dziś ochotę mnie zatłuc na śmierć. Zatłuc, bowiem okazało się, że dzisiaj będziemy walczyć na pięści. To mnie ucieszyło, przez te parę dni zauważyłem, że w tym czuje się lepiej, niż w walce bronią. Walka się rozpoczęła, a eunuch od razu na mnie zaszarżował, postanowiłem się nie dać tylko od razu wyprowadziłem prostego na jego ryło. Nie trafiłem w nos tylko zeszło mi na czoło, a gość zupełnie nie zrobił sobie z tego większego halo, chwycił mnie jak szmaciana lalkę i cisnął o ścianę… zabolało, ale wstałem. Znowu dałem radę go trafić, teraz dwa razy w korpus, gorzej że on znowu mi przywalił i wyglądało, że mnie zabolało bardziej jeden jego cios, niż jego moje dwa. Zacząłem starać się unikać jego ciosów, a potem walić ile sił. Problem, że facet był jak naćpany, nic nie robił sobie z moich ataków, a widziałem że trafiam bezpośrednio. On, jednak ciągnął do przodu, przeważnie udawało mi się uskakiwać, ale jak mnie trafiał to czasem nawet zakręcało mi się w głowie. Czułem, że jest źle, frustracja z braku efektywności moich ruchów narastała z każdym nieskutecznym ciosem, podobnie z desperacją za każdym razem gdy oberwałem czując, że długo tego nie potrzymam, że jak tak dalej pójdzie to przegram. Czułem jak gniew we mnie narasta, to było niesamowite, jakby złość napełniała moje ciało energią, a ja zobaczyłem jak przez chwilę otoczyła mnie czerwona aura. Unikałem lepiej, rzadziej obrywałem, trafiałem częściej, ale ten skurwysyn bez jaj, nadal atakował jak zwierzę! Czułem jak narasta we mnie furia, czemu ta gnida nie pada? Jak może być tak upierdliwy i ciągle stać!? Mało tego atakować! Czułem jak napełnia mnie nienawiść do tego faceta, chciałem go utłuc, zasłużył! Albo on albo ja! Pewnie skurwiel oszukiwał i się czymś naćpał! Tłum zaczął skandować „Gniew! Gniew! Gniew!”, a potężny eunuch już przestał mnie trafiać, ja natomiast raz za razem uderzałem celnie i silnie. Czułem jak pod moimi pięściami pękły dwa z jego żeber, jak potem rozkwasiłem mu nos, jak wybiłem zęba, w końcu trafiłem w skroń tak silnie, że ten padł bez przytomności. Ja byłem tak wściekły, że zacząłem tłuc go dalej, kopać bez opamiętania, aż uzbrojeni strażnicy odciągnęli mnie od niego siłą i zaciągnęli do celi. Do dziś pamiętam słowa jakie, wówczas powiedział do mnie Azume „więc wciąż to masz kolego.”, niby nic wielkiego, ale były to ostatnie słowa, które do mnie wypowiedział. Ruszył do walki po mnie i z tego co się potem dowiedziałem został podczas niej uduszony.

Tego dnia nie mogłem spać. Było to spowodowane po części bólem. Potężny eunuch bił mocno i pozostawił po sobie sporo siniaków, ale także mięśni paliły mnie konkretnie, wyglądało na to, że szał dodający mi sił miał swoje skutki uboczne poza zmianą charakteru. Dołowała mnie także śmierć czerwonowłosego, który był jedyną tyle o ile przyjemną osobą jaką tu spotkałem od czasu utraty pamięci. Skłamałbym, jednak gdybym powiedział, że to wywołało u mnie bezsenność, tak naprawdę po głowie chodziły mi wciąż te słowa, które usłyszałem przed walką, dawały mi nadzieje. Ja zrobiłem swoją część, czy osoba która je wypowiedziała też wypełni swoją? Mijały godziny… a przynajmniej tak mi się wydawało, bo w kompletnej ciemności bez okna i zegara ciężko zachować wyczucie czasu, natomiast nic się nie działo, moja nadzieja kawałek po kawałku znikała. Po chwili usłyszałem niezbyt głośne szuranie za ścianą, a po tym dźwięk czyjegoś głosu
- Psst… śpisz? – dopytał ktoś szeptem, a ja zbaraniałem. Jakim cudem ktoś mówił przez te ścianę, skoro byłem w piwnicy, pod ziemią, co?
- Noooo, nie śpię. – odrzekłem mimo tego.
- To się odsuń od ściany. – zrobiłem to niezwłocznie, w miejscu łączenia się desek w ścianę wbiły się dwa drągi, które w tym momencie się spłaszczyły tworząc wielkie, kamienne łapska. Nie ściemniam! Wtedy też stanąłem jak wryty, szczególnie gdy łapska zaczęły przeć w dwie przeciwne strony robiąc w ścianie dziurę.
- No nie stój tak, narobiłem trochę hałasu, musimy czmychać. – powiedział stojący w dziurze mężczyzna. Jako, że było ciemno nie za dobrze go widziałem, ale bez zastanowienia ruszyłem za nim. Za sobą już usłyszałem głosy zza drzwi „ejj Kyojin, co Ty tam wyprawiasz!?”. Jak się okazało te ręce nie były jedynymi dziwami wykonanymi przez anonimowego wyzwoliciela. Ten odsunął płat ziemi metr od budynku, dzięki czemu mógł się dostać do części ściany znajdującej się w piwnicy. Mężczyzna kazał mi biec za sobą, to co mi tam, pobiegłem. Udaliśmy się do jakiejś karczmy gdzie miał wykupiony pokój. Tam mieliśmy przenocować moment, w którym odbędą się największe poszukiwania. Wyzwolicielem okazał się facet imieniem Ao, miał on niecałe metr osiemdziesiąt wzrostu, około czterdziestki na karku i całkowicie bielutkie, krótkie włosy. Nosił niezbyt wyszukane kimono, drewniane sandały, a także wisiorek z kłem jakiegoś zwierzęcia na szyi. Karczma, w której miał wynajęty pokój okazała się jedną z tych spelun, w której płaciło się nie za jakoś usług, ale dyskrecje. Było w nim okno, tylko jedno łóżko i stolik.
- Będziesz spał na podłodze. – wyjaśnił na wejściu mężczyzna. Nakazał mu się nigdzie nie wychylać, ani nie pokazywać, a sam poszedł na dół po jedzenie. Po powrocie rozpoczęli rozmowę w rytm szczekania psów, z użyciem których zaczęto poszukiwania zbiega. Jak się okazało w czasie zdobywania posiłku Ao nie tylko go zamawiał, ale także udał się zatrzeć ślady, a także zmylić nosy czworonogów, by te na nich nie trafiły. Białowłosy wyjaśnił mi, że jest łowcą głów i tropiące go mendy społeczne chcące go zamordować to dla niego nie pierwszyzna, więc zna ich sposób działania, a co za tym idzie rozumie jak uniknąć wpadki. Rozmawialiśmy do bladego rana gdzie ten wyjaśnił mi wiele spraw. Okazało się, że ten postanowił mnie po pierwsze dlatego, że szuka pomocnika, który nienawidziłby mocno gangów i ich szefostwa, a ja na takiego wyglądałem, a po drugie kogoś kto posiada ponad przeciętne ilości czegoś co nazywał Reiatsu. Jak się okazało każda istota posiada energie duchową, a co poniektóre jednostki mają jej więcej, niż inni, tym osobom doskwiera głód, ale także potrafią robić nietypowe rzeczy. U mnie to podejrzewa, że przejawia się tym szałem, w który wpadam. Ao zaproponował mi dołączenie do niego jako pomocnik, zbieranie ćwierci zysków z każdego zlecenia oraz szkolenie z zakresu kontroli nad moją zdolnością. Zgodziłem się. Całą noc rozmawialiśmy, a Ao uczył mnie o tym jak to na świecie jest. Zupełnie podstawowe sprawy, o których nie miałem pojęcia. Czym jest Soul Society, czym Seiretei, kim są Shinigami, jak to w świecie pi razy drzwi wygląda. Szczerze mówiąc było tego tyle, że nie za wiele skumałem, zawsze byłem z tych co wolą w praktyce, niż w teorii, mimo tego gadaliśmy do bladego rana. Po tym poszliśmy spać. Mistrz stwierdził, że za dnia robienie cokolwiek, nawet stawanie w oknie byłoby głupie, więc odeśpimy za dnia, a nocą ruszymy w stronę Seiretei. Tamtejsze okręgi Rukongai miały być bezpieczniejsze, a co za tym idzie mniejsza szansa, że tam dotrą ogony posłane przez Pana, którego własnością byłem. O nim Ao też co nieco powiedział. Jak się okazało był to wysoko postawiony boss jednego z dużych gangów, mnóstwo łowców głów na niego polowało, bo za jego łeb była wyznaczona olbrzymia nagroda. Problem był w tym, że odnalezienie go było niebywale trudne. Ten, bowiem niewiadomo jak się nazywał, niewiadomo jak wyglądał, nie pokazywał się na żywo wysyłając za siebie swoich posłańców, podobno jedynie jego najbliższa świta wiedziała jak wygląda. Jak mu powiedziałem, że ja też nie mam żadnych informacji na temat tego przestępcy to był niepocieszony, ale też nie jakiś bardzo zaskoczony. Ao zapytał mnie czy nie chce zmienić sobie imienia z tego, które było moim pseudonimem gladiatora, ale stwierdziłem, że tego nie zrobi. Kyojin nie brzmi wcale tak źle, pomyślałem wtedy sobie. Teraz nie jestem pewien czy był to dobry wybór. Tak czy siak rano faktycznie Ao skoczył po żarcie, a potem walnęliśmy się spać. Nie za bardzo mi to szło, tyle rzeczy się wydarzyło! W końcu, jednak zasnąłem, a gdy się obudziłem mistrz czekał z wieściami, że wystawiono za moją głowę w czarnym światku nagrodę. Nie była jakaś bardzo wysoka, ale i tak czułem się z tym dziwnie. Chyba nie lubili jak ktoś im ucieka. Mój nowy mentor nie był tym zdziwiony, a nawet się tego spodziewał. Z tego co, jednak się dowiedział większość psów wysłali do lasów sądząc, że tam się skryje, skubaniec znał się na swojej robocie. W wolnej chwili opowiedział mi o tym Reiatsu, które rzekomo było duchową energią pozwalającą robić niesamowite rzeczy, które zresztą sam na swoje oczy widziałem. Ao powiedział mi wówczas, że jego umiejętnością jest kontrola ziemi dzięki, której mniej uwolnił. Miało to sens. W końcu łopatą by ziemi o metr od budynku nie oddalił, a już na pewno nie tak szybko i cicho… nie mówiąc o tych łapskach. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, ale w końcu nastała późna noc i Ao zdecydował, że nadszedł czas, abyśmy dali drapaka.

