Imię: Koryusai / Arresto (jako hollow)
Nazwisko: Arishima / di Venganza (jako hollow)
Profesja: Hollow
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 15 lat
Waga: 45 kg (jako człowiek) / 130 (jako hollow)
Wzrost: 170 cm (jako człowiek) / 210 (jako hollow)
Wygląd: W człowieczej formie: Ma średniej długości czarne włosy, które opadają swobodnie na twarz i na czarne, duże, bystre oczy (które bardzo różnią się od oczu japończyka, gdyż nie są skośne), nad którymi, niczym strażnicy, górują gęste, ciemne brwi. Jego blada twarz wciąż sprawia wrażenie zmęczonej. Ma czystą, niczym nie skażoną jasną cerę. Prosty nos, proporcjonalny do reszty twarzy. Ma wąskie usta i szpiczastą brodę. Ciało jest szczupłe, zwykle jest lekko przygarbiony. Mimo, iż dość wysoki, nie jest dobrze zbudowany. Nie jest podobny do japończyka, przypomina bardziej europejczyka. Na co dzień nosił zwykłą bluzę i jeansy. Unikał raczej jasnych kolorów, dlatego że nie chciał wyróżniać się z tłumu.
W formie hollowa: Na jego ciele widoczne są silne mięśnie. Szczególną uwagę zwracają, potężne, masywne ramiona, dużo silniejsze od innych kończyn. Silne mięśnie karku i klatki piersiowej czyniły go hollowem wyglądającym na potężnego. Ma ciało barwy ciemnego granatu. Porusza się wyprostowany w odróżnieniu od większości Hollowów. Szczególnie, że zmienił się teraz jego wzrost. Niewiele było osób na ziemi, które by go w tym przewyższały. Długie nogi nogi nie były równie silne umięśnione jak ramiona, co wykluczało nadzwyczajną szybkość. Skóra miała kolor lśniącego granatu. Jego maska jest prosta, dopasowana do kształtu twarzy. Ma otwór w miejscu ust (po obu stronach widnieją zęby) i oczu. Nad oczami znajdują się czarne rogi, podobnie jak przy skroniach i na brodzie. Maska jest nieskazitelnie biała, kontrastująca z czarnymi rogami.
Charakter: Koryusai wyróżniał się spośród rówieśników. Przez całe życie zdany był wyłącznie na swojego ojca, który wciąż zajęty był pracą i obowiązkami, toteż chłopiec stał się bardziej dojrzały i samodzielny niż reszta swoich rówieśników. W stosunku do każdej napotkanej osoby starał się być przyjazny i miły. Wyróżniało go też silne poczucie sprawiedliwości. Nie przepadał za przemocą i nie był skłonny do konfliktów. Pomimo tego był bardzo żywiołowy, z łatwością ulegał silnym uczuciem. Nie był podatny na manipulację. Aby zyskać jego zaufanie, trzeba było się sporo napracować - dlatego nie miał wielu przyjaciół. Właściwie - żadnego.
Jego charakter zmienił się w niewielkim stopniu po feralnym dniu 26 stycznia, kiedy to on i jego ojciec zostali zabici przez mafię. Wzmocniło się w nim szczególnie poczucie sprawiedliwości - teraz sam chciał wymierzać sprawiedliwość by zakończyć życie wszystkich złoczyńców. Pałał do nich szczególną nienawiścią, co zaowocowało specjalną selekcją swoich ofiar, kiedy stał się już Pustym. Mimo iż jego postać całkowicie się zmieniła, nie stracił cech które miał za życia: wciąż starał się być przyjazny i miły. Wkrótce przekona się, że w tym świecie nie jest to już takie łatwe.
Ekwipunek: Brak
Historia: Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Ostatnie promienie słońca oświetlały czystą, ciemną płytę grobową. Chłodny, jesienny wiatr strącał ostatnie liście z drzew, zwiastując nadejście zimy. Postać w czerni przesunęła delikatnie dłonią po grobie, usuwając z nich różnokolorowe liście. Odkrywały one powoli napis, litera po literze.
