Podkład dźwiękowy do pierwszego akapituMartell w tym roku wyjątkowo się postarał i znalazł doskonałe miejsce na organizację wigilii Hollowowego Narodzenia. Jego miejsce było oczywiście pod gołym niebem, bo komu tam trzeba jakieś dachy czy ściany. Znalazł, jednak lokum w niecce między kilkoma dużymi wydmami, dzięki czemu miał pewność, że żaden wiatr nie będzie mu przeszkadzał. Ale, ale... To nie wszystko! Po środku tego wgłębienia znajdowało się, również kwarcowe drzewko i to całkiem wysokie. Co prawda było całkiem nagie, ale to nawet lepiej, przynajmniej nikt się nie pokłuje. Adjuchas udekorował drzewko ubraniami ściągniętymi z ciał, które tu przytachał (o tym później!), toteż tu wisiała skarpetka, tam majtki, gdzie indziej czarne kimono, a wszystko wokół obleczone tymi śmiesznymi, białymi paskami, którymi zwykli się owijać w pasie Shinigami. Jedzenia też przygotował ile się dało. Udko z Pustaczka, golonka z Giliana w sosie własnym, duszona duszyzna, shinigamina rozbita na płaskie kotlety, a nawet karczek Adjuchasa, słowem same smakołyki. Załatwił nawet jednego Boga Śmierci na dzielenie się z życzeniami. Martell spojrzał, nawet z delikatnym współczuciem na ogłuszonego, dość wysokiego blondyna. Co ciekawe nawet sam nie musiał pozbawiać go przytomności, to jego towarzysze za darmo oddali chłopa Fortalesie na skonsumowanie, gdyż "jest w nim tyle nienawiści i mizoginizmu, że już nie dają z nim rady". Młotnik nie narzekał, co prawda chudy trochę, ale na opłatek się nada, poza tym darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda. O gościach Adjuchas, również nie zapomniał. Zaprosił wszystkich co z nim kiedyś podążali, niezależnie w jaki sposób się ich drogi rozeszły: i Meshera, i głupawego węża, i Cascare, i Foscora, i Boyosa (kimkolwiek jest i był?), i nawet czterorękiego co nieustannie nazywał go głupim. Krótko mówiąc, cała śmietanka towarzyska.
Podkład dźwiękowy do drugiego akapitu-
O już czas, goście zaraz będą się schodzić. - Rzekł Martell sam do siebie z uśmiechem wypisanym na masce, to był czas zdjąć fartuszek do przyrządzania potraw... A to wcale nie łatwe mając tylko jedną dłoń! Tak czy siak zabrał się za ostatnie czynności. Układanie potraw na płasku w miejscu, w którym ugniótł go do płaskości, a także zapalenie skarpetki wiszącej na szczycie drzewka kwarcowego, tak aby świeciła niczym gwiazdka. Nadal, jednak nikt nie przychodził.
-
Dziwne. - Mruknął Adjuchas po czym, jednak uśmiechnął się i dodał -
Pewno korki na zachodniej pustyni! - Po czym nucąc pod nosem kolędę Lulaj, że Hollowku zabrał się za ostatnie zagrabywanie piasku w okolicy "stołu", ażeby wszystko było doskonale. Ostatnie szlify chciałoby się powiedzieć. Nadal, jednak nikt nie przychodził. Nawet gdy Fortalesa wszystko skończył. Nie przyjdą! Młotnik usiadł na piasku ze smutkiem zdając sobie sprawę, że przecież znaczna część z nich nie żyje, a inni go zdradzili. Oto jego życie. Cały czas od kiedy pamięta szuka towarzyszy, za których gotów będzie zginąć i o! Tyle mu z tego przyszło. Wigilie będzie spędzał sam, jak ten palec albo coś tam. Problemów różnych sto, samotność cięęęęężki loooos. Może ten ogłuszony chłop się z nim pożywi? Nieee... Jakiś taki nieruchawy, a do tego podobno nienawistny, a gwiazdki nie można spędzać w złych emocjach. Chyba wszystko będzie musiał zjeść sam. EHHHH!