Wymknęliśmy się z tawerny cichcem zostawiając w pokoju opłatę, którą należało uiścić. Ao będąc gościem, który zabija ludzi łamiących prawo sam mocno dba, aby nie wystawiono listu gończego z jego podobizną. To, że polowali na niego bandyci w zupełności mu wystarczało. Po tym ruszyliśmy małymi uliczkami wioski, była tu masa popleczników pochodzących z bandy, której mocno podpadliśmy, więc najważniejszym było abyśmy dali radę stąd się wyrwać. Dalej też nie będzie bezpiecznie, bo gnojki wiedzieliśmy, że przeszukują okoliczne lasy, a i w sąsiednich wiochach logicznym było, że znajdowali się jacyś przedstawiciele gangu, którzy mogli mnie poznać i zrobić nam niezłą chryję, ale to było nic w porównaniu do tego miejsca. Problemem było, że żaden z nas nie za bardzo zna się na ukrywaniu czy skradaniu, więc mocno improwizowaliśmy. Pamiętam, że byłem spięty jak jasna cholera, ale szło całkiem nieźle, przebijaliśmy się wąskimi uliczkami, gdzie było ciemno jak w dupie. Do teraz pamiętam jak szliśmy i szliśmy gdy nagle usłyszeliśmy ujadanie psa. Serce podskoczyło mi do gardła, bo myślałem, że to jeden z chartów. Nigdy w życiu, później nie poczułem tak wielkiej ulgi widząc bezpańskiego psa ujadającego na mnie z wściekle obnażonymi kłami. Okazało się, że była to suka chroniąca swoich szczeniąt, a że się zbliżyliśmy to się wkurzyła, dlatego powoli odeszliśmy, a ona dała na wstrzymanie. Ruszyliśmy dalej, to psisko trochę mnie rozluźniło, więc już nie byłem tak strasznie spięty, jak wcześniej. Wioska nie była duża, więc niedługo byliśmy już u jej granic, musieliśmy przejść pareset metrów główną ulicą. To był najtrudniejszy moment. Ao uznał, że zamiast biec i zwracać uwagę lepiej będzie pójść normalnie, udając normalność, luzik i tym podobne. Do teraz nie jestem przekonany czy był to dobry pomysł. No, ale nie ja rządziłem, więc cóż… poszliśmy. Pośladki miałem ściśnięte tak mocno, że gdyby włożyć między nie monetę jestem praktycznie pewien, że bym ją powyginał. Nagle spełniły się moje najgorsze obawy:
- Ejj Wy! Stójta! – usłyszeliśmy za sobą pijany głos, a ja aż niemal podskoczyłem. Mistrz spojrzał na mnie tak wyraziście, że nie zrozumiałbym lepiej gdyby miał na czole napisane „spokojnie, jakoś to załatwie”.
- Co tam Panowie? Czemu niepokoicie wędrowców? – tak do nich powiedział, ale ta dwójka drabów nie wyglądała na takich co, by do nich słowa specjalnie dochodziły. Byli ostro wcięci.
- Widzielim jak się czaicie w tym zakamarku, to podejrzane! – powiedział, jeden z nich, a drugi spojrzał na niego zdziwiony. Wyglądał jakby o tym zupełnie nie wiedział i myślał, że podchodzą do nas tylko z chęci doprowadzenia do bitki. Po tym, jednak spojrzał na mnie i jego oczy się rozszerzyły… wiedziałem, że to zwiastuje kłopoty. Nagle przybił mi grabę i zawołał:
- Cholera, Ty jesteś Kyojin! Kupę forsy dzięki Tobie wygrałem ostatnio! Nieźle żeś załatwił tego bezjajecznego bękarta! – był tak pijany, że nawet nie połączył faktów, że jestem gladiatorem, którego spotkał idąc na ulicy, z tym że niedawno ktoś taki właśnie uciekł. Zapewniałem ich, że mnie z kimś mylą, ale drugi radził sobie z upojeniem alkoholowym lepiej i dobył pałki. Wtedy uznałem, że czas na negocjacje minął i nie czekając na przyzwolenie Ao walnąłem szybko w nos tego mniej kumatego. Facet był tak zaskoczony, że wyrżnął się na glebę mimo, że cios nie był zbyt silny. Doskoczyłem do niego i kopnąłem go w brzuch z rozpędu, tym razem ile sił. Potem to powtórzyłem, by po chwili chwycić za nóż jaki miał za pazuchą i wbić mu od boku w szyję. Mistrz, również poradził już sobie z gościem z pałką nabijając go na jakieś ziemne pale, niezbyt przyjemny widok.
- Spieprzamy stąd. – zarządził Ao i pognaliśmy ile sił poza wioskę. Biegliśmy przez godzinę, kolejnych kilka maszerowaliśmy, zdaje się, że mieliśmy kupę szczęścia, bo udało się nam przed brzaskiem dotrzeć do kolejnej wioski nie zostając wykrytym. Tutaj, jednak też nie byliśmy bezpieczni. Pewnym było, że drabów za mną wysłano nie tylko do lasów, ale także i okolicznych mieścin. Dlatego Mistrz uznał, iż logiczniejszym będzie przemęczyć, ale kupić tylko trochę żarcia i ruszyć dalej, aniżeli się tu zatrzymywać. Było nad ranem, więc jedyne miejsca w jakich można było coś kupić to tawerny, do których wchodził jedynie Ao. Udało mu się nabić odrobinę gumiastego suszonego mięsa i czerstwego chleba, ale po godzinach podróży byłem tak głodny, że zjadłem to niemal ze smakiem. W tej mieścinie udało nam się uniknąć kłopotów, a jedyne co było ciekawe to to, że znaleźliśmy list gończy z moją podobizną, który informował że za wszelkie informacje o moim miejscu przebywania można otrzymać pięćdziesiąt ryo, a za mnie martwego sto ryo, a żywego dwieście. Nie brzmiało to pozytywnie, bo wiadomo było że nie tylko Ci z bandy mogą mi zaszkodzić, ale także co chciwsi zwykli ludzie, to wywoływało spory niepokój i brak zaufania… do właściwie każdego. Ruszyliśmy dalej, a po niedługim czasie rozjaśniło się na tyle, że pierwszy raz w oddali dostrzegłem Seiretei… przynajmniej od kiedy pamiętam. Ogromne wzgórze oraz kamienne budynki, których zarysy widać było z tak znacznego dystansu mi mocno imponowały. „To tam mieszkają Shinigami, ale nie ma co się tym interesować, i tak nas nie wpuszczą… a poza tym to strasznie krótkowzroczni wyzyskiwacze.” Powiedział, wówczas Ao, a ja wtedy jeszcze nie rozumiałem skąd u niego ta niechęć do Bogów Śmierci. Maszerowaliśmy większość dnia, ale i tak nie dotarliśmy do kolejnej z wiosek. Jak się okazało zmysł orientacji w terenie, nieco zawiódł Mistrza i skręciliśmy w las bardziej, niż powinniśmy przez co weszliśmy w puszczę na tyle głęboko, że stosunkowo sporo dzieliło nas od najbliższej osady. Dlatego postanowiliśmy przenocować pod gołym niebem. Nie było źle, pogoda była ładna, a my znaleźliśmy przyjemną polanę obok strumyczka. Miejsce dość malownicze, a mnie szczególnie się podobało, bo nigdy nie chodziłem po lesie. Wszystko było tu takie zielone, pachnące, a wiewiórki biegające po drzewach wywoływały we mnie nieustanne rozbawienie. Wyglądały jakby ktoś odcinał im energię na momenty, a potem dawał jej w przesadzonej ilości przez co najpierw nic się nie ruszały, a potem robiły to w sposób błyskawiczny. Był to pierwszy dzień, w którym zaczęliśmy trening, Ao powiedział mi, że musze nauczyć się kontrolować swoje Reiatsu, aby dzięki temu móc aktywować swoją umiejętność wtedy kiedy mam na to tylko ochotę. Nie za bardzo było mi spieszno do wpadania w szał, ale trening kontroli wewnętrznej energii brzmiał ciekawie… z pozoru. Mistrz kazał mi medytować! Zupełnie się do tego nie nadawałem, wszystko mnie rozpraszało czy to dźwięk czy zapach. Ao kazał mi to ćwiczyć, a sam ogarnął drewno na ognisko, znalazł jakieś owocki, a nawet skombinował jajka. Mimo, że zajęło mu to sporo czasu to mnie medytacja, wciąż nie szła zbyt dobrze. Mistrz był tym mocno zażenowany, ale dał mi radę, żebym w głowie wytworzył obraz jakiegoś przedmiotu i skupiał się na nim tak bardzo, aby zapomnieć o reszcie świata. Wybrałem … jajo. Musze przyznać, że porada była niezła, bo szło mi po tym znacznie lepiej, nie myląc z dobrze. Wciąż, jednak nie rozumiałem jak ma niby mi to wyciszanie się pomóc w wywoływaniu szału gdy tylko będę miał na to ochotę. Ao, jednak mówił że to ważne, więc co mi tam robiłem to dalej gdy on produkował żarcie. Był to najlepszy posiłek od kiedy tylko pamiętałem. Smażone jajka z owocami. Do teraz nie wiem co to były za dary natury, ale w sumie mnie to nie obchodzi. Szybko nastała noc, a ja wówczas pierwszy raz od kiedy pamiętam to usłyszałem. Przeraźliwy wyk, pełen gniewu, głodu, desperacji, przeszywający, aż do szpiku kości. Przeszły mnie zimne poty.
- To Pusty. Jest daleko, więc nie ma problemu. – powiedział Ao. Mimo jego uspokojenia prawie nie spałem tej nocy. Ciągle obawiałem się, że usłyszę te krzyki bliżej i bliżej, aż w końcu to dopadnie nas we śnie. Tak się, jednak nie stało i po paru godzinach nerwowego snu wstałem. Zjedliśmy resztki wczorajszej kolacji… nie powiem, żebym się najadł, ale marudzenie byłoby nie na miejscu, w końcu do tego posiłku nie przyłożyłem się ani odrobinkę. Po niedługim czasie ruszyliśmy dalej. Ao stwierdził, że już się zorientował w terenie i lasem ominiemy jedną wioskę, aby bezpośrednio dostać się do kolejnej dzięki czemu przejdą kawał drogi nie obawiając się za bardzo o gang, który mnie poszukiwał. Szliśmy długimi godzinami przez gęsty las, a gdy nadeszła godzina obiadowa znowu usłyszeliśmy ten wyk. Tym razem było to znacznie głośniejsze, jeszcze bardziej przeraźliwe, dużo bliższe.
- Ruszamy do wioski! – zawołał Ao, któremu się to bardzo nie podobało, na tyle że postanowił zmienić plany i zamiast iść do kolejnej mieściny udaliśmy się do tej bliższej, mniej bezpiecznej. Mistrz uznał chyba, jednak że oni są lepsi, niż spotkanie z Hollow. Teraz gnaliśmy przed siebie znacznie szybciej, raz za razem, od marszu do na końcu truchtu. W końcu wypadliśmy z lasu widząc przed sobą wioskę, biegliśmy przed siebie, do teraz pamiętam jak bałem się spojrzeć w tył. Byliśmy już ze sto metrów od granicy wioski gdy usłyszeliśmy zawodzenie tuż za sobą. Wówczas spojrzałem za siebie i stała tam przerażająca bestia. Wyglądała jak czarny wilk bez sierści o masce uzbrojonej w ostre zębiska, z czerwonymi, żarzącymi się kropkami zamiast oczu. Do tego był on od wilka znacznie większy, stojąc na czterech łapach szczyt jego grzbietu byłby tak wysoki jak i ja. Potwór zawył jeszcze raz i pognał w naszą stronę, nie było sensu uciekać. Odwróciłem się i szykowałem do uskoku. Pusty pognał na mnie i gdy tylko sięgnął do mnie to chapnął kłami, ja jednak rzuciłem się w bok, gorzej że było to desperackie na tyle, że wylądowałem na plecach, a nim wstałem wilk pognał z powrotem na mnie. Jego szczęki już pędziły w stronę mojej głowy, desperacko zasłoniłem się rękami, gdy bestia nagle się zatrzymała z wściekłością na pysku. To ziemne łapska Ao chwyciły go za tylne nogi, odsunąłem się tak szybko jak mogłem od potwora. Mistrz dotykał oboma dłońmi ziemi, a z niej spod wilka wyszła jeszcze jedna łapa, znacznie większa, która skalnymi paluchami chwyciła mocno tors Hollow tak mocno, że aż to zawyło przeraźliwie. Mistrza otoczyło jasno brązowe Reiatsu, a z ziemi zaczęły wychodzić kolejne ręce oplatające jego ciało, niczym macki. Gdy już wydawało się, że potwór został związany na amen ten zawył ile sił, a jego ciało spowiła krwistoczerwona energia, w takiej ilości, że aż zrobiło mi się słabo, a skaliste ręce się skruszyły jakby zrobiono je z suchego piasku. Potwór poruszał się teraz znacznie szybciej, nim się obejrzałem jednym susem do mnie doskoczył i smagnął potężną łapą posyłając mnie kilka metrów w tył jak szmacianą lalkę zostawiając na mojej klatce piersiowej długie rany od jego szponów. Bolało to jak cholera, ale bestii to nie wystarczyło, widać sobie mnie upodobała, bo dalej pognała na mnie leżącego na ziemi, przede mną wyrosła ściana z ziemi. Myślałem, że to wytwórstwo Ao, jednak się myliłem. Obok stał jakiś facet w czarnym kimonie z kataną. Nim wstałem Pusty oszalał i zaszarżował na przybyłego bladego blondyna. Ten wypowiedział jakieś słowo, nie jestem pewien jakie, a z ziemi wystrzeliły łańcuchy, które chwyciły za kończyny wilka, ten co prawda szybko zaczął je rozrywać, ale nie wystarczająco szybko. Shinigami po chwili znalazł się obok niego, tak szybko się poruszając, że nie dojrzałem jego kroków i jednym ciosem rozciął łeb potwora na pół.
- Dzięki, że go zatrzymaliście. Gdyby wpadł do wioski byłoby nieciekawie. Śledzę Wraz z towarzyszami tego Pustego od kilku dni. To duży sukces. Zabiorę Was do moich towarzyszy, uleczą Wasze rany. – powiedział, choć fakt był taki, że tylko ja takowe odniosłem. Gość był zdziwiony, że mogę wstać oraz ruszyć za nim bez pomocy, uznał że twarda ze mnie sztuka i choć Ao nie był chętny to ze względu na krew cieknącą po moim torsie zdecydował się przyjąć ofertę blondyna. Okazało się, że Ci mieli swój mały domeczek drewniany, a było ich do kupy trzech. Jeden z nich obandażował moje rany i zaleczył jakąś dziwną techniką, dzięki której jego dłonie zaświeciły się, a on przejechał nimi nad moimi ranami.

Za równo Shinigami jak i Ao byli zaskoczeni z jak twardej gliny jestem ulepiony, oraz jak szybko goją się moje rany. Co prawda moja regeneracja została wspomagana przez medyczne zaklęcia jednego z nich, ale i tak uznali, że ten cios powinien zrobić mi znacznie większą krzywdę, a obrażenia goić wolniej. Mistrz zdecydowanie nie czuł się najlepiej w towarzystwie Bogów Śmierci, więc wymieniliśmy się uprzejmościami (ze strony Ao nieszczerymi) i już nazajutrz ruszyliśmy w obranym kierunku. Mój przewodnik od tego czasu był znacznie spokojniejszy. Uznał, że skoro w okolicy pojawili się Shinigami to banda raczej zwinie swoje listy gończe i nie zdecyduje się na nic głupiego, co zwróciłoby na nich uwagę. Tego dnia, więc zostaliśmy w tej wiosce, zjedliśmy normalny posiłek oraz wyspaliśmy się w sensownych warunkach. To był jeden z najlepszych dni jakie pamiętam. Po tym udaliśmy się do sąsiedniej wiochy gdzie Ao twierdził, iż ma jeden ze swoich kontaktów, przyszedł czas, abyśmy nie tylko trwonili pieniądze, ale też zaczęli je zarabiać. Gdy dotarliśmy do tego miejsca było już późne popołudnie i szczerze powiem, że czegoś innego się spodziewałem. Myślałem, że będzie to w jakiejś tajnej dziurze zabitej dechami, w której siedzi tajemniczy zamaskowany typ o wielu bliznach… wszędzie. Tymczasem nagle Ao zatrzymał się przy drzwiach pewnej zwyczajnej chatki, takiej zupełnie niepozornej, z doniczkami na parapetach i w ogóle, po czym otworzyła nam babcia, taka mała, siwa, chodząca o lasce. Ucieszyła się wyraźnie na widok Mistrza i wpuściła nas do środka. Tam ugościła nas jakimś ciastkiem oraz napojem, który nazywali herbatą… musze przyznać, że mi zasmakował. Ci rozmawiali ze sobą jakby mnie nie było, a oni mieli relacje babcia – wnuk. Wypytywali się co słychać u drugiej strony, jak kwitną interesy, jak to tam się żyje, takie ogólne pytania, na które można odpowiedzieć bez większych szczegółów. Ni stąd ni zowąd staruszka wyjęła wielką księgę z jakiejś ukrytej szafki i zaczęła ją wertować pokazując to kolejne notatki Ao. Mówiła mu o osobach do odstrzału jakby proponowała mu meble do zakupu z jakiegoś dziwnego katalogu. To było bardzo dziwne, ale w sumie niewiele rzeczy po ucieczce mnie nie zaskakiwało. Mistrz przepisał sobie kilka z nich, po czym kupił jakieś zioła (przykrywką dla tego biznesu związanego z przyjmowaniem zleceń na różne osoby był sklep zielarski), pożegnaliśmy się i ruszyliśmy. Zostałem uświadomiony, że praca łowcy głów w większości nie jest tak ekscytująca jakby się wydawała. Większość roboty to żmudne wypytywanie, sprawdzanie, dreptanie po śladach czy poszlakach w poszukiwaniu osoby, którą chce się capnąć. Przy tym Ao obiecał, że będzie mnie trenować. Nie tylko z zakresu kontroli Reiatsu, ale także walki, wywoływania szału, ale także innych spraw jak choćby wyszlifowania zdolności czytania oraz pisania. Skądś, bowiem kojarzyłem w miarę jak to się robi, choć nie pamiętam skąd z oczywistych względów, ale do płynności było temu daleko. Zresztą ten pamiętnik jest owocem tej nauki. Pierwszym miejscem w jakie się udaliśmy w poszukiwaniu wiedzy była oczywiście tutejsza karczma. Tam zlatywały się wszelkie pijany dranie i mendy społeczne, więc była idealnym miejscem do poszukiwania śladów osoby, za której głowę wystawiono nagrodę. Nim weszliśmy Ao nakazał mi się przysłuchiwać, ale możliwie się nie odzywać ani na nikogo nie gapić, bo tutejszych typów łatwo sprowokować do bitki, która nie przyniesie im korzyści. Po tym weszliśmy do środka pomieszczenia, w którym było aż szaro od tytoniowego dymu, pamiętam, a także panował gwar. W tle przebijały się co głośniejsze bluzgi, a co do ludzi to ich zajęcia były przeróżne, a łączyło ich jedno… alkohol. Każdy z nich coś tam popijał, poza tym jedni tylko gadali, inni grali w kości, kolejni w karty, następni sobie śpiewali, kolejni wdzięczyli się do pań roznoszących alkohol, następni mimo smrodu jedli. Tutejsi klienci byli jeszcze bardziej różnorodni. Byli tu mali i wielcy, tacy którzy wyglądali na rzezimieszków, ale i przypominający zwykłych chłopów, były kobiety te o dość przyzwoitym wyglądzie jak i takie, które na pierwszy rzut oka można było określić kurtyzanami. Te ostatnie polowały na bogatych klientów obserwując, którzy z nich zamawiają najdroższy napitek, by po tym starać się wkraść do ich towarzystwa. Generalnie wyglądało to dość… dziko. My udaliśmy się pod samą ladę wprost do barmana, który był ogromnym mężczyzną o równie wielkim brzuszysku.
- Ao bydlaku! Znowu Ci się udało przeżyć w dalszych rubieżach, co? Mocno się obłowiłeś? – powiedział z radością rozkładając swoje grube jak kłody ramiona w geście przywitania.
- Nie za bardzo przyjacielu. Znalazłem sobie czeladnika, poznaj Kyojina. – tu Mistrz wskazał na mnie, a barman przyjrzał mi się dokładnie i silnie klepnął mnie w ramię.
- Masz fart chłopcze, niejedna menda chciała zostać uczniem tego tutaj. Jestem Arashi, właściciel knajpki i sprzedawca informacji. – uścisnąłem mu dłoń odwdzięczając się uprzejmościami. Jak się okazało Arashi przekazywał wieści, plotki, czasem konkretniejsze informacje i im były one lepsze tym większego procentu nagrody oczekiwał. Oczywiście oficjalnie był tylko właścicielem knajpy, który za pieniądze opowiadał plotki nie tyczące się żadnych zbirów, a ten dodatkowy środek zarobku był tajny. Tajemnica utrzymywała się dlatego, iż ten kontaktował się tylko ze sprawdzonymi Łowcami o dużej ilości trafień, którzy na pewno zachowają dyskrecje. Ta wybredność ograniczała jego zyski, ale sprawiała że jeszcze nikt nie poderżnął mu gardła we śnie. Jak się okazało Ao nie należał do łowców kochających zagadki. Pokazał Arashiemu sprawy, które wziął i zapytał co do, którego ma najkonkretniejsze informacje, by to na nich się skupić. Wolał karczmarzowi zapłacić większą część zysku, ale nie ganiać za zbirem tygodniami tylko załatwić sprawę tak szybko i prosto jak tylko się da. Jak się okazało olbrzym miał informacje co do jednego z nich. Tyczyło się to niejakiego Horu, który zabił jedną z kurtyzan, z której usług korzystał. Podobno jedna z pań lekkich obyczajów bywających w jego karczmie, była przyjaciółką zamordowanej. Wskazał nam ją i podał jej pseudonim jakim był Hana (kwiatek). Kwiatuszek okazał się dość puszystą, mocno opaloną dziwką o brązowych włosach, okazałym biuście i pucołowatej twarzy. Kurtyzana zażądała czegoś mocniejszego do rozmowy, więc Ao postawił jej coś wyjątkowo mocnego, a nam po piwie. Ledwie wspomniał o zabitej koleżance, a ta już wpadła w lament. Nim udało się ją uspokoić minęło dobre pół godziny. Po tym zaczęła gadać o tym jaka to koleżanka nie była miła, jaka słodka, jak ją wszyscy lubili, jakim to bydlakiem musiał być ten Horu skoro podniósł na nią rękę. Już obawiałem się, że tyle czasu słuchania pierdół nie na temat, a i tak nic nie wyciągniemy gdy ta nagle powiedziała coś konkretnego. Okazało się, że usłyszała od koleżanek, że ten typ podobno udał się do burdelu w pobliskiej wiosce. Ao uznał, że to dobry trop, podziękował Hanie i udaliśmy się znowu w drogę. Podczas niej Mistrz uświadomił mnie, że im głupszą osobę się tropi tym lepiej, bo łatwiej się ją dopadnie. Ten jeśli słowa Kwiatuszka były prawdziwe to był wyjątkowym kretynem i jeżeli jeszcze żył, a nie został zadźgany przez jakąś mściwą dziwkę to miał szczęście… no i my mieliśmy. Udało nam się złapać transport po jakiś wieśniak jechał wozem z sianem z warzywami do tamtej wioski i zgodził się nas podrzucić dzięki czemu dotarliśmy do tej kolejnej miejscowości szybciej, niż zakładaliśmy. Tam odnaleźliśmy burdel oraz dziwkę, która rzekomo oddawała się poszukiwanemu, za parę ryo zgodziła się nam potwierdzić informację i podać, że było to jakiś tydzień temu oraz wskazać kierunek, w którym poszedł. No i tak ruszyliśmy Kurewskim szlakiem pełnym kurtyzan oraz domów rozkoszy w poszukiwań naszego erotomana zabójcy. Zwiedziliśmy wiele burdeli, a wypytaliśmy jeszcze więcej dziwek. Minęły dwa tygodnie gdy w końcu trafiliśmy do miejscowości, w której był nasz cel – Horu… raczył się usługami pani lekkich obyczajów, a jakże. Przyczailiśmy się na niego, aż wyjdzie z domu rozkoszy, Ao miał podejść go od jednej strony ulicy, a ja stanąć kawałek dalej, w razie gdyby uciekał. Ustaliliśmy nawet hasło, które dawało mi znać, iż mam być przygotowany do przejęcia zbiega. Okazało się, bowiem że władze okręgów lubią samemu zabijać w „oficjalny” sposób przestępców, więc płacili przeważnie więcej za żywych aniżeli martwych. Tak też było w tym wypadku, więc naszym celem było pochwycenie drania, a nie zabicie. Wracając do hasła to Ao miał zawołać „STÓJ W IMIĘ PRAWA!” co wydało mi się strasznie komicznie, ale w sumie brzmiało wystarczająco naturalnie, aby Horu nie zorientował się, że jest to sygnał dla towarzysza. Ao wyznał mi, że w przypadku sytuacji, w których nie jest to konieczne lepiej nie korzystać z Reiatsu, ani tym bardziej specjalnych zdolności, bo za bardzo się w ten sposób zwraca na siebie uwagę. Nie oponowałem, szczególnie że sam nie za bardzo wiedziałem jak korzystać z tej niby energii, choć ostatnio moje medytacje, które Mistrz kazał wyczyniać mi codziennie przynosiły coraz lepsze efekty. Nagle usłyszałem nasze hasło, wyjrzałem i rzeczywiście zbir, którego szukaliśmy biegł ulicą w moją stronę, Ao dobrze przewidział jego zachowanie. Dlatego ja w odpowiednim momencie ruszyłem biegiem wpadając na niego od boku. Był tak drobny, że gdy go w biegu chwyciłem w torsie to dałem radę podnieść go nad siebie i rzucić na ziemie. Ja poleciałem za nim siadając mu na klacie i wyprowadzając tłukąc go po ryju. Od tego powstrzymał mnie Mistrz dobiegając do mnie. Jak się potem okazało obijanie facjaty, wśród Łowców Głów było uznawane za duży błąd, bo jak się przesadziło i komuś się umarło to przez urazy twarzy mógł nie zostać rozpoznany, a co za tym idzie nagroda przepadała. Ja na szczęście nie przesadziłem, zabójca dziwki będzie miał jedynie pare siniaków. Nasze polowanie zostało zakończone sukcesem, związaliśmy mu ręce i odprowadziliśmy do władz, które to z kolei skazały go na śmierć wypłacając nam pieniążki. Nie było ich wiele, ale dla mnie, czyli gościa który nie zaznał nigdy czegoś własnego to było jak fortuna… którą przebimbałem jeszcze w ten sam dzień. Część dałem na jakiś wisiorek co miał rzekomo przynosić szczęście, część dałem żebraczce co twierdziła, że jej mama jest chora i potrzebuje na życie, za część wykupiłem nam posiłek i tak jakoś szybko to wyparowało. Dzień kolejny spędziliśmy na drodze z powrotem do Arashiego, aby zapłacić mu jego część, z tym gościem warto dobrze żyć… a przynajmniej tak twierdzi Ao. W przerwach drogi, przed snem i w ogóle prawie zawsze gdy czegoś konkretnego nie robiliśmy Mistrz uczył mnie przeróżnych rzeczy, od kwestii tyczącej skupiania energii, przez ćwiczenia fizyczne, po teorie jak wiedza o świecie czy polepszanie moich zdolności czytania czy pisania.
Powrót do góry Go down
Aoto
6 oficer VII dywizji