Koryusai Arishama
26.01.1995 - 26.01.2010
Postać uśmiechnęła się przelotnie. To dopiero szczęście, żeby umrzeć w dzień swoich piętnastych urodzin. Wiatr nagle zawiał mocnej. Płomień na zniczach zdawał się słabnąć, na szczęście gdy wiatr tylko ustał, płyta grobowa znów rozbłysła czerwienią. Chłopiec odwrócił się i spojrzał na sam koniec skarpy, na którym były usytuowane 2 groby. Między nimi stało drzewo. Wiatr znów zawiał. Ostatni liść tego drzewa oderwał się od gałęzi i zaczął powoli szybować w dół w tle gasnących promieni słońca. Ten widok zapamiętał na długo. Ruszył szybko w kierunku grobu po prawej. Napis na nienagannie czarnej płycie głosił: Jim Smith, 19.08.1961 - 26.01.2010. Chłopiec usiadł na brzegu grobu i spojrzał raz jeszcze na zachodzące słońce. Wspomnienia. Powracają.
Kilka miesięcy wcześniej
Rezydencja angielskiego małżeństwa znanego pisarza i poetki. Duży dom z pięknym ogrodem. O tej porze roku ogród nie był już tak piękny. Posępnie wyglądające nagie pnie drzew tylko pogarszały nastrój chłopca siedzącego w swoim pokoju.
Ach, to już piątek. Będę miał cały weekend dla siebie. Odpoczynek od szkoły - której nigdy zbytnio nie lubił. Uczył się dość nieźle, ale nie miał tam wielu przyjaciół. Sądził, że to z powodu jego wyglądu. Rzeczywiście, wyróżniał się wśród tłumu japończyków. Każdy mógł łatwo zgadnąć, że nie jest z tych stron. Jego rodzice pochodzili z Wielkiej Brytanii, jednak poznali się w Japonii, gdzie połączyła ich praca i wspólna pasja. Tutaj ich dzieła cieszyły się największym powodzeniem. Rodzice nadali mu japońskie imię i nazwisko by ułatwić mu integracje ze społeczeństwem.
Właśnie leciało
Nothing Else Matters Metallici. Koryusai skrzywił się i wyłączył wieżę. Posępny ogród wystarczał do wpadnięcia w depresje, a w dodatku ta piosenka. Nigdy jej nie lubił. Był chłopcem skłonnym do wpadania w depresje więc nie przepadał za podobnymi widokami i muzyką.
Swoją matkę znał tylko ze starych albumów i nagrań. Zmarła przy porodzie jej jedynego dziecka. Od tej pory zdany był wyłącznie na swojego ojca. Jego ojciec był najważniejszą i najbliższą mu osobą. Jedną bratnią duszą pośród oceanu odtrącenia i niechęci. Kochał go za to, że zawsze go rozumiał, za to że go bronił, za to że go nauczył jak żyć. Nie mógł sobie wyobrazić jakby się czuł gdyby i jego stracił. Zszedł po schodach na dół, do wysokiego holu. Poszedł do gabinetu ojca. Rozejrzał się po pokoju, i nigdzie go nie zauważył. Wyjrzał przez okno. Uśmiechnął się, gdy zobaczył swojego ojca spacerującego pomiędzy bezlistnymi drzewami. Uśmiechał się pod krótkimi wąsami. Zamknął oczy i dał się owiać chłodnemu wiatrowi. Koryusai miał już wyjść do niego, gdy kontem oka zobaczył że nadjeżdża czarny samochód. Wjechał przed dom. Wysiadł z niego japończyk w czarnym garniturze i okularach. Ojciec wyglądał na zdziwionego czy raczej przerażonego. Z samochodu wysiadło 2 podobnych mężczyzn. Jeden z nich