Rezydencja Rodziny Tanaka

Tradycyjna, japońska rezydencja za Karakurą - tam gdzie dużo miejsca, by taką postawić. W większości była postawiona z ciemno-brązowego drewna, z białym akcentami między deskami. Szpadziste dachy były pokryte czarną dachówką. Oczywiście sporą częścią terenu był ogród z wodnym oczkiem i najważniejszą jego częścią czyli ołtarzykiem Yashy. Był on bardzo zadbany, jako że Ryu Tanaka pielęgnował go codziennie, by przypadkiem nie rozzłościć wyznawanego patrona.
Wnętrza były urządzone w stylu modernistycznego minimalizmu - meble były proste, bez nie wiadomo jakich przyozdobień, ściany jednokolorowe w najróżniejszych odcieniach szarości. Na parterze znajdował się ogromny pokój gościnny z wielkim telewizorem, stołem do kolan, ogromną, czarną, miękką sofą i kilkoma podobnym fotelami. To pomieszczenie było również połączone z kuchnią i jadalnią - można było odnieść wrażenie, że cały parter to jeden wielki pokój. Była tam też spora łazienka z sauną. Na samej górze były trzy sypialnie połączone korytarzykiem. Każda z nich miała też malutki balkonik.

~~Tamura Yasha 01~~

Yasha siedział spokojnie, na malutkim drzewku, w pobliżu ołtarzyka. Było wcześnie rano, jeszcze przed ósmą, lecz Ryu już był na nogach. Krzątał się po parterze, przygotowując się do pracy. Znając jego rutynę, weźmie się pewnie za szybkie śniadanie, pomodli i wyruszy do pracy. Lecz do tej chwili jest jeszcze trochę czasu...

Młody Yasha zwrócił spojrzenie ku słońcu które powoli pięło się w górę nieba, skłonił głowę przymykając oczy w geście szacunku i powitania Amateratsu. Kami, wielcy i mali, niemal wszyscy obdarzali ją szacunkiem. Tamura czuł wobec niej przede wszystkim pokorę, sam nie uważał się jeszcze za Kami, a jedynie ducha rodzinnego. Nim zbuduje swój kult, i zasłuży na to dumne miano musi zadbać o swojego pierwszego i jedynego wyznawce. Przeciągną się i spokojnie ruszył by rozejrzeć się po najbliższej okolicy, pozostając poza granicami percepcji ludzi czy duchów. Chciał sprawdzić czy w bezpośrednim otoczeniu jego kapliczki nie błądzą zagubione dusze lub inne byty. Jak do tej pory okolica była raczej spokojna, choć z drugiej strony nie miał większego doświadczenia w jej doglądaniu. Sam był tu wszak od niedawna. Swój Patrol miał zamiar zakończyć przy kapliczce, wracając na poranne modły.

Kruk wzbił się w powietrze, delikatnie poruszając listkami drzewka, na którym siedział. Wokół rezydencji państwa Tanaka było coś zbyt małego by nazwać to lasem, lecz zbyt dużego, by nazwać "paroma drzewkami na krzyż z krzakami". Oprócz tego było też mnóstwo pustej polany, którą przecinała ulica. Cała okolica, na poziomie materialnym była oazą spokoju. Nawet jeden durny samochód nie śmiał przerwać ciszy, która panowała wokoło. Z kolei ten drugi świat, widoczny nie dla wszystkich oczu... o dziwo także postanowił uhonorować sjestę, zorganizowaną przez matkę naturę. Posłuch jaki owa kobieta musiała mieć w obu światach był godny podziwu. Jej słowo musiało automatycznie stawać się prawem, by taki widok mógł mieć miejsce, bowiem jest to jedna z niewielu, która ujawniała jak piękny jest świat. Yasha czuł, że mógłby wpatrywać się w taki obraz przez całą wieczność, ale musiałby wtedy porzucić swoje obowiązki patrona rodzinnego. Będąc w temacie - zbliżała się godzina porannych modłów, więc pora było wracać. Kruk wrócił na drzewko tuż przy ołtarzyku, delikatnie lądując na jednej z gałązek. Ryu właśnie wychodził z mieszkania, prosto do ogródka. Położył na miejscu malutką świeczkę, którą zapalił tuż po uklęknięciu. Mężczyzna złożył również ręce, zamknął oczy i pochylił głowę. W modlitwie prosił o szczęśliwy powrót do domu, a także by dzisiaj nie musiał ani razu interweniować. Spokojny dzień w pracy, był dla policjanta jak marzenie, które nigdy się nie spełnia. Nic dziwnego, że Ryu właśnie o to prosi... Gdy skończył się modlić, podziękował Yashy za wysłuchanie jego próśb, zupełnie jakby wiedział, że tu jest. Potem ruszył w stronę garażu by odjechać do pracy.

W trakcie Modlitwy Yasha dumnie spoglądał na Ryu, widząc jego pokornie schyloną głowę uśmiechnął się w duchu. Choć w tym świecie jest od niedawna zdążył zaobserwować najoczywistszą prawdę. Ludzie nie oddają należnej czci, Słońcu, Naturze, Zdrowiu, traktując to wszystko jak coś co im się należy, co posiadają. Nic dziwnego że wielu Kami nie chadza już ulicami wsi, pól i Lasów, odchodząc na niebiańskie wyżyny. Ludzie ich ignorują, gardzą nimi, nie zasługują na łaskę ich obecności. Ale nie wszyscy. Pokorna prośba wiernego o opiekę cieszyła serce każdego Kami, od tych potężnych po najmniejszego.
Yasha pokrzepiony modlitwą pozwolił by aura jego obecności otoczyła Ryu, by mógł usłyszeć lekkie, słyszalne tylko dla niego dźwięki i kojącą woń drzewa sandałowego. W ten sposób okazywał mu swoją przychylność, przyjął jego modły i jeśli prosi o bezpieczny powrót młody Yasha zrobi co w jego Mocy by do niego doszło. Yasha wzbił się ponownie w powietrze tym razem z zamiarem podążania za swoim wiernym i osobistym dopilnowaniem by nic złego go nie spotkało.

Muzyka słyszalna przy modlitwie:

Mężczyzna odszedł od kapliczki, czując szeroko pojęty relaks. Warunki jakie jego patron stworzył, otaczając go swoją aurą, mogłyby być poważną konkurencją dla drogich zabiegów w spa. Jednak żaden chemiczny środek nigdy nie pobiłby eterycznej aury boskiej istoty. Yasha wyruszył za swoim wyznawcą, gdy ten tylko wydostał się z posesji, swoim samochodem.

[Akcję przenosimy tutaj:] https://bleach.forumpolish.com/t879p30-budynek-komendy-centralnej-policji#71165