Mistrz Gry : Imperator

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket46/370Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (46/370)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket1847/6190Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (1847/6190)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyNie 12 Sty 2020 - 19:50

W tym momencie dla poprawienia mojego obycia z piórem zacząłem pisać pamiętnik. Szczerze mówiąc uważam to trochę za durny pomysł, ale Ao kazał mi coś pisać, a wole opisywać swoją historie i przeszłość, niż pisać jakieś wierszyki czy przepisy na ciasta. No to zatem piszę. Dzisiaj był pierwszy dzień, który w całości poświęciliśmy na ćwiczenia. W końcu ogarnąłem jak korzystać z własnej energii, aby zwiększać swoją siłę, szybkość czy wytrzymałość, to strasznie fajna opcja, jednak Mistrz nie był zadowolony, bo to nadal nie miało wiele wspólnego z moją zdolnością – szałem. Używając Reiatsu wcale nie stawałem się bardziej wkurzony czy coś w tym guście, a przy tym zwiększałem jeden z atrybutów, tymczasem podczas amoku odczuwałem jakby naraz polepszały się wszelkie z moich zdolności naraz. Ao uznał, że najlepszym sposobem na ukazanie się tego będzie zmuszenie mnie do tego. To zamierzał osiągnąć walcząc ze mną, ale nie osobiście, wytworzył dwu i półmetrowego Luda z ziemi, po czym dał mi zadanie pokonania go. Sam z kolei stał z boku i kontrolował poczynania golema. Sukinsyn był powolny, ale za to twardy jak cóż… skała, a przy tym przez ciężar swoich kończyn jak walnął to już solidnie. Szczerze mówiąc to nie był równy pojedynek… dostawałem srogie baty. Generalnie walka z przeciwnikiem, którego jak walniesz to boli Ciebie, a nie jego jest dość skomplikowana, szczególnie w sytuacji, w której gdy on walnie Ciebie wciąż to Ty cierpisz, a on nie. Mimo, że zadanie było dość durne nie poddawałem się, unikałem jego ciosów, a także starałem się zadawać swoje próbując pozbawić go równowagi, a potem leżącego utłuc. Niestety słabo mi to szło, na golema nic nie działało, a ja parę razy musiałem zbierać się z trawy. Nawet kombinowanie z Reiatsu nie dawało większych rezultatów. Czułem jak wzbiera się we mnie irytacja, jak frustracja bierze nade mną górę w każdej chwili gdy padałem na ziemie, ale jednocześnie czułem jak z każdą chwilą wzrasta moja siła jednocześnie napełniając mnie nienawiścią do golema, potem do Mistrza, aż wreszcie zgasło mi światło. Obudziłem się po paru minutach, uchwycony przez dziesiątki skalnych dłoni, golem leżał na plecach z rozłupaną w miazgę głową.
- Cóż… w końcu udało nam się wywołać Twoją zdolność. – stwierdził drapiąc się po głowie Ao.
- Ale… co właściwie się stało? – zapytałem czując jak palą mnie mięśnie, a jednocześnie jak mi słabo.
- Twoja zdolność przejęła nad Tobą kontrolę wprawiając Cię w gniew tak duży, że po rozwaleniu golema postanowiłeś zabić i mnie, a potem to Król Dusz sam wie jeszcze kogo. – to nie brzmiało optymistycznie. Ao zdaje się, że dostrzegł moją nietęgą minę, bo dodał pospiesznie – Ale nie ma co się martwić. Póki jestem obok będę w stanie zatrzymać Cię, nawet gdy zupełnie Ci odbije… choć i tak musisz nauczyć się kontrolować swoją zdolność, aktywować ją gdy masz ochotę, wyłączyć gdy masz na to ochotę, a przede wszystkim znaleźć granicę, w której jesteś w stanie ją kontrolować kierując gniew na odpowiednią osobę. Na dziś to koniec, chodźmy na piwo. – powiedział dezaktywując skalny uścisk. Dopiero wówczas poczułem skalę efektów ubocznych jakie wywołuje szał. Z jednej strony mięśnie całego ciała paliły mnie żywym ogniem, tak że ledwo mogłem iść, a z drugiej czułem że było mi słabo jakbym w każdej chwili miał zemdleć. Do tawerny, w której mieliśmy pokój na szczęście było blisko, więc dałem radę jakoś się doczłapać. Przy zimnym piwku Mistrz wyznał mi, ze choć to nieprzyjemne to będziemy ten typ treningu powtarzać stosunkowo często, tak abym poznał swą zdolność na wylot w stosunkowo przyjaznych warunkach. Już się zniechęciłem do tej techniki. Sprawiała ona, że przestawałem być sobą, była zagrożeniem dla mnie i dla wszystkich wokoło, ale rozumiałem że to potężny as w rękawie, jedyny jaki mam, więc muszę go pielęgnować, aby pewnego dnia zapanować nad szałem i móc używać go w sposób kontrolowany, zmieniając swój charakter w jedynie nikłym stopniu. Mimo mojego zmęczenia Ao nie zamierzał mi odpuścić. W resztę dnia, wciąż ćwiczyliśmy tylko w bardziej statyczny sposób, przez medytacje, czytanie oraz pisanie.

W poprzednich tygodniach dowiedziałem się, że praca łowcy głów wcale nie jest tak ekscytująca jakby się wydawało. Co prawda w pierwszych zleceniach cały czas czułem dreszczyk emocji, a także buzującą adrenalinę, ale z czasem to odchodziło, zdałem sobie sprawę, że na poziomie trzydziestego okręgu Rukongai, w którego okolicach przeważnie pracowaliśmy zorganizowana przestępczość jest na tyle nieduża, że szansa, iż to my zostaniemy zwierzyną na celu jakiegoś bandziora drapieżcy była raczej mała. Do tego wierzcie lub nie, ale większością pracy łowcy głów jest gadanie z ludźmi, aby wyciągnąć od nich informacje, by złapać coraz to świeższy trop za celem. Przekupywanie, wykonywanie jakichś małych zadań, czasem nawet groźby to było coś zupełnie na porządku dziennym, a przy tym bardzo pomagały znajomości, które miał Ao, jak choćby ta z Arashim. Szybko zdałem sobie sprawę, że taka praca bez tak zwanych pleców byłaby praktycznie niemożliwa do wykonywania na dłuższą metę, a przynajmniej nieopłacalna przez wzgląd o ile wyższe musiałyby być przeróżne łapówki konieczne dla powodzenia śledztwa. Co do samego mistrza to ten często dawał mi przeróżne wskazówki, dla przykładu mówił mi, abym nigdy nie zrobił się tak łasy na zarobek, by udawać się na polowanie dalej jak do pięćdziesiątego okręgu. Tam jak twierdził panuje taka przestępczość, że nawet będąc potężnym wojownikiem to ciężko wyjść stamtąd żywym gdy tamtejsza społeczność zorientuje się, że jesteś łowcą głów, że szansa, iż ktoś Cię nie otruje albo nie poderżnie Ci gardła we śnie jest raczej licha. Wziąłem sobie do serca te radę, nie chciałbym bać się czegokolwiek zjeść, albo wypić, albo choćby zasnąć cały czas lękając się śmierci. Wysoki zarobek jaki można tam uzyskać nie był tego warto… zresztą i tak pewnie wydałbym go na głupoty. Pieniądze nie za bardzo się mnie trzymają to jest pewne. Ostatnio kupiłem od jakiejś babki taki talizman, zupełnie wyjątkowy co miał mi niby dać szczęście, a potem cały dzień miałem tyle pecha, że przed snem od razu cisnąłem go w błoto. Ao wydaje się mieć coraz większe wątpliwości czy wyszkoli mnie na dobrego łowcę głów skoro nie potrafię dobrze zarządzać pieniędzmi, ale się nie poddaje, z drugiej strony wygląda na całkiem dumnego co do moich postępów w kwestii używania Reiatsu. Ostatnio postanowił pokazać mi najprostsze i ciosy przydatne w walce wręcz, które jak się okazało znałem… to było dziwne, bo na pewno nie pamiętałem ich nauki, ale gdy tylko próbowałem to jakoś tak wychodziło. Mistrz stwierdził, że na pewno nauczyłem się ich przed utratą pamięci, a moje ciało zwyczajnie samoczynnie je zapamiętało mimo, że brakło mi wspomnień tego tyczących. Coraz większe postępy też robiłem w kwestii wywoływania szału, co było wynikiem specjalnego treningu Ao. Ten stwierdził, że choć moja moc oddziałuje na ciało to jej centrum znajduje się w umyśle, dlatego zamiast przekazywać energię do mięśni zacząłem starać się wpuszczać ją do mózgu. To wywołało efekty, zacząłem czuć irytacje, a także moc. Niestety nadal nie było świetnie, potrafiłem wywoływać jedynie ograniczony poziom, a siła rosła bez mojej kontroli wraz z wściekłością, wciąż nie potrafiłem zatrzymać rozwoju gniewu, wciąż nie umiałem go opanować, wciąż nie umiałem tego wyłączyć, a co za tym idzie ciężko było mi znaleźć granicę gdy po chwili traciłem nad sobą granicę. Zawsze kończyło się to tak samo, schwytany przez skalne dłonie, cholernie obolały. Mistrz, jednak był pod wrażeniem tego ile może znieść moje ciało, jak odporne jest na obrażenia, jak dobrze radzi sobie z kolejnymi ciosami, które spadały na moją skórę, a przy tym jak wyjątkowo szybko się regeneruje gdy już coś mi się stanie, walka się zakończy, a ja zacznę leczenie. Te dwa ostatnie czynniki sprawiały, że mogliśmy trenować znacznie ciężej, niż Ao zakładał. Gorzej mi szło z kwestiami wiedzy oraz kontroli energii… cóż jak się okazało nie jestem najbardziej kumatym gościem w Soul Society… a Mistrz stwierdzał, że raczej jestem w ostatniej dziesiątce. Mam nadzieje, że żartował i nie jest ze mną, aż tak źle, choć faktycznie te wszystkie informacje, te skomplikowanie literki i inne takie wchodziły mi totalnie opornie. Średnio też mi szło z kontrolą energii, a mówiąc średnio mam na myśli zupełnie do dupy. Co prawda po dłuższej męczarni opanowałem wprowadzanie Reiatsu do ciała, aby polepszać się w poszczególnych kwestiach, ale mój limit w tej kwestii był usytuowany tak nisko, że powodowało to prawdziwe zażenowanie na twarzy Ao… ale hej! Takie siedzenie i medytowanie to zupełnie nie dla mnie! Ja wolę działać, tak to mnie wszystko rozprasza. Nie można być we wszystkim świetnym, no nie?