wyciągnął broń. Chłopiec skoczył do biurka, odsunął szufladę i wyciągnął niewielki pistolet. Ręce mu się trzęsły. Wyleciał do Holu a następnie do ogrodu. Załadował broń i pobiegł w kierunku tamtych osób. W tym czasie ojciec szamotał się z dwójką osób w garniturach. Pozostały coś do niego mówił i celował w niego bronią. Wtedy ojciec zauważył że chłopiec celuje do niego. Krzyczał coś w stylu "Uciekaj!", "Nie podchodź". Kierowany instyktem Koryusai wyciągnął broń i wycelował w tego z bronią. Ręce mu się trzęsły. Bał się że strzeli w ojca. Gdy ojciec krzyknął, ten z bronią nacisnął za spust. Trafił go w klatkę piersiową, może w serce. Krew bryznęła na pozostałych mężczyzn. Chłopiec strzelił dla wyładowania całego żalu i gniewu. Spudłował. Strzelał raz po raz. Mężczyzna z pistoletem wycelował w niego. Strzelił. Trafił prosto w głowę. Chłopcu wydawało się że sekundy mijają niczym godziny. Kiedy już upadł. Zamknął oczy, a później natychmiast je otworzył. Wstał, jak to możliwe - tego nie wiedział. Idący ku niemu mężczyzna z pistoletem zdawał się go nie widzieć. Teraz go poznał. Był to szef Mafii która nawiedzała tą miejscowość raz na kilka lat. Więc przyszli tu tylko po to pieniądze. Zwykli rabusie. Mężczyzna podszedł do niego i spojrzał w dół. Chłopiec także. Zobaczył tam swoje ciało. Miał rozwaloną głowę, zamknięte oczy. Z ust sączyła się stróżka krwi. W dłoni wciąż spoczywał naładowany pistolet. Spojrzał na siebie - wyglądał zupełnie tak jak jego ciało leżące obok niego. Nie miał tylko rany w głowie, a do jego klatki piersiowej był przypięty łańcuch.
Co jest grane - tak właśnie wygląda życie pośmiertne? W takim razie gdzie mój ojciec? . Rozglądnął się i zobaczył go, wyciągającego rękę w błagalnym geście. Trzej mężczyźni zaśmiali się. Wszyscy wyjęli spluwy i zaczęli strzelać w ojca. Nawet wtedy, gdy był już martwy. Nie zauważył jego ducha. Tego było już za wiele. Chciał ich rozedrzeć żywcem. Zaczął biec, jednak coś go zatrzymało i upadł. To był łańcuch, przywiązany do miejsca w którym leżało jego ciało. Cały gniew i żal wezbrały się w nim, i używając wszystkich sił wyszarpał łańcuch. Poczuł natychmiast silny głód - ale nie zwykły. Patrzył z apetytem na trzech mężczyzn. Spojrzał na dziurę po łańcuchu.
Zawyły syreny policji. Wjechała na teren posiadłości. Obie strony zaczęły strzelać. W końcu padł jeden z przestępców. Reszta wsiadła do samochodu i odjechała. Udało się im uciec. Wkrótce pojawił się ten mężczyzna. Wyglądał na zdziwionego. To był ten sam który strzelił do jego ojca. Podszedł do niego, a mężczyzna zaczął krzyczeć u uciekać. Koryusai nie wiedział co go tak przeraziło, jednak wyglądał apetycznie. W kilka sekund dogonił bandytę i złapał go za kark. Zdziwiło go to że był wyższy niż wcześniej. Chłopiec rzekł do niego: "Teraz mi za to zapłacisz". Pożarł go. Pożerał go kawałek po kawałku, aż skończył. Wtedy uświadomił sobie co zrobił. Nie przerażało go to.