Podkład dźwiękowy do trzeciego akapitu-
Kurwa jakie korki na pustynnej trójce! - Nagle doszedł głos z zachodniej wydmy. Maska Martella rozpromieniła się z radości. Nawet przy tej okazji postanowił wziąć w niepamięć bluzganie w święta. -
Foscor! Jakim cudem!? Przecież Ty nie żyjesz! - Zawołał Martell przecierając pięścią oczy z niedowierzania. Po wydmie faktycznie zlazł skrzydlaty byk z rogami barana żarzący się płomieniami. Bestia roześmiała się:
-
Ha! Głąbie, to nie wiedziałeś, że wigilia to dzień cudów? - Dawni towarzysze wpadli w sobie w objęcia, nim jeszcze Adjuchas nie znalazł miejsca do klapnięcia staremu przyjacielowi usłyszał znajomy dźwięk stukających wesoło kopytek.
-
MESHER! - Zawołał nie posiadając się z radości Młotnik. Faktycznie to niezbyt rozgarnięta bestia pojawiła się nad wydmą. Z tej okazji, aż wybaczył mu podłą zdradę, szczególnie że rozczuliło go jak kopytkowy Pusty mało nie wyrżnął się podczas schodzenia po zboczu. Mesher chyba też się cieszył, bo zawołał -
JEŚĆ! - Tak... On zawsze w prostych słowach potrafił wyrazić to co myślała cała reszta.
-
Co prawda mnie zjadłeś głupku, ale ciul jest wigilia... Wybaczam Ci! - Powiedział czteroręki, który pojawił się tak po cichu, że nawet nikt się nie zorientował. Potem przyszedł jakiś potwór z dwoma kosami.
-
Eee... A kim Ty kurde jesteś? - Zapytał Fortalesa drapiąc się po czubku głowy. -
Boyos, maszerowaliśmy razem. - Odparła bestia o dziwnych modliszkowatym kształcie.
-
Ni cholery Cię nie kojarzę, ale wbijaj, w końcu i dla zbłąkanego wędrowca mamy miejsce! - I tak zbierała się ekipa. Przyszedł małpiszon ze swoimi mniejszymi kopiami, a z jednej nawet uczynił kolejną potrawę świąteczną skręcając jej łeb, Cascara, któremu w przyjściu wcale nie wadził fakt, że Martell wchłonął go przy przemianie w Adjuchasa i wąż, który klasycznie myślał tylko o żarciu, więc Młotnik musiał go trzymać za ogon, żeby nie zeżarł na dzień dobry ich "opłatka". I tak zebrała się cała ekipa, gdybym był poetą rzekłbym to powiedziałbym, że niebo byłoby ciemne jak kawa gdyby nie zebrana tu śmietanka towarzyska.
Podkład dźwiękowy do czwartego akapituZebrali się wszyscy, gadali, hałasowali, wymieniali kuksańce, jak to zawsze gdy spotka się grupa ludzi co się dawno (albo nigdy) nie widzieli. Martell uciszył ich pukając w głowę tego blondyna (wydawała dziwny dźwięk, troszkę jak dzwon) i rzekł:
-
Też się cieszę, że Was widzę moi mili, ale czas podzielić się opłatkiem. Ja to może zbiorczo. Jako, że część z Was zginęła to życzę Wam, żeby reinkarnacja nie okazała się bujdą, Tobie Mesherze życzę wielu punktów do sta... znaczy się wielu udanych łowów, tym których pochłonąłem życzę masy satysfakcji z bycia częścią mnie, wężowi też kupe żarcia, bo wiem jak to lubisz, a Tobie... eee Ty tam Boyos, Ciebie nawet kurde nie kojarze, ale życzę wszystkiego co dobre! Podzielmy się Shinigamim! - Rzekł wskazując na blondyna, który pechowo przy dzwonieniu jego głową się obudził. W związku z tym przy kulturalnym dzieleniu się opłatkiem było trochę krzyków bólu, przez co życzenia trzeba było do siebie wykrzykiwać i zrobił się gwar, ale jakoś dali radę. W końcu i tak rzucili się do żarcia. Niestety nie udało się doprowadzić do ładu i porządku podczas spożywania kolacji, wszyscy pochłaniali co bądź, rzucali się na miejsce do jedzenia, padło kilka ciosów w gębę, Boyos zasnął na blacie, słowem... Rodzinna atmosfera.
KOOOOOOOOOONIEC!