Ostatnio spotkało mnie coś co uświadomiło mnie, że w Rukongai nigdy nie będę do końca bezpieczny. Wszystko zaczęło się dość typowo, byliśmy na tropie jednego dość obrzydliwego złodzieja, który okradał wszystko jak leci. Podobno skradł jakiemuś bogaczowi cenną figurkę religijną co mocno zawyżyło nagrodę za jego głowę, a to sprawiło, iż Ao oraz inni łowcy głów zainteresowali się jego osobą. Gorzej, że facet był nieuchwytny, już od lat znajdował się na listach gończych, a nagroda za schwytanie go jedynie systematycznie rosła. Z tego względu udaliśmy się najdalej Seireitei od kiedy razem podróżowaliśmy. Tam mieszkał jeden z kontaktów Mistrza, który jednak był na tyle strachliwy, że nie pozwalał wejść nikomu poza nim. W efekcie czego ja miałem trochę czasu na pobycie samemu. Postanowiłem skorzystać i obejść się po małej wioseczce, w której ludzie zdawali się żyć bardzo spokojnie i prosto. Co prawda mieszkało tu znacznie za dużo dusz, aniżeli powinno, jednak wszyscy wydawali się tacy zapracowani, uwijający się jak mrówki. Nagle zauważyłem jakiegoś typa dziwnego, bo zielonowłosego, który szedł gapiąc się na mnie i zakładając kastety. Nagle ruszył do biegu i popędził w moją stronę, to było pewne, chce mnie zaatakować, nie wiedziałem czemu, ale zamierzałem sprawdzić czemu. Przyjąłem gardę i oczekiwałem na niego. Pierwsze ciosy z obu stron były dość ostrożne, badawcze. Gość osiągał podobne parametry co ja w kwestii szybkości oraz siły, ale… w technice wyraźnie mnie przerastał przez co po chwili moje żebra poczuły jak wbija się we mnie obita w metal pięść. To było czyste trafienie, drugim w policzek na szczęście nie trafił dobrze, zrobiłem kilka kroków w tył, przedramieniem obtarłem usta, postanowiłem skorzystać z energii, tak jak się uczyłem polepszając swą szybkość… niestety przeciwnika też spowiła ciemna energia, on radził sobie z tym znacznie lepiej w efekcie czego, musiałem ratować się przytuleniem go w typowym klinczu, bo po raz kolejny otrzymałem parę bolesnych ciosów. Nie miałem wyboru, porcję Reiatsu skierowałem do umysłu czując jak zalewa go gniew, odepchnąłem go, nagły przypływ siły w moim ciele zaskoczył go. Natarłem, prosty w nos – zablokował, podbródkowy – uniknął, sierp – trafienie!
- To jest to dziwko! – zawołałem czując jak głowę wypełnia mi nie tylko gniew, ale i radość. Zdaje się, że ta część mnie lubiła gdy daje komuś po mordzie. Przeskoczyłem kilka razy z nogi na nogę i z krzykiem wymieszanej wściekłości oraz radości natarłem na wroga, czułem jak moja przewaga w przypadku czystych osiągów rośnie, jednak technika okazała się wyżej. Facet dał radę mnie wyczekać, a po tym wykorzystać moją siłę przeciwko mnie samemu. Gdy zebrałem się do wyjątkowo silnego ciosu sądząc, iż ten po paru soczystych trafieniach już jest tylko do wykończenia, ten uniknął ataku ruchem głowy, chwycił mój nadgarstek oraz przedramię i przerzucił przez siebie, by grzmotnąć mną potężnie o ziemie. Zakręciło mi się w głowie, a on zacisnął swoje ramiona na mojej szyi dusząc mnie, chyba skupił tyle Reiatsu ile mógł, aby zwiększyć swą siłę, bo nie mogłem się wyrwać mimo obu rąk starających się odciągnąć jego przedramię od mojej szyi. Nie mogłem złapać oddechu, było coraz mniej powietrza, coraz więcej frustracji… coraz więcej gniewu. W końcu poczułem te nieprzyjemne uczucie jakbym stawał się jedynie obserwatorem własnych działań ogarnięty przez wszechpotężne uczucie złości. Rozerwałem uścisk napastnika, od razu wyprowadzając cios łokciem za siebie, trafiłem silnie w brzuch, odwracając się szybko uderzyłem go prostym w oko… będzie limo! Ucieszyło mnie to. Oburącz chwyciłem go za potylicę i pociągnąłem do siebie w tym samym momencie wystrzeliwując kolano w górę. Nos przeciwnika pękł, usłyszałem chrupnięcie, facet ledwie stał na nogach, już nawet nie dając się bronić, był ogłuszony, nie potrafił zareagować na serię ciosów to co zrobiłem, jednak nie wystarczyło aby dać upust mojej frustracji. Po tym padł potężny sierpowy, który odrzucił go w tył i posłał na plecy, jego łuk brwiowy został rozcięty, a twarz zalała się krwią. Podbiegłem tak szybko ile sił, jedną ręka chwyciłem go za frak podnosząc trochę do góry, a zacząłem tłuc w gębę, raz za razem odbijając jego łeb o ziemię jak piłkę kauczukową, z twarz robiąc istny tatar. Nagle ból w tyle mojej głowy i utracenie przytomności. Obudziłem się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, chyba stodole, przywiązany do ściany za nadgarstki i szyję grubymi sznurami. Przede mną stała dwójka facetów. Jednego z nich poznałem, miał tak obitą i opuchniętą facjatę, że gdyby nie zielone włosy mógłbym nie zorientować się, że to ten, z którym walczyłem. Mimo wszystko ten widok sprawił, iż kącik moich ust uniósł się do góry. Ten drugi był brunetem, miał szpetną twarz ozdobioną przez najbardziej parszywy uśmiech jaki w życiu widziałem, to on chyba mnie znokautował. Strasznie bolał mnie łeb, a także parę innych miejsc co pewno było skutkiem ciosów, które otrzymałem… no i do tego mięśnie, ale to sam sobie zrobiłem korzystając z szału.
- Tak jak nam mówiono prawdziwie szalony z Ciebie wojownik Kyojin… tak obić mojego towarzysza, jestem pod wrażeniem. Twój Pan wyznaczył za Ciebie dużą nagrodę, te pieniążki odpłacą nam trud jaki włożyliśmy, aby Cię złapać. – powiedział brunet, po czym wyszedł. Zielonowłosy chyba się uśmiechnął i dodał:
- Odpłacisz mi za to co mi zrobiłeś. Po twarzy nie mogę Cię bić, abyś został rozpoznany, ale… – po czym uderzył mnie mocno w żołądek, na tyle że mało nie puściłem pawia. Po tym nadeszły kolejne ciosy, wszystkie skierowane na korpus, te tortury przerwał dopiero krzyk niewyobrażalnego bólu z zewnątrz. Drzwi od stodoły wyleciały wyrwane z zawiasów, a w drzwiach stał skalny golem, w rękach trzymając ciało tego drugiego z zupełnie zmiażdżoną głową. Ziemny wytwór cisnął zwłokami prosto w zielonowłosego, który wciąż wydawał się w szoku, przez to nie zdołał uniknąć lecącego trupa. Nim się wydostał spod ciała kolegi golem podszedł do niego, a jego ręka z dłoni zmieniła się w szpikulec, który ten wbił w ziemie przechodząc przez nim za równo przez ciało bruneta jak i tego o opuchniętej twarzy zabijając go na miejscu. Nigdy wcześniej nie widziałem tak strasznego oblicza umiejętności Ao, ani tego, że ten jest zdolny do prowadzenia takiej rzezi.
- Na chwilę Cię zostawić i już dajesz się porwać… wszystko gra? – powiedział zamiast przywitania Mistrz tuż po wejściu do stodoły od razu rozwiązując trzymając mnie więzy. Jak się okazało Ci mieli przy sobie listy gończe z moją podobizną, Ao podejrzewał, że te są dość powszechne w obiegu w świecie przestępnym ćwiartki Rukongai w jakiej przebywali. Mój były właściciel zdaje się, że zupełnie nie chciał mi odpuścić. Przy tym moje obrażenia okazały się zbyt poważne, abyśmy kontynuowali pościg za złodziejem przez co wysoka nagroda uciekła nam spod nosa, co wywołało u Mistrza stan boczenia się, który utrzymał się przez jakiś tydzień.

Czas leczenia moich ran był jednym z najbardziej irytujących momentów w życiu, które pamiętam. Z uwagi na to, iż lepszym dla mojej regeneracji było to, bym się za wiele nie ruszał to przez jakiś czas skupialiśmy się wyłącznie na teorii, medytacji i tych wszystkich innych, które w ogóle mi nie podchodziły. Na szczęście mój organizm mnie nie zawiódł i jak zwykle zregenerował się znacznie szybciej, aniżeli Ao by się tego spodziewał. Dlatego stosunkowo szybko przeszliśmy do normalnego działania. W kolejnych tygodniach mieliśmy w cholerę roboty, aby trochę nadrobić, więc wpisy w pamiętniku się nie pojawiały. Krotko streszczę jak to wyglądało. Właściwie to wydarzyło się mnóstwo ciekawych rzeczy. Paru złych gości i jedną babę przyskrzyniliśmy… przestępstwa jakie popełnili były różne. Gwałt, zabójstwo, kradzież, rozbójnictwo to były najczęstsze z nich. Generalnie to szliśmy zasadą Mistrza, aby nie mieszać się w jakieś bardzo skomplikowane zlecenia, ale chwytać się zarobków stosunkowo łatwych przez wzgląd na prostotę wytropienia naszych celów. Jeśli żadna ze znajomości Ao nie wyznaczała na kogoś tropu, to po prostu to pomijaliśmy wypytując o innego poszukiwanego. Poza tym były też treningi i to dużo tego. Pisanie i czytanie już szło mi tyle o ile nieźle, ale z kontrolą reiatsu, wciąż było kiepsko, choć lepiej. Prawdziwe efekty przyniósł trening używania mojej zdolności. Teraz jestem już w stanie nie tylko ją włączać, ale także kontrolować jej rozwój poprzez wprowadzenie większej ilości energii, a także wyłączyć o ile nie przekroczę granicy, którą tak na oko udało mi się wyznaczyć. W tej kwestii były to, więc tygodnie wielu przełomów, które jak się okazało nie były takie trudne do zdobycia. Wystarczyło wpaść na jeden dobry pomysł i kolejne szły falą, potem znowu trafiało się na jakieś „ale” i znowu długo nic, by w końcu dojść do rozwiązania i przeć do przodu. Nie byliśmy, jednak pracoholikami, zdarzyło mi się, w tym czasie też parę luźniejszych chwil. Lubiliśmy wylądować w szynku i trochę pobalować, pograć w kości, napić się, pośpiewać zboczone piosenki, czasem wyrwać wiejską dziewczynę do tańca… a i czasem do stodoły. Było wesoło, bo jak się okazało Mistrzem całkiem dobrze się dogadywaliśmy przez co czas mijał przyjemnie. Na szczęście nikt na nas już nie zapolował, a także nie trafiliśmy na żadnego Pustego, więc najwięcej ran odniosłem szczerze mówiąc podczas treningów z Ao. Oczywiście ten tryb życia miał też wady, ze smutkiem trzeba było opuszczać przyjemne miejsca, ciekawe osoby, ładne kobiety, tawerny ze smacznym piwem, bo trzeba było udawać się dalej w drogę. Oczywiście trochę przy tym narzekaliśmy, ale nie jakoś dużo, sami sobie wybraliśmy taki los, ja ani razu nie pożałowałem, że tamtej nocy uciekłem wraz z Mistrzem.

W efekcie, choć minęło to jak z bicza strzelił spędziłem na szkoleniu oraz byciu łowcą głów-czeladnikiem dobre pół roku. Wówczas nadeszła dziwna chwila. Mistrz stwierdził, że musi ze mną porozmawiać, czułem że szykuje się coś ważnego. Czyżby chciał uznać, iż jestem gotowy, abym został osobnym, samotnym łowcą? Rzeczywistość okazała się znacznie dziwniejsza. Napiliśmy się trochę, aby rozwiązać języki, a na twarzy Ao malowało się zakłopotanie, może nawet wstyd… pierwszy raz widziałem go w takim stanie. W dość ostrożny sposób stwierdził, że nie wszystko co mi mówił było zgodne z prawdą. Po tym powiedział, że wyjaśni od początku. Zaczął opowiadać, iż pochodzi z organizacji zrzeszającej Dusze, szczególnie takie posiadające potencjał oraz stosunkowo wysoki poziom energii duchowej w celu nadrzędnym, uratowaniu Soul Society. Najpierw pomyślałem, że żartuje, ale po spojrzeniu na jego twarz wiedziałem, że jest śmiertelnie poważny. On, natomiast jest agentem tej organizacji odpowiedzialnym za zdobywanie pieniędzy dla takowej oraz rekrutacje nowych członków. Dlatego mnie uratował, nie zależało mu na czeladniku, ale dojrzał we mnie potencjał na nową osobę do tej ekipy. Dlatego też nasze zyski były tak małe, bo okazało się, że Ao z góry połowę odkładał na poczet zysków grupy. Po pół roku uważa, iż jestem gotów, aby udać się do siedziby i poznać osoby rządzące w organizacji… jeśli tego chce. On osobiście, jednak mi to radzi, a stanowczo odradza zajmowanie się polowaniem na głowy, bo mam do tego zawodu zbyt lekką rękę do pieniądza. Ciężko było się z tym nie zgodzić. Generalnie nigdy nie byłem jakoś mocno przywiązany do kasy, więc to mnie zbytnio nie ubodło, ale to że mnie okłamywał… to wprawiło mnie w wkurzenie na Ao. Z drugiej, jednak strony rozumiałem jego powody, chciał mnie sprawdzić czy w ogóle warto mi to mówić czy też się pożegnać i szukać dalej. Do tego ciekawość, byłem tak ciekawy tego jakiej organizacji służył Mistrz, któremu przecież ufałem, iż się zgodziłem, zastrzegając że więcej ma mi nie wciskać kitu, bo tego strasznie nie lubię. Ao wyraźnie odetchnął z ulgą, chyba też mnie polubił przez ten czas, zaproponował że dziś napijemy się w ramach rekompensaty na jego koszt, a jutro wyruszymy. Tym po części spłacił swe winy. Zgodnie z tym tego dnia ubawiliśmy się zacnie, przez noc odpoczęliśmy, rano zaopatrzyliśmy się w duuuże ilości wody, a następnie wyruszyliśmy. Jak się okazało Mistrz nie bez powodu wybrał te wioskę do zdradzenia mi swego sekretu, była ona bowiem najbliżej miejsca siedziby organizacji. Najpierw, jednak musieliśmy udać się drogą nie posiadającą ścieżek, prosto przez gęsty las. Był to jeden z najbardziej upierdliwych przemarszów jakie mnie w życiu spotkały. Gdyby to była prosta droga to pewnie ze dwie godzinki i bylibyśmy na miejscu, ale tam musieliśmy cały czas uważać na wystające korzenie stojących blisko obok siebie drzew, przedzierać się przez krzaki złośliwie chwytające się ubrań, dwa razy trafiliśmy na bagna, które musieliśmy wymijać na około w efekcie gdy doszliśmy do celu słońce chyliło się ku zachodowi. Wyszliśmy zza linii drzew stając na granicy pola ryżowego, całkiem sporego zresztą, z którego wieśniacy właśnie schodzili kończąc pracę. Znajdowało się tu też pastwisko, z którego właśnie zganiano bydło do zagród, kilka chat oraz góra, w której znajdowała się grota. Gdzie niegdzie chodzili uzbrojeni mężczyźni czy kobiety, generalnie teren był duży, coś jak przeciętna wioska w Rukongai. Ao z dumą poinformował mnie, że siedziba ta kryje się w grocie, a to co widzę, ta wieś, która sprawia, iż są absolutnie samowystarczalni, a nawet odkładają żywność na gorsze czasy, co jest możliwe dzięki soli, którą wydobywają z groty. Powiedział, że mają tu farmerów, drwali, pastuchów, górników, czyli wszystkich tych, którzy pomagają organizacji nie mając za wiele Reiatsu oraz wojowników i agentów, czyli tych, którzy mienią się posiadaniem sporych ilości duchowej energii. Przez to, że większość mieszkańców siedziby nie posiada ich za wiele, a zatem nie odczuwa głodu zapasy żywności stale rosną. Z tego co opowiadał Mistrz ludzie wiedli tu prosty i pracowity byt, ale nie mieli na co narzekać, w tym obozie nieznane było pojęcie przestępczości, zatem byli bezpieczni, sami wiedzieli gdzie plony ich pracy są przekazywane, wiedząc na jaki cel, do jakich ludzi, wiedząc, że to co wypracują nie jest przepijane przez szlachetnie urodzonych grubasów w Seireitei na zbędne luksusy tylko przeznaczane jest na konkretny cel, który znają. To, że nawet prostaczkowie dowiadują się o wszystkim wedle Ao bardzo ich ujmuje przez co, co jakiś czas udaje się sprowadzić kolejną rodzinę do pracy… co jednak trzeba robić bardzo ostrożnie, aby nikt nie doniósł Shinigami o tym miejscu, bo wówczas musieliby albo uciekać albo bronić się w jaskini. Oba byłyby równoznaczne ze zniweczeniem ogromnej ilości trudów jakie podjęli. Tak czy siak, aby nie deptać po polu okrążyliśmy pole dochodząc do ścieżki, którą właśnie podążali drwale, którzy również skończyli pracę. Szeroka gruntowa droga prowadziła prosto do groty, w którą jak się okazało były włożone grube, dębowe wrota, które zostały zamykane na noc. Ao tymczasem dalej opowiadał mi o strukturach organizacyjnych obozu. Byli tu także ludzie nazywani eksploratorami dzielili się oni na leśnych oraz jaskiniowych. Ich zadaniem było prowadzenie poszukiwań po terenie jaki organizacja sobie przywłaszczyła dodatkowych dóbr, szukali rzek czy jezior obfitych w ryby, polan pełnych ziół, żup solnych, rud metali, wszystkiego co mogło zwiększyć potencjał gospodarczy tego miejsc, mieli również kucharza, który zajmował się żołądkami wojowników, alchemika dbającego o obronę tubylców przed chorobami, który również miał pewną wiedzę o medycynie, więc jeśli ktoś się zranił to udzielał pomocy. Znajdowało się kilku magazynierów zajmujących się składowanie żywności, sprzętu rolniczego, broni, dóbr naturalnych oraz racjonowaniem ich, posiadali oni grube księgi, w których ewidencjonowali wszystko co otrzymywali. Rzecz jasna każda grupa miała, również swego dowódcę, który rozdzielałby zadania, a także szefa generalnego całego obozu. Mimo tego, wciąż brakło im ludzi, szczególnie tyczyło to wojowników, którzy mogliby walczyć z Hollow jeśli jakiś by się tu przypałętał, tudzież z innymi zagrożeniami takimi jak choćby Shinigami. Przydałby się jakiś lekarz dokładniej przeszkolony, niż wspomniany wcześniej alchemik, wciąż poszukiwali psiarczyka, który ogarnąłby im sforę chartów, przydaliby się jacyś myśliwi dla futer, kamieniarze, aby lepiej przygotować jaskinie i tak dalej, tego wszystkiego dowiedziałem się z monologu Ao, który chyba chciał mi przekazać, że agenci… czyli też on mają kupę trudnej roboty. Nie tylko, bowiem muszą znaleźć odpowiednich ludzi, ale też upewnić się, że na nich nie nakapują, a potem przekonać, aby tu przyszli. Faktycznie brzmiało to ciężko i ja osobiście raczej siebie w takiej roli nie widziałem. Przy tym zauważyłem, że Mistrz był tutaj znany i lubiany, choćby drwale każdy z osobna do niego podeszli, by się przywitać, nawet dla mnie tubylcy byli mili, chyba przez wzgląd na to, że właśnie Ao mnie przyprowadził. Muszę przyznać, że pierwsze wrażenie siedziba zrobiła na mnie piorunująca. Wszystko dobrze zorganizowane, rozwijające się, bez przestępstw, każdy ma swoją rolę, ludność miła, potrzebują takich jak ja. Łapczywie rozglądałem się łapiąc wzrokiem kolejne widoki tego dziwnego, takiego bardzo innego miejsca. Już wtedy czułem, że będę chciał do nich dołączyć. Wtedy Mistrz powiedział coś jeszcze dziwnego. Mianowicie, iż centralnym miejscem tej siedziby jest jaskinia, ale prawdziwym centrum organizacji jest istota, bardzo potężna, wręcz Boska, którą jest ich Kami, mieszkańców tego miejsca, natomiast nie zrzesza tylko sam cel, ale przede wszystkim wiara w te istotę. To mnie trochę zaskoczyło, ale również zaciekawiło, jak niebywałą personą musi być ta Kami, że zjednoczyła tylu ludzi, skłoniła do podążania swoją ścieżką. Ao nie chciał, jednak więcej zdradzić twierdząc, że tego nie da się opisać, że sam będzie musiał ją spotkać, aby zrozumieć o czym mówi. Po tym powrócił do spraw organizacyjnych. Powiedział, że dziś raczej już z nikim ważnym nie będę się spotykał, więc po prostu mnie oprowadzi, znajdzie mu tymczasowe miejsce do spania, a od dnia jutrzejszego pewnie zostanę zaproszony przez ich wodza i jeśli Kami sobie tego zażyczy to, również ją będę miał zaszczyt poznać. Przy tym Mistrz poinformował mnie, że w jaskini będzie trochę zimno, ale że się do tego przyzwyczaję. Faktycznie w pieczarach było chłodno, a przez resztę dnia je zwiedzaliśmy. Przez grotę wiodły grube korytarze oświetlone przez pochodnie, do których metalowe rączki zostały wbite w ścianę, jak się okazało każda z grup miała swoją zbiorową pieczarę, w której spali jej członkowie, poza znaczniejszymi członkami organizacji, którzy mieli mniejsze wyodrębnione części jaskini, w których mieszkali. Poza tym na samym dole była ogromna pieczara przeznaczona dla Kami, a przynajmniej o tym zapewniał mnie Ao, bo tam nie mogłem pójść, była było miejsce wydobycia soli, głęboko pod ziemią znajdowały się pomieszczenia przeznaczone na składowanie żywności, a także jedna odnoga, której jeszcze nie zbadano do końca, więc nikogo tam nie osiedlono. Poza tym w grocie cały czas słychać było chlupot wody obijającej się o ścianki, okazało się, bowiem iż dokopano się do miejsca, w którym płynie podziemny strumień, dzięki czemu poza studnią na zewnątrz siedziba miała drugi, wewnętrzny dostęp do czystej wody pitnej, co było doskonałą wiadomością na wypadek gdyby ktoś postanowił ich oblegać. O ile o Kami Ao nie chciał mówić, to zgodził się na wspomnienie paru słów o dowódcy. Miał on być jednym z pierwszych wyznawców jej Bogini i to właśnie on pomógł stworzyć jej potęgę. Wedle opowieści Mistrza miał on niegdyś być szlachcicem z średniej wielkości rodu, który z jakiegoś powodu stracił sens, nie jest pewnym dlaczego, ale chodzą słuchy, że jego ukochana zmarła czy coś… W każdym razie nie potrafił on znaleźć niczego co, by go zainteresowało, co by zapełniło lukę, aż całkiem przypadkiem w Rukongai trafił na Kami. Ta go oczarowała, dała cel bytu, mimo protestów po powrocie do Seireitei mężczyzna ten sprzedał wszelkie posiadłości i aktywa swego rodu, a pieniądze przeznaczył na pomoc swej Bogini. Środki wydawał na najemników, a także na poszukiwanie odpowiedniego miejsca na osiedlenie się, to on opłacił pracę, dzięki którym powstała ta siedziba, która potrafi się utrzymać sama, a także stał się prawą ręką Kami. Plotki głoszą, że już dawno wydał wszelkie pieniądze jakie posiadał, a teraz organizacja utrzymuje się z pracy jej członków, czy tej tutaj, w jej centrum czy też na zewnątrz tak jak robi to Ao. W końcu udaliśmy się do pieczary Mistrza, on poszedł jeszcze zdać raport z swojej wyprawy, przekazać zdobyte pieniądze na poczet organizacji, a mi pokazał gdzie mogę się przespać. Byłem dość padnięty, więc mimo chłodu oraz tego chlupotu zasnąłem prawie od razu.