Żądał jedynie sprawiedliwości. Żądał, żeby nikogo nie spotkała taka historia jak jego. Tak odnalazł cel - zniszczyć wszystko co złe. Jego pierwszym celem zostali członkowie mafii. Powoli sprawiał, że oszaleli. Gdy zmarli, zjadał ich dusze. Wiedzial że jest coraz silniejszy. Wiedział to, mimo że nie wiedział kim, lub czym jest. Pytanie o jego egzystencje dręczyło go od samego początku i nie uzyskał na nie odpowiedzi.
Chłopiec w czerni odwrócił się i wyszedł z cmentarza. Słońce już zaszło. Nie miał ochoty siedzieć sam na cmentarzu o tej porze.
Czas zacząć ucztę.
Jakiś czas później...
Czas płynął wolno. Koryusai powoli poznawał siebie i otaczający go duchowy świat, o którym do tej pory nie miał najmniejszego pojęcia.
Ciemne, burzowe chmury wezbrały się nad miastem do którego się przeniósł. Właśnie posilił się ostatnim z gangu, który napadł na jego dom.
Stał na dachu wieżowca. Chłodny powiew powietrza zwiastował nadejście burzy. Słońce już dawno zgasło. Karakurę oświecały tylko światła latarni i gwiazdy. Patrząc na gwiazdy, chłopiec zdawał sobie sprawę jak wiele jeszcze jest na tym świecie zła, które trzeba wyeliminować. Nie jest zły - to wiedział na pewno. Dążył do tego, aby świat stał się takim, jaki znał za dawnych lat. Spokojny i cichy. Jak noc.
Pierwsze krople deszczu spłynęły po jego włosach, by spaść na twarz. Koryusai spojrzał do góry. Był to niezwykły widok. Z jednej strony piękne gwiazdy, z drugiej brutalne, czarne chmury napierały na nie. Takie jest życie. Marzenia są tłumione przez rzeczywistość. Wiedział, że nigdy nie stworzy utopii takiej, jaką sobie wymarzył. Wiedział że nie zrobił tego sam.
Zdawał sobie sprawę, że nie jest sam w tym duchowym świecie. Poza duszami, które pożerał, musiały istnieć także takie podobne do niego. Być może także potężniejsze - wierzył w to, że kiedyś spotka taką istotę i to ona pomoże mu osiągnąć te cele. Niekiedy widział istoty inne od dusz które pożerał. Dumni mężczyźni i kobieci ubrani w czarne kimona. Wobec nich także czuł głód, sądził jednak, że są silniejsi od jego pożywienia. Postacie te czasem przechodziły tuż obok niego, przyglądając mu się podejrzliwie.
Widział też ogromne potwory o białych, ohydnych maskach. Ci w czerni walczyli z nimi. Zawsze wygrywali. Nie wiedział, po co ta walka i kim są te strony, i nie miał się jak dowiedzieć. Właśnie wtedy, zdarzyło się to, dzięki czemu poznał swoją egzystencję.
Był świadkiem walki jednego z wielkich potworów i tych w czerni. Potwór zwyciężył po krótkiej walce. Zmiażdżył przeciwnika a następnie pożarł go. Przeszyło to Koryusaiego strachem. Robił to zupełnie tak jak on - czy więc także jest takim potworem? Spojrzał na swoje dłonie - był zupełnie normalny. Wyglądał jak człowiek. Ruszył w kierunku potwora. Zatrzymał się po jednym kroku. Przerażająca maska potwora obróciła się w jego kierunku. Przypominała czaszkę człowieka, widniały na niej dziwne malowidła. Potwór skoczył ku niemu. Koryusai wiedział że nie ma szans. Po chwili, gdy potwór był mniej niż 5 metrów od niego, zatrzymał się. Jego maska rozchyliła się. Dobył się z niej okropny, nieludzko niski głos.
- A co tu robi taki słabeusz jak ty? W dodatku w człowieczej formie! - Potwór zaśmiał się i zawył. - Wracaj do Hueco Mundo, po tu długo nie pożyjesz chłoptasiu. Jak tylko znajdą Cię Shinigami, posiekają cię na ćwiarteczki.