Następnego dnia niemal od razu po pobudce zostałem wezwany przez dowódcę. Jak się okazało był on mężczyzną w średnim wieku, jego brązowe włosy były już przerzedzone, skóra dość zmarszczona, sam był średniego wzrostu i wątłej postury. Nosił czyste, ale dość proste ubranie. Co do jego pieczary była ona spora, uposażona w parę wygód tak jak futro chyba wilka leżące na ziemi, a także parę typowych mebli jak, choćby szafa czy biurko, na którym stała świeczka dająca dodatkowe oświetlenie. Po obu stronach mebla stało po jednym krześle i ten poprosił mnie, abym usiadł naprzeciwko niego. Najpierw przedstawił się mówiąc, iż ma na imię Yukio oraz zdradził mi, że wczoraj wieczorem sporo rozmawiał z Ao na mój temat, twierdząc iż ten ma wobec mnie duże nadzieje. W dość luźny sposób zapytał mnie jak mi się podoba siedziba. Dość szczerze odpowiedziałem, że jest imponująca. Dowódca okazało się, że nie był z niej tak zadowolony, co prawda wydawał się dumny, ale wedle tego co powiedział uważał, iż jeszcze sporo jej brakuje, przede wszystkim ludzi, dlatego potrzebni są tacy jak ja, z potencjałem, aby chronić tego miejsca, które jest nie tylko schronieniem dla Kami oraz jej wyznawców, ale skarbem, który razem współtworzą. Zapytał mnie czy wiem jaki jest cel organizacji, odpowiedziałem, że nie za bardzo, bo Ao powiedział mi o tym dość ogólnie, coś o ochronie Soul Society. Uśmiechnął się delikatnie i stwierdził, że zamiast on opowiadać, lepiej żeby zrobiła to Kami, bo ona chce mnie spotkać. Po tym jak się z nią zobaczę, zadecyduje czy chce dołączyć do ich sprawy. Zgodziłem się i za Yukio poszedłem w dół jaskini szerokim korytarzem. Weszliśmy do ogromnej pieczary, która była najdziwniejszym co w życiu widziałem. Mianowicie mimo, że byliśmy dość głęboko pod ziemią znajdował się tu dużo zieleni, był kamienisty krąg, a także misa z jakąś cieczą, poza tym podziemny staw zajmujący sporą część tego pomieszczenia. Stała tu też kobieta, kawał baby, bo miała jakieś dwa i pół metra wysokości, a była tak jasna, że wydawało się jakby bił od niej blask. Miała białą szatę sięgającą jej do kostek, skórę białą, oczy błękitne, włosy, również białe, proste, sięgające jej do pasa. Gdy przyszliśmy otworzyła oczy, a Yukio ukłonił się czołobitnie:
- Pani, przyprowadziłem Ci naszego gościa. – kobieta skinęła głową, a po tym spojrzała na mnie wzrokiem tak przeszywającym, że czułem jakby wbiła się w mój umysł od środka. Poczułem spokój, a także usłyszałem, ale nie uszami, po prostu w głowie aksamitny głos.
- Powiedz mi czego szukasz? – dobiegło do mnie zapytanie. Nie wiedzieć czemu wydobywała ze mnie najskrytsze myśli, które odpowiedziały jej, również w mojej głowie:
- Chcę znaleźć… własną drogę życia. – nigdy o tym nie myślałem, ale do tej pory nie miałem żadnego celu. Najpierw walczyłem, aby przeżyć, a po tym zwyczajnie podążałem za Ao.
- Ukażę Ci nasz cel, potem określisz sam czy chcesz, aby Twa droga, również do niego zmierzała. Zamknij oczy. – posłusznie zacisnąłem powieki, poczułem jakby mi się zakręciło w głowie i jak światło bije w moje oczy, które otworzyłem. Znajdowałem się w Rukongai, pojawiłem się w nim tak znienacka, a mimo to nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Wszyscy gapili się jedynie w górę, więc i ja spojrzałem. W powietrzu stały trzy grupki istot. Jedne ubrane były w czarne kimona, część z nich z narzuconymi na nie białymi haori z katanami w rękach, po drugiej stronie stała grupka również w kimonach, ale za to białych, także uzbrojona w miecze, na twarzach mieli szczątki jakichś dziwnych masek. Ostatnia grupka była najbardziej różnorodna, część ubrana była cała na biało w jakieś dziwne ciuszki, a w ich rękach majaczyły łuki, z kolei pozostali nosili każdy inne ubrania w różnych kolorach, każdy miał jakieś inne dziwactwa. Nagle grupki ruszyły na siebie i BUM! Usłyszałem ogromny wybuch, a zobaczyłem oślepiający błysk światła. Po tym krzyki agonii, odgłosy palonych ciał, swąd gotującego się ludzkiego mięsa, hałas łamanych desek. Po chwili stałem na zgliszczach, fala miażdżyła wszystko znajdujące się powyżej ziemi, a po tym ponownie wróciłem do pieczary. Serce waliło mi jak młot, ciężko mi było uspokoić oddech, jakbym przed chwilą przebiegł długi dystans.
- Co to było? – zapytałem już na głos. Odpowiedź uzyskałem ponownie w swojej głowie.
- Nasza przyszłość. Shinigami z każdą z ras w trzech światach wchodzą w stan wojny, w końcu do niej dojdzie, do wojny światów tu w Soul Society, a jej efekty sam widziałeś. – kompletnie zbaraniałem, przez mój umysł przetoczyły się pytania, które zdawało się, że Kami wyłapywała w lot, by po chwili na nie odpowiedzieć:
- Istnieją trzy światy. Ten znasz, nazywa się on Soul Society, jest także świat żywych istot w większości nieuświadomionych duchowo, ludzie którzy tam umrą udają się do naszego świata. Jest także ostatni, bezkresna pustynia Hueco Mundo, która jest ojczyzną Pustych, potworów, z których zdaje się jednego już spotkałeś. Shinigami z Hollow prowadzą wieczną wojnę od zarania dziejów, a i w świecie żywych, wśród istot uświadomionych duchowo mają więcej wrogów, niż przyjaciół. Przyszłość można zmienić, jednak na ten moment wygląda ona tak jak Ci pokazałam. Odpowiadając na kolejne pytania, które słyszę w Twojej głowie. Wielokrotnie próbowaliśmy skontaktować się z Shinigami, otworzyć im oczy. Oni, jednak nazywali nas wichrzycielami, szaleńcami, głupcami. Są tak zadufani w sobie, że sądzą iż mogą wojować z każdym z kim im się podoba i zwyciężyć… teraz z kolei polują na nas jak na zwierzęta sądząc, że jesteśmy dla niech zagrożeniem, że buntujemy, wobec nich ludzi w Rukongai. Głupcy! Dlatego Seireitei nie może dowiedzieć się o tym miejscu, ani o mnie. My natomiast musimy zyskać na silę, aby oni musieli się z nami liczyć. Nie bez powodu też mieszkamy pod ziemią, gdy nastąpi wojna światów, my przekoczujemy tutaj, przeżywając wielki wybuch, by po zrównaniu Soul Society ponownie zaludnić to miejsce, sprawić, aby ten świat nie wyginął. Czy walka o pokój oraz przetrwanie jest celem, do którego chcesz dążyć swoją… naszą drogą? – nie miałem złudzeń, od razu na głos odpowiedziałem:
- Tak… Pani. – ta uśmiechnęła się i w myślach przekazała mi, że resztę ustali ze mną Yukio. Czułem się niesamowicie, jakby oświecony, napełniony sensem, celem do spełnienia. Wróciliśmy do gabinetu dowódcy, który wyraził zadowolenie, że do nich dołączyłem i powitał mnie na pokładzie. Po tym zaczęliśmy mówić o moim przydziale. Pewnym było, że nie zostanę agentem, bo z tego co rozmawiał z Ao to nie radzę sobie z pieniędzmi. Zostanę wojownikiem w służbie Kami. Wedle tego co się dowiedziałem czeka mnie jeszcze długa droga, muszę stawać się silniejszy, aby jak najlepiej móc służyć ich sprawie czy to przez ochronę tego miejsca, czy też przez działania w terenie. Yukio powiedział, że omówi kwestie mojego przydziału z dowódcą grupy wojowników i że mam zwyczajnie poczekać, bo już ta osoba mnie znajdzie oraz przedstawi mi zadania jakie otrzymam. Po tym pożegnałem się z dowódcą i wyszedłem. U wyjścia już czekał na mnie Mistrz, który był bardzo radosny, że zdecydowałem się do nich przystać. Pogratulował mi, a także życzył powodzenia żałując, że raczej razem wiele nie popracujemy, aczkolwiek obiecaliśmy sobie, że co jakiś czas spotkamy się, wypijemy co nieco i opowiemy co tam u nas słychać. Po tym rozsiadłem się na ławce na zewnątrz jaskini i obecnie czekam, aż mój bezpośredni przełożony przyjdzie, a ja dowiem się jak będzie wyglądała moja najbliższa przyszłość… Nie mogę się doczekać!


Pieniądze: 10 Ryo.

STATYSTYKI
Atrybuty:
Siła: 5 + 2 (p) + 1(w) = 8
Szybkość: 5 + 2(p) + 1(w) = 8
Zręczność: 5 + 3(w) = 8
Wytrzymałość: 5 + 2(p) + 5(w) = 12
Inteligencja: 5
Psychika: 5
Reiatsu: 5 + 5(w) = 10
Kontrola Reiatsu: 5 – 1(p) = 4



OGÓLNE

Udźwig: 64 kg
Prędkość (śr.): 8 km/h
Prędkość (max.): 26 km/h
PŻ (Punkty Życia): 144
PR (Punkty Reiatsu): 40

Techniki
Magia:
Poznane Hadou: brak
Poznane Bakudou: brak

Umiejętności: Podstawy samoobrony, regeneracja, twardziel, żądza krwi
Wady: Biedak, Niepopularny (część światka przestępczego Rukongai)

Umiejętność specjalna duszy

Tatakai no Kyoran
Zdolnością specjalną Kyojin jest szał bojowy. Potrafi on wprowadzić reiatsu bezpośrednio do jego mózgu przez co przyspieszyć procesy metaboliczne i zwiększyć dopływ energii do mięśni, a co za tym idzie wzmocnić swą siłę oraz szybkość. Jest to sposób znacznie wydajniejszy, niż typowe korzystanie z energii do polepszenia swych możliwości, ale niesie za sobą pewne uciążliwe skutki uboczne. Po pierwsze z jakiegoś powodu reiatsu wprowadzone do stymulacji mózgu wojownika sprawia, iż ten odczuwa coraz mocniej napierający gniew, im więcej energii tym w większy amok wpada, a gdy przesadzi może dojść nawet do sytuacji, w której przestanie nad sobą panować i atakować wszystko co się rusza w okół. Drugim „ale” tyczącym Tatakai no Kyoran jest to, iż technika ta jest wyjątkowo niebezpieczna dla organizmu, nawet jeśli Kyojin nie przesadzi to po używaniu jej jest mocno zmęczony, natomiast jeśli przekroczy wąską granicę to walka może się dla niego zakończyć uszkodzonymi mięśniami, więzadłami czy nawet kośćmi.

Mechanika:
- x włożonego reiatsu = + x do siły, + x do szybkości,
- Zdolność korzystania z szału bojowego bez utraty całkowitej kontroli do użycia takiej ilości reiatsu ile ma punktów w statystyce „psychika”, im bardziej przekroczy te wartość tym większe prawdopodobieństwo utracenia kontroli nad sobą,
- Bezpieczne dla zdrowia korzystanie z Tatakai no Kyoran jest możliwe gdy wprowadzamy do organizmu ilość reiatsu równą lub mniejszą połowy statystyki „wytrzymałość”, im mocniej przekroczymy te wartość tym większe prawdopodobieństwo urazu.


Generalnie co do umiejętności tej Kami to od razu mówię, że ona tak nie do końca widzi przyszłość i w ogóle, bo to jest taki trochę szwindel robiony przez nią... przynajmniej taką koncepcje tego mam, którą chciałbym zdradzić mojemu MG jak już ktoś mnie przygarnie i jeśli będzie chciał ją przyjąć to przyjmie, a jeśli nie to nie. W każdym razie miłej lektury.
Powrót do góry Go down
Aoto
6 oficer VII dywizji



Mistrz Gry : Imperator

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket46/370Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (46/370)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket1847/6190Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (1847/6190)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyNie 12 Sty 2020 - 19:51

Druga


Kenji Kuroitsu, 26 Lat
Mężczyzna, Quincy

Wzrost: 179 cm
Waga: 73 kg

Wygląd:
Kenji jest całkiem wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną. Ma średniej długości czarne włosy zazwyczaj zarzucone do tyłu, choć czasem opadają mu na twarz. Jego oczy są złotego koloru. Ma łagodne rysy twarzy i przyjazne spojrzenie. Zazwyczaj ubiera się w ten sam zestaw – krótka, jednokolorowa koszulka, spodnie, buty sportowe i kurtka z kapturem oraz rękawice bez palców – i w szafie ma tylko takie ubrania, w różnych (najczęściej ciemnych) barwach. Swój amulet Quincy nosi na lewym nadgarstku.
Obrazek:


Charakter:
Można powiedzieć, że Kenji ma dwie osobowości, bez rozdwojenia jaźni. Jedną z nich jest żartobliwy, były playboy oraz dobry przyjaciel, potrafiący ryzykować życiem dla najbliższych, Bardzo ceni sobie opinię przyjaciół, choć gdy coś wydaje mu się sprawą honoru, potrafi z łatwością zignorować towarzyszy. Rzuca żartami, żeby rozluźnić atmosferę lub przełamać pierwsze lody w znajomości. Jest też jego druga osobowość, którą on sam nazywa „Trybem Bojowym”. Na moment w którym Kenji walczy, wyzbywa się wszelkiej litości (chyba, że ma naprawdę dobry powód, by kogoś oszczędzić) i daje z siebie sto dziesięć, a nawet i dwieście procent.


Statystyki:
Atrybuty – 20 (10 Podstawowych +5 Wiek + 5 Wypłaty MG i MG Miesiąca)
Siła: 5 (-1 Profesja, +1 Rozdanie)
Szybkość: 8 (+3 Profesja)
Zręczność: 10 (+5 Rozdanie)
Wytrzymałość: 5 (-1 Profesja, +1 Rozdanie)
Inteligencja: 5
Psychika: 7 (+2 Profesja)
Reiatsu: 5 (-3 Profesja, +3 Rozdanie)
K. Reiatsu: 20 (+5 Profesja, +10 Rozdanie))


Udźwig: 25 kg
Prędkość śr/max.: 8/26 kmh
Punkty Życia: 50 PŻ
Punkty Reiatsu: 100 PR

Umiejętności: Biegły (Łuk), Kumulator, Rurkarz, Wielokrotny Strzelec
Wady: Antagonizm Hollow, Niepokojąca Aura, Wygnany

Znane zaklęcia:
Schleier, Wolke
Ekwipunek: Amulet Quincy, 10 srebrnych rurek, Seele Schneider, Przynęta na Pustych, Portfel [75.000¥, Dokumenty], Telefon, Kluczyki do motoru

Historia:

Średnie mieszkanie w centrum Karakury. Klucz zostaje przekręcony w zamku, wpuszczając do środka dwie osoby. Jedną z nich był Kenji, a drugą jego przyjaciel i współlokator Tenzen. Zamknęli za sobą drzwi i przewiesili kurtki koło wejścia.
-Ale poważnie, skąd to masz? - spyta Kenji, pokazując Tenzenowi Seele Schneider, który zresztą od niego otrzymał.
-Dostałem od ojca. - odparł przyjaciel. -Dwa, bo ostatnio mi się zniszczyły. Pomyślałem, że mógłbym ci wreszcie pokazać jak się czegoś takiego używa.
-Strzała jak strzała. - powiedział Kenji, odkładając broń na szafkę w korytarzu. -Naciągasz na cięciwę i puszczasz, żeby leciało. Tylko w tym wypadku nie musisz jej tworzyć.
-Naprawdę dorastałeś w rodzinie Quincy? - spytał Tenzen, śmiejąc się. -Seele Schneider może być też używany jako miecz. Albo absorbować Reishi. Jest też potrzebny do wykonania paru zaklęć… Ogólnie ma więcej zastosowań niż pocisk. - Kenji słysząc to gwizdnął z podziwem.
-Przydatne… - dodał, zerkając na broń. -Wykorzystamy to na jutrzejszym treningu? - spytał, przechodząc do kuchnio-jadalni, za przyjacielem.
-No ba! - odparł Tenzen.


Rozdział 1 – Młodość


Rodzina Kuroitsu była pomniejszym rodem Quincy, mająca wielki dom na skraju Tokio. Mieszkało w nim mniej osób, niż tak naprawdę mogłoby się zmieścić – głowa rodziny Tousen, jego żona Yui i brat Nobuo, starszy syn Kenji oraz adoptowana córka Seiko. Była to zamożna rodzina z wiekowymi tradycjami. Jako jedna z niewielu rodzin wciąż kontynuowała trenowanie kolejnej generacji łuczników. Miała również spory majątek. Dzieci dorastały rozpieszczane i kochane. W przeciwieństwie do Seiko (która nie posiadała mocy), Kenji był również poddawany treningowi, pozwalającemu chłopcu stać się pełnoprawnym niszczycielem. Wykazywał ogromny talent do gromadzenia Reishi z otoczenia, ale wyróżniał się również bardzo charakterystyczną aurą, przez co osoby mające niegdyś do czynienia z Quincy łatwo go rozpoznawały. Młodzieniec uwielbiał także lekcje strzelania z łuku, na których bardzo dobrze się sprawował. Kenji nie miał również problemów w normalnej szkole. Szczególnie, gdy chodziło o kontakty z rówieśnikami. Świetnie dogadywał się z chłopcami, lecz jeszcze lepiej z dziewczętami.
Życie było beztroskie i spokojne, lecz tylko do momentu, gdy Kenjiego spotkało największe nieporozumienie w jego życiu. Chłopak po skończeniu liceum wsławił się wśród rówieśników jako playboy oraz łamacz serc. Wielu znajomych przychodziło do niego po „rady”, by nie zostać samemu na wieczór i nawet dłużej. W jego życiu nie istniało coś takiego jak stały związek lub trwający dłużej niż ćwierć doby. Z tego właśnie był całkiem znany. Pewnego dnia poznał pewną dziewczynę. Nazywała się Shiho Sakada i studiowała sztukę na Geidai. Zaczęło się od tego, że wpadli na siebie w pociągu, w wyniku czego dziewczyna upuściła aktówkę, z której wyleciały różne dokumenty. Kenji pomógł jej je pozbierać, przedstawił się i przy okazji zaprosił na kawę. Już po tym spotkaniu wiedział, że znalazł kogoś z kim chciałby mieć wspólnego coś więcej niż noc w hotelu, a Shiho podzielała jego opinię. Tak oto zaczęli się ze sobą spotykać przez pół roku. Potem to się wydarzyło… Gdy Kenji pewnego dnia wrócił do domu, zastał zapłakaną Seiko. Dowiedział się od adoptowanej siostry, że jej chłopak właśnie wysłał jej SMS, w którym z nią zrywa. Zrozpaczona dziewczyna, szukając pocieszenia rzuciła się na chłopaka, zaczynając się przy okazji rozbierać. W tym właśnie momencie do domu weszli rodzice rodzeństwa i zastali ich leżących na podłodze, na wpół nagich. Przerażona dziewczyna w stresie powiedziała, że Kenji zmuszał ją do domniemanego aktu. Wywiązała się wielka kłótnia, której ostatecznym efektem było wyrzucenie chłopaka z domu i wydziedziczenie go. Widząc, że jego obrona i wypieranie się zarzuconego mu czynu było bezskuteczne Kenji spakował się i wyprowadził zgodnie z żądaniem rodziców. Postanowił również opuścić Tokio. Przed wyjazdem spotkał się z Shiho, którą prosił, by wyjechała z nim. Dziewczyna jednak nie zgodziła się, zasłaniając się przede wszystkim studiami. Powiedziała również, że jeśli go to uszczęśliwi to powinien ułożyć sobie życie z inną. „Mieć żonę, dzieci i jeździć minivanem” - cytując. Chłopak zatem wyjechał samemu poza rodzinne Tokio – do Karakury.
*
Machnięcie, zderzenie, unik, zderzenie, machnięcie. Kenji i Tenzen – obaj uzbrojeni w Seele Schneidery zderzali się nimi, próbując się nawzajem zranić. Kuroitsu, który dopiero dowiedział się o istnieniu czegoś takiego, wymachiwał tak naprawdę na oślep, nie będąc pewnym czy sam się przy okazji nie zrani. Tenzen natomiast, dużo bieglejszy w sztuce walki strzałą, z łatwością wykonywał uniki i parował ataki, trzymając jedną rękę za plecami. Wreszcie wykonał kontratak, w którym sprowadził uderzenie przyjaciela do parteru i wykonał zamach bronią, zatrzymując ją nad karkiem.
-Już byś nie żył. - powiedział, chowając Seele Schneider i cofając się o kilka kroków. -Druga runda?
-Nie dzisiaj. - odparł Kenji. -Za dwie godziny mam już być w pracy.
-Masz dziś popołudnie? - spytał nieco zaskoczony Tenzen.
-Muszę jechać w pewnej sprawie za miasto, więc zamieniłem się zmianą z Haruką. - powiedział, chwytając ręcznik. -A muszę jeszcze wziąć przysznic. - dodał, przerzucając go przez kark.
-No nic. Powodzenia zatem. - powiedział Tenzen. -Ja tu sobie jeszcze zostanę. - w międzyczasie Kenji zmierzał już do wyjścia. Sala, w której się znajdowała należała do rodziny Tenzena. Ściany wykonane były ze srebra przemiany dusz i nie posiadała okien, bo była pod ziemią. Znajdowała się dosłownie pod blokowiskiem, w którym mieszkali. Ich Sala Treningowa.


Rozdział 2 – W Karakurze


Gdy Kenji pierwszy raz dojechał do Karakury, przespał pierwsze trzy noce w tanim motelu. Do miasta dojechał swoim motorem. Kolejnym krokiem dwudziestolatka było znalezienie sobie pracy i normalnego mieszkania. Na szczęście nie był kompletnie rozrzutny, dzięki czemu opuszczając dom miał niemały zapas gotówki. Jego pierwszym miejscem pracy był mały sklepik na obrzeżach miasta. Pracował tam dobry rok. Niestety później właściciel wyprowadził się z Karakury, zamykając przybytek. Wtedy jego miejscem pracy okazał się mały bar w centrum, w którym pracuje już do dzisiaj – od pięciu lat. Na początku tylko sprzątał, ale z czasem ukończył kurs barmana, którym potem został. Z czasem przeprowadził się do nieco większego mieszkania na skraju centrum, wciąż żyjąc samemu. Nie brakowało mu również tutaj towarzystwa kobiet – bardzo często się z kimś umawiał, lecz nigdy nie kończyło się to kolejnymi spotkaniami.
Po trzech latach mieszkania w Karakurze poznał Tenzena Sadame… a raczej on poznał jego. On również okazał się Quincym. Zainteresował się Kenjim, gdy przypadkowo wyczuł jego aurę, która była bardzo charakterystyczna i łatwo identyfikowała go jako Niszczyciela. Bardzo łatwo dogadali się ze sobą. Kenji opowiedział Tenzenowi o tym, że został wygnany ze swojej rodziny (nie powiedział dlaczego). Niedługo po tym Sadame został wyrzucony z pracy, a na dodatek nie miał za co opłacać mieszkania. Kenji zaproponował mu zamieszkanie z nim, dopóki nie znajdzie pracy (i mieszkania). Ostatecznie mieszkają razem do dziś, mimo że Tenzen znalazł już pracę. Mają średniej wielkości lokum w centrum miasta, na które składają się po połowie. Co więcej Sadame udostępnił salę treningową, w której mogli swobodnie trenować swoje zdolności jako Quincy, z dala od cudzych oczu. Kenji nawet zdołał opanować zdolność podwójnego strzału oraz wymyślił własne zaklęcie – Schleier. Pozwalało ono stworzyć z rurki granat dymny, który poza widocznością ograniczał również zmysł wykrywania Reiatsu. Póki co efekty były co najwyżej zadowalające, ale wszystko to kwestia treningu i doświadczenia. Przynajmniej tak twierdzi Tenzen…
*
Stacja kolejowa w Karakurze. Po załatwionych sprawach poza miastem Kenji schodził z peronu. Nagle, tuż przy schodach wpadł na kogoś, komu przy okazji wytrącił aktówkę z ręki. Na szczęście nikt nie upadł.
-Najmocniej panią prze… - zaczął, lecz przerwał widząc twarz kobiety. -Shiho?! - powiedział, gdy rozpoznał dawną dziewczynę.
-Kenji? - ona również zaskoczona, dla pewności zapytała czy to on. -Cześć, co u ciebie? - spytała, gdy chłopak wręczył jej aktówkę.
-Cóż… nie zastosowałem się do twojej rady. - powiedział, uśmiechając się. -Nie mam żony, dzieci… I wciąż nie znoszę minivanów. Co to ty robisz? - dodał, po czym szybko spytał.
-Mieszkam tu. - odparła. -Pracuję w pobliskim wydawnictwem jako graficzka.
-Chyba żartujesz! - powiedział. -Ja też tu mieszkam. Tyle, że pracuję jako barman… - ostatnie zdanie wypowiadał coraz ciszej z każdą sylabą. -Tak, czy siak... miło cię było spotkać. - dodał, po czym zaczął iść w swoją stronę, podczas gdy Shiho szła w przeciwną. Zrobili w ten sposób kilka kroków, aż wreszcie Kenji odwrócił się i szybkim krokiem dotarł do kobiety.
-Tak sobie myślałem… - zaczął. -Miałabyś ochotę na jakąś kawę czy coś… No wiesz. Po pracy. - rzucił, drapiąc się nerwowo po potylicy.
-Już myślałam, że nie zapytasz. - powiedziała z uśmiechem. -Mam krócej w przyszłą środę. - dodała.
-To widzimy się w środę popołudniu? - spytał, na co dziewczyna przytaknęła. -Świetnie! Do zobaczenia zatem. - dodał, po czym odwrócił się i poszedł w swoją stronę, uśmiechnięty od ucha do ucha. Jak nigdy wcześniej.

Własne zaklęcie:
Schleier (Mgła)
Inkantacja: Zamieć północna i wiatr bliźniaczy wielką ślepotą każdego oznaczy – Schleier!
Opis: Proste w wykonaniu zaklęcie. Po wypowiedzeniu inkantacji i wyrzuceniu rurki ona, po impakcie z dowolną powierzchnią eksploduje chmarą gęstego dymu, która ogranicza widoczność a także zdolność do wykrywania Reiatsu. Zależnie od biegłości w używaniu zaklęcia dym może objąć od kilku metrów do maks dwudziestu pięciu. Dodanie więcej rurek nie zwiększy objętego obszaru, póki te nie wylądują obok siebie.
Koszt: 1+
Powrót do góry Go down
Ozymandias


Test Ozymandiasa Mg10
Ozymandias


Mistrz Gry : Aoto

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket70/80Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (70/80)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket65/90Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (65/90)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyPon 13 Sty 2020 - 11:00

Zacznę od drugiej karty.
Po pierwsze umiejętności i historia. Piszesz, że należysz do rodziny quincy, ale nie widzę umiejętności czysta krew.Historia do poprawy i jeśli należałeś do rodziny, nawet jeśli cię wydziedziczyli to krew nie woda. Odejmij sobie jakąś umiejętność i dodaj czystą krew albo zmień opis rodziny.
Masz też wadę niepokojąca aura, wpleć to jakoś w historię, bo to nie tylko łatwiejsze rozpoznawanie cię jako quincy, sądzę, że skoro wywołujesz podświadomy strach u ludzi, to raczej bycie playboyem świetnie dogadującym się z innymi będzie utrudnione, podświadomy strach to nie jest coś, co łatwo przełamać.
Historie błagam przerzuć przez ortograf.pl albo coś innego. W niektórych miejscach zapomniałeś przecinków. Masz literówki albo bezsensowne stwierdzenia weźmy na przykład to: „Co to ty robisz?" miałeś na myśli, co ty tu robisz? " - dodał, po czym szybko spytał." to zdanie było niepotrzebne. "Mam krócej w przyszłą środę. - dodała." Dodaj powinno, być z wielkiej litery, a jeśli już powinieneś napisać mam czas w przyszłą środę lub krócej pracuję w środę może wtedy?
Co do zaklęcia uważam, że jest fajne tylko proszę dodaj jakieś informacje np do jakiego stopnia ogranicza wykrywanie reiatsu. Okej dodanie rurek zwiększa obszar zaklęcia, ale o ile? Dodaj to, bo to ważne informacje.
Wygląd Jak już wstawiasz obrazek, wypadałoby, żeby działał.