- Hueco Mundo? Shinigami? O czym mówisz? - Chłopiec zdziwił się, gdyż słyszał te słowa pierwszy raz.
- Jesteś Pustym i nie wiesz nawet tak podsta...
- Jak mnie nazwałeś? - Przerwał mu Koryusai
- Rany, jesteś naprawdę zielony... pożarłbym Cię ale jestem już nasycony. Pozwól, że wyjaśnie Ci to wszystko. Człowiek, gdy umiera, a ma jeszcze coś do zrobienia na ziemi, zostaje na niej w duchowej postaci. Jeśli był zły, lub też z innych powodów zrywa łańcuch z ciałem i zostaje Hollowem jak ja albo Ty.
- Ale ja nie jestem taki jak Ty!
- Uważaj sobie, słabeuszu. Niektórzy z nas nie przechodzą przemiany. Shinigami to ci goście w czerni, którzy nas szukają i zabijają. No i są całkiem smaczni - Potwór ponownie zawył i uśmiechnął się przerażająco.
- A to Hue...
- Mieszkamy w Hueco Mundo. I tam powinieneś być, dopóki nie urośniesz w siłę.
- Jak się tam dostać?
- Rety... coraz bardziej mam ochotę cie pożreć. Otworze Ci portal i znikaj zanim zgłodnieje. - W chwile później przed Hollowem pojawił się portal. Bez chwili zastanowienia wskoczył do portalu, by zyskać w końcu odpowiedzi na swoje pytania.
Po chwili spadł na coś miękkiego. Przesuną palcami po powierzchni. Nie miał wątpliwości, że był to piasek. Otworzył oczy. Nad nim świecił jasny księżyc. Wstał i rozejrzał się. Czuł się o wiele wyższy niż wcześniej. Spojrzał na rękę, i ku jego zdziwieniu nie była już człowiecza - była jak ręka tego potwora. Więc i on stał się potworem. Też miał maskę. W oddali zobaczył kopulasty pałac. Poza nim widać było tylko bezkresną pustynię. Wymacał maskę. Próbował ją ściągnąć, ale nie było to możliwe. Odruchowo zmienił się w człowieka. Sam nie wiedział jak to zrobił - ale było to tak łatwe, że zrobił to tylko myśląc o tym. Jego dawne życie się skończyło. Od tego czasu, moje imię brzmiało Arresto.
Ruszył przez siebie by poznać odpowiedzi na pozostałe pytanie.
Poszukując sensu życia.
(To pierwsze takie opowiadanie jakie napisałem, więc proszę o wyrozumiałość)
Pieniądze: 0 Ryo.
STATYSTYKIAtrybuty:Siła: 5 (+1 za płeć) = 6 (+4 punkty za klasę) = 10
Szybkość: 5 (-2 za klase) = 3 (+2 za wiek) = 5
Zręczność: 5 (-2 za płeć) = 3 (+1 za wiek) = 4
Wytrzymałość: 5 (-1 za klasę) = 4
Inteligencja: 5 (-4 za klasę) = 1, (+5 p. dodanych przeze mnie) = 6 (+2 p. za wady) = 8
Psychika: 5 (+5 p. dodanych przeze mnie) = 10
Reiatsu: 5
Kontrola Reiatsu: 5
OGÓLNE
Udźwig: 100 kg
Prędkość (śr.): 6 km/h
Prędkość (max.): 22 km/h
PŻ (Punkty Życia): 60
PR (Punkty Reiatsu): 25
TechnikiPoznane Hadou:
Poznane Bakudou:
Umiejętności: CzłowieczyUlubiona Ofiara (bandyci, złoczyńcy)
Wady: Cyklofrenia - 1 pkt
Obsesja - 1 pkt
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bilans:
2 POZYTYW1 NEUTRAL1 NEGATYW1 + 0 + (-1) + 1 = 0