W historii wypada wyjaśnić skąd się wziął jego charatker.
Po za tym nie mam co się czepiać, staty rozdałeś dobrze. Masz prawidłową ilość umiejętności, choć jak wspomniałem wcześniej wypadało by jedną dodać. Możesz np.: wziąć zamiast biegłego, wytrenowanego i wtedy dodać czystą krew.

Popraw mi rodzinę mi to o czym powiedziałem to będziesz miał akcept bo masz jednak trochę nie uwzględnionych rzeczy


Ostatnio zmieniony przez Ozymandias dnia Wto 11 Lut 2020 - 21:14, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Ozymandias


Test Ozymandiasa Mg10
Ozymandias


Mistrz Gry : Aoto

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket70/80Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (70/80)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket65/90Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (65/90)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyWto 11 Lut 2020 - 19:56

Dobrze jeśli chodzi o pierwszą kartę.
Wygląd
jest okej, jestem to w  stanie sobie wyobrazić bez problemu ale rozwlekłeś się niemiłosiernie. Mogłeś niektóre te rzeczy napisać o wiele krócej wtedy było by lepiej jednak nie jest to coś przez co bym cię nie przepuścił. Nie ma błędów ortograficznych ale w paru miejscach zgubiłeś przecinki więc wstaw to do ortografa.
Charakter
Też za długo z jednej strony okej ma bardzo rozbudowany charakter z drugiej. Nie lubi gangów linijka potem, nie lubi przestępców, morderców... i tak dalej to się łączy mogłeś z jednej części zrezygnować. Drugi przykład "Jest jak paladyn" potem jest pracowity, odważny i honorowy to są cechy paladyna jak już mówisz że jest jak paladyn to nie musisz wymieniać wszystkich poszczególnych paladyńskich cech. To trochę lanie wody. Znów zapomniałeś parę przecinków ale zero błędów ortograficznych. Zjadłeś też słowo: "po prostu lubił to robić i już, ekscytowało go". Nie dokończyłeś myśli popraw to.
Historia
Jeśli na początku piszesz że to pamiętnik to zapisuj to w formie pamiętnika.
Pamiętnik zawsze piszę się w pierwszej osobie z perspektywy czasu i ma sumaryzować wydarzenia.
W tym wypadku średnio ci wyszło bo brzmi to tak jakby działo się w czasie rzeczywistym
Gubisz słowa:  "Rano śniadanie otrzymywane do cel, niedobre, ale pożywne". No i składnia w tym zdaniu też jakoś nie zadziałała. Rano do celi przynosili śniadanie? tak było by chyba lepiej.
„zawsze byłem z tych co wolą w praktyce, niż w teorii” -Skąd możesz to wiedzieć skoro nic nie pamiętasz. Mogłeś napisać na przykład: okazało się że o wiele bardziej lubię praktykę niż teorię.
Okej jak pojawił się pusty to Ao powiedział ci że to pusty ale skąd wiesz kim są shinigami? Wystarczy krótki dopisek w stylu Jak się później dowiedziałem osoba która zabiła pustego to shinigami. Dodatkowo Shinigami który tak po prostu puszcza osoby z zdolnościami które są związane z dużym zasobem reiatsu. Sądzę że próbowali by was zwerbować i dowiedzieć się kim jesteście a nie wyleczyli i róbta co chceta. Dodatkowo Ao pokazywał że czuję się nieswojo? Zauważyli by to raczej i zaczęli by wypytywać to wojsko i świetnie wyszkoleni ludzie, zauważyli by takie rzeczy.
Przeczytaj historię na spokojnie bo wszystkich błędów ortograficznych i gramatycznych nie wypisałem. Weź pod uwagę co napisałem to przepuszczę kp  
Statystyki
Perfekcyjnie nie mogę się nigdzie przyczepić
Umiejętność duszy
Wydaje mi się być okej masz nałożone dwa limity które ładnie to ograniczają żeby nie była za silna.

Popraw to co mówiłem w histori to dostaniesz akcept a nawet jeden punkt bo widać że się napracowałeś
Powrót do góry Go down
Aoto
6 oficer VII dywizji



Mistrz Gry : Imperator

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket46/370Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (46/370)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket1847/6190Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (1847/6190)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyPią 14 Lut 2020 - 19:02

Generalnie widać, że przeczytałeś karty postaci. Tylko kilka uwag:
Warto docenić czyjś wkład i poświęcony czas.
Jeżeli nie jest to błąd na błędzie, to kilka literówek przy tak długim tekście każdemu może się zdarzy i na pewno zdarzy nie raz. No i ogólnie, jeżeli coś Ci się nie podoba osobiście można napisać np.
Jeżeli nie zmienisz tego albo tamtego to nie będę zainteresowany Twoją postacią. Wtedy nikomu nie blokujesz karty, ale nie on wie, że jak nie zmieni to nie pogra u Ciebie.

Kolejny Etap będzie prowadzenie gracza. Ekkusu zgodził się zostać królikiem doświadczalnym, dlatego wrzuci on tutaj postać z historią, a ty przygotujesz coś dla niego itd.
Powrót do góry Go down
Ekkusu


Test Ozymandiasa Mg10
Ekkusu


Mistrz Gry : Demiurg Tsuna

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket60/60Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (60/60)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket5112/5112Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (5112/5112)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptySob 15 Lut 2020 - 18:12

Karta proponowana do testu. Daj sobie termin na to by rozpocząć sesje - możesz się ze mną komunikować przez PW na zasadzie MG-gracz. Kontakt z testerem przez Discorda.

[/spoiler]
DANE

Imię: Izumi
Nazwisko: Yoshikuni
Profesja: Bounto
Płeć: Kobieta
Wiek: 22 lata
Waga: 63 kg
Wzrost: 1,75 m
Wygląd:
Izumi jest osobą dość wysoką jak na standardy japońskie... i do tego kobiece. Jest całkiem zgrabna, acz nie ma bardzo mocno zarysowanych kobiecych kształtów. Ot, taki fizyczny model skromnej dziewczyny... którą zresztą nie jest, ale o tym nieco później. Wyraźnie dba o swój wygląd - zadbane dłonie, Krótko obcięte paznokcie pomalowane bezbarwnym lakierem, zawsze umyte włosy, pachnąca i czysta. Co do jej ulubionego typu fryzury - najlepiej czuje się z grzywką, dwoma sporymi wiązkami włosów po jej obu stronach, sięgających jej trochę za brodę, oraz koński ogon tworzony za pomocą niewielkiej czerwonej wstążeczki. Jednak niestety jest zmuszona do noszenia okularów, stosunkowo mocnych, jednak tak je dobrała, że w sumie uznaje że dodają jej uroku. A propos włosów - są one ciemne, acz do czarnych trochę jej brakuje. Najlepszym określeniem byłoby ciemny szary... za to oczy ma nieco jaśniejsze. Co do stroju, to przeważnie nosi ona białą koszulę, czarne obcisłe jeansy i czarne bolerko. Czasem z jakimiś wzorkami, czasem bez. Ma bardzo różne stroje, ale pomimo tego ten zestaw lubi najbardziej.

Charakter: Dziewczę to należy do typów ludzi, które nawet jeżeli coś nie idzie po jej myśli starają się znaleźć dobre strony w tym, co w życiu ją spotyka. A jeżeli natrafi na ślepy zaułek, no to cóż, trudno się mówi - cofamy się i wybieramy inną drogę. I jeszcze raz. I jeszcze raz. A nawet kolejny jeśli trzeba. Ale przecież zdarza się że ściana który tworzy ten zaułek nie jest zbyt gruba. Dlatego za każdym razem trzeba to sprawdzić i jeżeli się da to zrobić przynajmniej mały wyłom, przez który można by się przecisnąć. Ale jeżeli można obrać inną, łatwiejsza drogę by dopiąć celu, to po co się męczyć? Informacje... tak, to jest potężna siła. Poza tym dobrze jest wiedzieć jak najwięcej. Ma się wtedy taki komfort psychiczny... w większości przypadków. Oraz o wiele mniej roboty przed sobą. Zmęczenie jest złe. Dlatego też stara się unikać wszelkich działalności które mogłyby je na nią sprowadzić.
A tak poza tym co czym się kieruje w życiu nasza bohaterka? Głównie przyjemnościami. No bo po to się przecież żyje - szkoda tracić czasu na jakieś zgryzoty bądź przepracowywanie się. Tym samym wyłamuje się nieco z tego tłumu japończyków-pracoholików. Czy czymś jeszcze? Tak. Chociażby tym że jej preferencje seksualne można zakwalifikować na półeczce "mniejszość". Dziewczynki są ładne, słodkie, i bardziej apetyczne od chłopców, którzy najczęściej są owłosieni i śmierdzą. Takie jest jej racjonalne wyjaśnienie. A jak jest naprawdę? Po prostu tak ma i już. Nie obnosi się z tym jednak zbytnio, no bo po co? Jeszcze znalazłby się jakiś oszołom który by się do tego przyczepił, a po co sobie robić problemy? Przez życie należy przejść lekko łatwo i przyjemnie. A do tego, niestety, trzeba mieć albo tęgą głowę, albo mnóstwo samozaparcia. I tak w sumie... uważa że ani jednego, ani drugiego natura jej nie poskąpiła. Tak jak paru innych elementów jej osoby.

Ekwipunek:

Historia:

Historia tej oto dziewoi zaczęła się tak naprawdę pół roku po jej urodzeniu. Piękne małżeństwo z 13 letnim stażem, trudniące się nauczycielstwem. Pani domu, o wdzięcznym imieniu Ai, uczyła w podstawówce, natomiast Kiyoshi męczył uczniów liceum swoimi wywodami na temat historii. Jednak w pewnym momencie ich wspólnego pożycia pojawił się pewien problem - pani "miłość" nie mogła posiadać owoców swojego imienia. Było to państwu Yoshikuni bardzo nie na rękę, gdyż po ustabilizowaniu się ich sytuacji materialnej chcieli założyć pełną rodzinę. Więc co robią roztropni ludzie gdy chcą mieć dziecko a nie mogą? Zaczynają pracować w przedszkolu? Kradną szkraby spod przystanków? Nie, chociaż ta ostatnia opcja też brzmi ciekawie. Otóż adoptowali śliczną dziewczynkę. Ot, kobieta która podała się za matkę dziecka zrzekła się wszelkich praw do niego i uciekła z budynku zanim ktoś zdążył wypytać ją o szczegóły. Cóż, takie rzeczy się zdarzały, a dzięki temu w gruncie rzeczy rozsądnemu aktowi ze strony matki niedługo po tym wydarzeniu można było przydzielić dziecinę jakiejś rodzinie, w tym przypadku państwa Yoshikuni.
Nie żałowali oni swojej decyzji... zbytnio. Dziecko było dobrze usposobione do świata, żywe, całkiem bystre, i dość uparte, co jak wiadomo jest cechą dość obosieczną. Co prawda już od najmłodszych lat miała problemy ze wzrokiem, przez co musiała nosić okulary i znosić szykany niektórych swoich rówieśników, ale jakoś to znosiła. Co się będzie przejmować jakimiś tam chłopakami bez gustu, wyczucia, i nieumiejących jeść poprawnie nożem i widelcem. Nie musi się z nimi bawić, już nawet towarzystwo niezbyt rozmownych lalek było o wiele bardziej pasjonujące... bez porównania. Izumi, bo tak miała dziewczynka na imię, bardzo lubiła wszelkie ciuszki, laleczki, pluszaki, buty i inne rzeczy upiększające bądź do których można było się przytulić, co dla takiej przylepy jak ona było całkiem ważne. Nie zawsze przecież mogła znaleźć dogodną ofiarę która mogłaby objąć swoimi niewielkimi rączkami.
Czyli krótko mówiąc- sympatyczna dziecina, trochę oderwana od rzeczywistości. Ale... miała pewien problem, który zresztą odbił się na całym jej życiu. Była dość leniwa. Chciała robić to co jej się podoba, a nie to co inni od niej wymagają. Z wielką łaską robiła wszelkie ćwiczenia, pisała znaczki, chodziła na zajęcia fizyczne, i inne tego typu rzeczy. Nie garnęła się zbytnio do nauki, która była rzeczą dość wymagającą... i mało zabawną. Dlatego tez nie ucieszyła się zbytnio na wieść, że gdy pójdzie do szkoły nie będzie miała do dyspozycji armii lalek przy boku. Oj nie... ale cóż - przywykła. Miała jakieś inne wyjście? Inaczej rówieśnicy wyśmiali by ją tam wyśmiali za to, że wszędzie łazi z pluszowym zajączkiem pod pachą. Ale z puchatej torebeczki nie zrezygnowała, na takie poświęcenie to by nie poszła... lecz, skoro już jesteśmy przy sprawach materialnych, nie zawsze to co dostawała od rodziców do końca jej się podobało. Skarbonka rodziny Yoshikuni nie mogła non-stop pokrywać zachcianek najmłodszego członka ich rodziny. Dlatego też mama Izumi nauczyła ja podstaw szycia, by mogła przynajmniej spróbować dostosować to, co już ma, do swoich własnych potrzeb. No i... szło jej całkiem całkiem. Na tyle, że już pod koniec podstawówki była w stanie szyć proste ubrania bez niczyjej pomocy. Oczywiście w czasie wolnym, gdyż jej rodzice musieli ją naprawdę mocno pilnować by wzięła się do roboty. Ale tak to wszystko było dobrze. Wszyscy zdrowi, wszyscy szczęśliwi, nikt nie zginął, a Izumi należała do tej grupy osób które były nawet lubiane. I podobało jej się to.
No ale wszystko kiedyś ma swój koniec - w tym przypadku był to koniec podstawówki. Z całkiem dobrymi wynikami przeszła więc do Gimnazjum. I tam zaczęły się problemy natury... sercowej. Wiadomo, normalna sprawa - dorastanie i tego typu rzeczy. Hormony buzują i aktywuje się tryb z różowymi okularami. Jednak... w tym przypadku te różowe okulary były jakieś takie dziwne. Trochę aż za bardzo. Bo na przykład zamiast oglądać się za chłopakami z męskiej grupy piłki nożnej, bardziej interesowały ją wyczyny koleżanki lekkoatletki. Albo dziewczę w sporych okularach, z dwoma kitkami i niewiele się do kogokolwiek odzywającą wydawało jej się jakieś takie... słodkie. Przykładów można by mnożyć i mnożyć... w pewnym momencie zorientowała się że coś faktycznie jest z nią nie do końca w porządku. Było to gdzieś tak w drugiej klasie, gdzie zamiast grać siedziała sobie na ławce i patrzyła na jej koleżanki, usiłujące zdobyć piłkę od koszykówki. Wtedy tez nauczycielka zwróciła jej uwagę, by zamiast bezmyślnie gapić się gdzieś w przestrzeń ruszyła swój tyłek... ale ona akurat patrzyła się gdzieś indziej. Na pewno nie w pustą przestrzeń, chociaż bezmyślnie - i owszem.
Ale potem było jej już łatwiej. Zdiagnozowała "problem", który w sumie nie przeszkadzał on jej... zbytnio. Przełamać się przez etap zauroczenia to się nie przełamała, aczkolwiek zawsze była jakoś bardziej aktywna i przyjemna w stosunku do takowych. Chociaż... starała się wybierać osoby stojące nieco bardziej z boku. Wtedy istniała szansa że to ona będzie mogła wszystko kontrolować i mieć inicjatywę... acz nie zawsze tak było. Niekiedy pomimo jej starań wydawało jej się, że pewne osoby są po prostu zbyt nieśmiałe by sie przed nią trochę bardziej otworzyć. Wtedy też na zajęciach w kole artystycznym, do którego zaczęła uczęszczać już od pierwszej klasy gimnazjum była jakaś taka nadzwyczaj aktywna, by rozładować swoje emocje (Gdyby nie to, bardzo możliwe, że nie wpadłby jej pomysł zorganizowania czegoś podobnego z liceum, tylko że nastawionego bardziej na jej specjalizację - robótki ręczne). Jednak w pewnym momencie życia spotkała się z osobą, która zwyczajnie ją przerosła. Poznała w liceum, po pomyślnym zdaniu szkoły Gimnazjalnej... w sumie z podobnymi wynikami jak w podstawówce. Była to dziewczyna zaradna, aktywna, wysportowana... ot, po prostu człowiek wyższej kategorii niż Izumi. Już w pierwszej klasie nasza bohaterka zwróciła na nią uwagę. Normalnie nie zajmowałaby się zbliżeniem do osoby takiego pokroju, ale... tym razem coś było innego. Czy to była miłość, czy tez może głębsze zauroczenie - nie wiadomo. Jednak tym razem sytuacja się zmieniła. Zamiast osoby dającej społeczny protektoriat oraz wsparcie towarzyskie, stała się dobrowolną służąca na każde zawołanie tejże dziewczyny. Chciałaby coś jej przygotowała? Nie ma sprawy. Praca domowa? No problemo. Pieniądze na imprezę? A czy tyle wystarczy? Ba, nawet doszło do tego, że, wbrew swojemu nastawieniu z jej inicjatywy powstało szkolne koło szycia, by pokazać jaka to ona jest rezolutna. Tak się to wszystko ciągnęło... aż w końcu doszło do takiej sytuacji że, po raz pierwszy w życiu, była w stanie wręcz chorej fascynacji tą osobą. Mimo jej zmyślnych zabiegów (No... może nie zmyślnych, ale na pewno intensywnych) pozornie się do niej zbliżyła. Ale to jej nie wystarczało... ba, miała wrażenie, że tak naprawdę nic o niej nie wie. W dodatku w drugiej klasie okazało się, że... ma chłopaka. I po raz kolejny doświadczyła czegoś nowego - emocjonalnego ciosu prosto w serce.
Co się później działo? Przez jakiś czas była kompletnie zobojętniała - nic ją nie interesowało, zaczęła odcinać się od wszystkich... natomiast miesiąc później poszło to akurat w zupełnie drugą stronę. Była wszędzie - w klubach, na prywatkach, u znajomych... tylko nie w domu i nie przy książkach. W końcu zwrócili na to uwagę jej rodzice. Izumi wbrew pozorom nie była taka głupia – potrafiła kryć się ze swoimi emocjami, i zachowywać się, jakby nic się nie działo. Imprezowała bo miała ochotę, siedziała u siebie bo nie miała aktualnie nastroju – to przecież normalne w jej wieku. Chociaż taka norma nie była zbyt zadowalająca, gdyż wraz z nadzwyczajną aktywnością towarzyską dziewczyny znacznie pogorszyły jej się stopnie... ale jej przeszło. Uznała, że wystarczy jej tej kuracji odwykowej, chociaż tak naprawdę była po prostu wykończona tym niemalże rocznym umartwianiem się... i ciągłym uganianiem się za obiektem jej westchnień, która chyba uznała, że jej lekko nachalne towarzystwo zaczyna jej działać na nerwy. Więc trudno... zauroczenie minęło, i mogła zająć się... odpoczynkiem. Jakoś kompletnie nie miała ochoty na naukę...
I bum, hiszpańska inkwizycja wkracza do akcji. Izumi ma się uczyć, bo jak nie to dostanie lanie. Nie ma wychodzenia z domu dopóki nie poprawi matematyki, fizyki oraz historii. Nie ma takiego balangowania... no i co zrobić. Zgodziła się od razu, no bo po co robić sobie problemy. I tak straciła ochotę na takie „przyjemności” Phew... nawet po pewnej poważnej rozmowie w połowie trzeciej klasy nie musieli jej zbytnio zagarniać do roboty. Przygotowała się, zdała całkiem zadowalająco maturę, i, wbrew temu co sądzili rodzice, nie poszła na medycynę albo na pedagogikę, tylko na... rehabilitację. Specjalizacja? Masaż leczniczy. Trochę ich to zdziwiło... prędzej by się spodziewali tego, że jeżeli nie pójdzie na studia to zostanie projektantką albo będzie robić coś związanego z jej hobby – szyciem. Ale nie – ona uznała że ma do tego odpowiednie ręce i zapał. Powód był jednak trochę inny... ale cóż – w sumie robota nie jest zła. Po 3 latach „studiów” ukończyła je, i znalazła pracę w salonie masażu. Praca... oraz płaca była całkiem niezła. Nie miała tez na głowie zbyt wiele, gdyż zapewne jako lekarz miałaby na głowi o wiele większą odpowiedzialność, a na pewno więcej pracy i nerwówki. A kreator mody? Te terminy i niepewny zarobek... nieeeee, to zdecydowanie nie było dla niej. Już wolała tutaj siedzieć i obsługiwać facetów po pięćdziesiątce... chociaż od czasu do czasu zdarzała się jakaś ładniejsza sztuka. Ba... całkiem regularnie przychodzi tutaj pewna łyżwiarka figurowa. Hehe... jaka ona ma nogi...
Co do pewnych aspektów jej życia – ciągle mieszka z rodzicami. Dopłaca do rachunków. Żyje sobie właściwie tak jak wcześniej, tylko, że zamiast do szkoły chodzi do pracy. Niezbyt chętnie, ale cóż... z czegoś żyć trzeba. A że jej rodzice są na tyle mili że zapewnili jej jak na razie mieszkanie, pomimo iż woleliby ją widzieć przy boku jakiegoś miłego młodzieńca, to już inna sprawa... ale jest jeden jeden – oni nie wiedza o jej odmiennych preferencjach seksualnych, a ona nie wie, że jest adoptowana. I wszystko gra.


Pieniądze: 500 Ryo.

STATYSTYKI
Atrybuty:
[i]Siła: 5 (5)
Szybkość: 5 (5)
Zręczność: 5 (5)
Wytrzymałość: 5 (5)
Inteligencja: 12 (5+7)
Psychika: 12 (5 +2r +5)
Reiatsu: 7 (5+2)
Kontrola Reiatsu: 8 (5 +3r)

r - rasa

PŻ (Punkty Życia): 60
PR (Punkty Reiatsu): 56
Udźwig: 60kg
Prędkość: 5km/h
Prędkość maksymalna: 20 km/h


Umiejętności: Artysta (Szycie), Nadzwyczajna uroda, Zrozumienie Duszy, Intuicja, Miłość lalki
Wady: Słaby wzrok, dominująca lalka[/spoiler]
Powrót do góry Go down
Ozymandias


Test Ozymandiasa Mg10
Ozymandias


Mistrz Gry : Aoto

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket70/80Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (70/80)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket65/90Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (65/90)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptySro 19 Lut 2020 - 11:43

To było miłe popołudnie. Słońce świeciło dość mocno, ale nie było za gorąco, bo oprócz tego wiał delikatny wiatr, który sprawiał, że temperatura była wręcz idealna. Przez to, że większość ludzi siedziała w pracy było cicho i spokojnie a szum liści na pojedynczych drzew rosnących pomiędzy chodnikiem a ulicą był przyjemny dla ucha. Przez dużą ilość zieleni w tej okolicy powietrze było dość czyste i przyjemnie się oddychało. Izumi stała teraz przed średniej wielkości budynkiem, który z zewnątrz nie wyglądał jakoś szczególnie zachwycająco. Jedyne czym się różnił od otaczających go bloków to to, że był o wiele niższy i miał nad wejściem neonowy napis Onyx Spa. Onyx w nazwie było od nazwiska właścicielki tego przybytku. Na szczęście wewnątrz budynek wyglądał o wiele lepiej i był klimatycznie udekorowany. Izumi właśnie wyszła z jednej z sesji masażu, którą miała dziś przeprowadzić i miała teraz dwie godziny wolnego, w których czasie mogła się gdzieś przejść, napić się lub coś zjeść. Jej ostatni klient nie był jakoś szczególnie pociągający zaczynając od tego, że był mężczyzną a kończąc na jego tuszy i wyglądzie. Sesja z nim bardziej przypominała ugniatanie ciasta niż masaż. Teraz jednak trzeba zdecydować co zrobić, pamiętasz, że 10 minut stąd na piechotkę jest dość dobry sushi bar i restauracja. No ale przy tak dużej ilości czasu jest zawsze opcja poszukania czegoś nowego.
Powrót do góry Go down
Ekkusu


Test Ozymandiasa Mg10
Ekkusu


Mistrz Gry : Demiurg Tsuna

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket60/60Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (60/60)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket5112/5112Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (5112/5112)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyPią 21 Lut 2020 - 20:01

Jako, iż w tym momencie nie mam nic lepszego do roboty i chce zapomnieć o tym, że musiałam się męczyć z salcesonem a nie człowiekiem postanowiłam przejść się trochę i poszukać jakiegoś taniego miejsca by coś zjeść. Zazwyczaj nie jem na mieście ale tak długa przerwa w pracy nie zdarzała się aż tak często, przynajmniej ostatnio.
Powrót do góry Go down
Ozymandias


Test Ozymandiasa Mg10
Ozymandias


Mistrz Gry : Aoto

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket70/80Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (70/80)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket65/90Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (65/90)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyWto 25 Lut 2020 - 19:39

To prawda, że normalnie nie było tak dużych przerw a salon był dość popularny wśród ludzi. Szczególnie ostatnio pojawiało się coraz więcej nowych klientów, którzy potem przyprowadzali znajomych. Było wśród nich parę ładnych dziewczyn. Spacerniak, którym szła Izumi był bardzo długi. Sama ścieżka była wystarczająco szeroka, żeby spokojnie pomieścić rowerzystów i pieszych. Po obu jej stronach były drzewa tworzące aleje. Niestety było to w większości wiśnię a maj był już miesiąc temu więc obecnie, zamiast tworzyć pięknego łuku z różowych liści widać gołe gałęzi, na których siedzą pojedyncze ptaki. Po lewej za drzewami była ulica a po prawej bloki a gdzieniegdzie przewijały się jakieś sklepy. Po dłuższej chwili Doszłaś do skrzyżowania. Pamiętasz jak kiedyś na ulicy na wprost od ciebie mijałaś jakąś restaurację rodzinną one zazwyczaj dużo nie kosztują a mają dość dobre jedzenie. Były też drogi na prawo i lewo, bo było to skrzyżowanie w kształcie litery X. Choć tamtymi nigdy nie szłaś i nie wiesz co tam jest.
Powrót do góry Go down
Ekkusu


Test Ozymandiasa Mg10
Ekkusu


Mistrz Gry : Demiurg Tsuna

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket60/60Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (60/60)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket5112/5112Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (5112/5112)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptySro 26 Lut 2020 - 14:35

Pogoda jak to pogoda nie miało się na nią większego wpływu ale przynajmniej była odpowiednio na nią przygotowana miała bowiem na sobie dość lekką bluzkę na ramiaczkach szorty oraz skarpetki sięgające mniej więcej do kolan i jedynie buty mogły trochę się jej naprzykrzac gdyż były to trampki które to jednak przynajmniej zapewniały jej jakąś przewiewność stóp. Przechadzając się po bardzo długim deptaku mogła podziwiać ścieżkę z którą była to jednak dość dobrze zaznajomiona gdyż nie znajdowała się aż tak daleko od miejsca jej pracy co nie zmieniało jednak faktu iż dalej nie zdecydowała się gdzie właściwie ma się udać na posiłek a miała w końcu do wyboru parę opcji więc wybór nie był wcale taki oczywisty jakby mogło się wydawać na pierwszy rzut oka. Dotarła w końcu do skrzyżowania w których w jednej trzeciej przypadków wiedziała co może się znajdować i chociaż miała tak naprawdę sporo czasu na zwiedzenie pozostałych dwóch trzecich przynajmniej przez parę ich przecznic zdecydowała się iż taka ilość zwiedzania okolicy jej w zupełności wystarczała i grzecznie udała się na wprost by zaszczycić swoją obecnością mała rodzinną restauracje którą to już skądś kojarzyła choćby i z widzenia a była ciekawa czego może się tam spodziewać.
Powrót do góry Go down
Ozymandias


Test Ozymandiasa Mg10
Ozymandias


Mistrz Gry : Aoto

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket70/80Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (70/80)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket65/90Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (65/90)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyPon 9 Mar 2020 - 22:00

Droga tam nie zajęła długo. Jednopiętrowy budyneczek, który miał parę dużych okien, dzięki którym można było zobaczyć wnętrze restauracji i dużą ilość stolików. Był to dość śmieszny widok, biorąc pod uwagę dwa dziesięciopiętrowe kolosy stojące po obu jego stronach, trochę jak rodzice trzymający za ręce swoje dziecko. Nad drzwiami był szyld z dźwięczną nazwą restauracji "Karmnik". Jak można się było spodziewać, nie było tu teraz dużego ruchu, ale mimo wszystko trzy stoliki byłe zajęte więc miejsce raczej nie było złe. Można też było dosłyszeć śmiech i odgłos rozmów dochodzących ze środka widać, że osoby wewnątrz albo nie szczególnie się hamowały, albo ściany były bardzo cienkie. Wewnątrz ściany były pomalowane na zielono z motywem drzew, na których widoczne były różne ptaki. Rozpoznałaś skowronki i kolibry, reszty nie byłaś wstanie rozpoznać, patrząc się przez okno. Stoliki, przy których siedzieli ludzie wewnątrz, były prostokątne, nakryte prostymi białymi obrusami, a na nich leżały podstawowe przyprawy. Przy większości stolików były proste drewniane krzesła z założonymi poduszkami, które nawet z zewnątrz wyglądały na miękkie. Przy dwóch największych stolikach, które były okrągłe stały półokrągłe kanapy. Przy tych stołach nikt aktualnie nie siedział. Za ladą stał mężczyzna w podeszłym wieku, który właśnie rozmawiał z jakąś dość wysoką kobietą w obcisłej sukience z długimi rudymi włosami, które co jakiś czas poprawiała, zarzucając je w bok, przez co nie mogłaś dostrzec jego twarzy. Podeszłaś do drzwi, które znajdowały się teraz zaraz obok ciebie i widać było na nich czarne naklejki w tym samym stylu co motywy na ścianach. Teraz przyszedł czas na ostateczną decyzję, wejść czy nie.
Powrót do góry Go down
Ekkusu


Test Ozymandiasa Mg10
Ekkusu


Mistrz Gry : Demiurg Tsuna

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket60/60Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (60/60)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket5112/5112Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (5112/5112)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyPią 20 Mar 2020 - 8:52

Wchodzę do środka i się rozglądam. Patrzę na menu i zamawiam jedzenie. Makaron z warzywami.
Powrót do góry Go down
Aoto
6 oficer VII dywizji



Mistrz Gry : Imperator

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket46/370Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (46/370)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket1847/6190Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (1847/6190)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptyNie 29 Mar 2020 - 12:12

Dobrze kończymy ten egzamin, bo ciągnie się jak krew z nosa. Razem z Ekkusem podamy swoje decyzje, jeżeli nie będziemy jednogłośni, to wtedy do jury weźmiemy trzecią osobę, która za zaznajomi się z materiałem i wyda werdykt.

Po przeanalizowaniu wszystkiego dochodzę do wniosku. Że mogę Ci zaakceptować jako MG, ale niestety przez przestoje i inne niedociągnięcia takiej jak nie kontaktowanie się z graczem i informowanie go o swojej nieobecności. Trzeba nałożyć środki zapobiegawcze, w postaci trzymiesięcznego okresu próbnego z jednym miejsce na gracza. Jeżeli w ciągu tego czasu nie nastąpi poprawa, wtedy dalej pozostaniesz z jednym graczem. Ponieważ będzie to wskazywać na brak możliwości przerobowych z Twojej strony. Oczywiście nikt tu nie mówi, że masz trzaskać 30-40 postów dla jednego gracza.
Powrót do góry Go down
渡邊綱


Test Ozymandiasa Mg10
渡邊綱


Mistrz Gry : Fairy

Karta Postaci
Punkty Życia:
Test Ozymandiasa Pbucket4096/4096Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (4096/4096)
Punkty Reiatsu:
Test Ozymandiasa Pbucket83037/262144Test Ozymandiasa Empty_bar_bleue  (83037/262144)

Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa EmptySob 4 Kwi 2020 - 15:39

Trudno ocenic przygode, ktora nawet sie nie zaczela, wobec tego tylko male uwagi.

W opisie jaskini dosc czesto powtarza sie jaskinia i w innych zreszta tez zdarzaja sie powtorzenia blisko siebie. Pare innych drobiazgow stylistycznych.

(...)miała teraz dwie godziny wolnego, w których czasie mogła się gdzieś przejść, napić się lub coś zjeść.(...)
(...)Teraz przyszedł czas na ostateczną decyzję, wejść czy nie.(...)

O ile gracz nie jest poczatkujacy i dobrze mu nieco pomoc, osobiscie takich bym unikal. W grze przy wspolnym stole klasyczne "co robisz?" szybko zginie, w postach zostaje i tak, przynajmniej dla mnie, glupio wyglada. Niech juz gracz sam martwi sie o to, co zrobic, albo czego nie zrobic.


Tsuna
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Test Ozymandiasa Empty
PisanieTemat: Re: Test Ozymandiasa   Test Ozymandiasa Empty

Powrót do góry Go down
 
Test Ozymandiasa
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Zarobki<TEST>

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Strefa Gracza :: Egzaminy dla Mistrzów Gry :: Testy-
Skocz do:  
Free forum | ©phpBB | Free forum support | Kontakt z | Zgłaszanie nadużyć | Najnowsze dyskusje