Las Menosów

Jak najszybciej zjadam hollow'a zaspakajając swój głód
podbiegam do arrancar'a zostaw tę przystawkę ona doprowadzi nas do prawdziwego dania powiedziałem z uśmiechem na pysku

+1 Wytrzymałość (nie wiem jak policzyłeś swoje życie, ale ma duży błąd)

Poczułeś jak twój głód zostaje zaspokojony. Gdy podbiegłeś do Arancara i powiedziałeś swoje zdanie ten spojrzał na Ciebie zdziwiony
-O kim mówisz?- schował swój miecz do pochwy i zaczął otrzepywać się z krwi
-Cholera, ciekawe jak ja mam to doczyścić- widzisz jak wyciągnął z włosów kawałek mięśnia.

Serpiente spojrzał na to z obrzydzeniem
-Nienawidzę mieczy, pozostawiają tyle wstrętnych resztek.

Większość tych idiotów biegnie w jedną stronę do vardena...
tam jest nasz główny cel
Mógłbyś wzlecieć może pouciekali w różne strony ale brną do swojego przywódcy zawiadomić go o klęsce
Z powagą na twarzy powiedziałem

Arancar spojrzał na Ciebie, a następnie w kierunku Adjuchasa
-Wkurzający jest... co nie?- wyczułeś w jego głosie nutkę irytacji
-Nie, to po prostu Ty nie lubisz jak Ci się mówi co ma się robić- odpowiedział mu Serpiente, rozłożył swe skrzydła i uniósł wysoko pod sufit.
-Bo nikt nie ma prawa mi rozkazywać- mruknął pod nosem Shien.

-Uciekają w różne strony, kilku zbiło się w kupkę, ale większość ucieka samotnie...- Adjuchas wylądował na ziemi.
-Kei... jak wielu pożarłeś?- Arancar spojrzał w twoje oczy.

-Ruszajmy się, w końcu, zakończmy szybko tą zabawę- Serpiente miał was totalnie gdzieś, ruszył przodem bez was.

Dużo nie mogę zliczyć ile ale nadal nie mogę stać się adjuchasem nie wiem co jest walczyłem z gilianem nadal nic...
Biegnę razem z towarzyszem broni z nadzieją że on zna jakiś sposób na to żeby stać się adjuchasem... Omijamy razem drzewa z zawrotną prędkością aby nadążyć za adjuchasem

Adjuchas nie leciał zbyt szybko, mogłeś go doścignąć bez problemów. Shien złapał się za czoło i pokiwał tylko głową. Puścił się za wami biegiem, bez większych problemów zrównał się z wami.
-Wiesz mały, to uniwersalna kwestia czasu dla każdego kiedy się zmieni, jedni potrzebują więcej czasu inni mniej.

Przebiegliście ogromne ilości terenu, a las się nie zmieniał, zupełnie jakbyście biegli w miejscu
-Nienawidzę tego miejsca...- mruknął arancar
-Chyba wiem gdzie są- Krzyknął Serpiente- w mojej jaskini...- skierowaliście się w tamtym kierunku.

Gdy znaleźliście się przy ścianie Serpiente wylądował na ziemi obok was i złożył skrzydła
-Widziałem Adjuchasa przy wejściu.

Napewno to tutaj
Proszę chce się zająć Vardenem jeśli możecie zajmijcie się resztą
Shien mógłbyś mnie podrzucić na górę
Myślę jeżeli go pokonam to może bym się stał adjuchasem??
powiedział z pochylonym czołem

Shien spojrzał na Ciebie
-Niby jak? poproś Serpiente'a, ja wyrżnę straż, ale w środku radzisz sobie sam- Arancar zniknął wam z oczu wywołując przy tym niskotonowy hałas.

-Ładuj się na mój grzbiet, zanim dolecimy wejście powinno być czyste- Serpiente rozłożył skrzydła
-Uważaj lepiej na Shiena, chyba niezbyt Cię polubił, ale on tak z większością- unieśliście się wysoko ponad wejście do jaskini, widzieliście jak Shien zarzynał Adjuchasa bez użycia swego Zana.
-Teraz ja...- Serpiente zapikował ku wejściu i tuż przed nim zatrzymał się, otwierając jednocześnie paszczę. Wejście zalane zostało falą jakiegoś płynu, musiał być chyba naprawdę potężny bo słyszałeś z wnętrza jakieś krzyki.
-Właź mały, większość pewnie już nie żyje.

Wielkie dzięki teraz stanę ku swojemu przeznaczeniu jeśli nie wrócę za 30 min
wkraczajcie do akcjii
Wszedłem zgrabnie po cichu brnąc przez korytarz , aż do komnaty głównej

Przebiegałeś między korytarzami, wszędzie widziałeś zwęglone ciała Hollow'ów. Dotarłeś do sali z misami, była całkowicie zniszczona, a brama stała otworem.

Gdy wbiegłeś do głównej sali nigdzie nie widziałeś Verdena, mógł być wszędzie, cała sala mierzyła dobry km^2.
-Czego tu szukasz zdrajco?- głos odbijał się od ścian co powodowało, że nie mogłeś namierzyć skąd dochodzi głos.

Varden twój plan legł w gruzach wszyscy nie żyją tylko ty zostałeś ...
czeka na ciebie też arancar i shien
Wyjdź z ukrycia chce stoczyć z tobą walkę chyba że chcesz zginąć w takich okolicznościach jak oni
Skupiam się aby go wyczuć raz poczułem jego zapach powinienem ponownie

Czułeś jego smród, dochodził z niemalże drugiego końca sali. Jednak nie musiałeś się podkradać ani nic z tych rzeczy. Verden sam wyszedł ze swego ukrycia.
-Ty? Ty chcesz zemną walczyć?- Zaczął się histerycznie śmiać
-Dobry kawał, ale nie mam czasu na zabawę z tobą- widzisz jak wyciągnął dłoń przed siebie, mruknął coś pod nosem, a po chwili w jego dłoni zaczęła kumulować się czerwona kula energii.

W oczy mi zaświeciły cero! ty głupcze Biegne do niego prawo strona Przy okazji strzelam pazurami w jego stronę aby go zdekoncentrować
muhaha
Opentał mnie szał bojowy myślę muszę zakończyć to w kilu ruchach
Jeżeli zdarzę dobiec do niego zaciskam mu pięść jeżeli nie to wykonuje długi skok w prawo gdy jego cero zostanie wystrzelone... po czym skacze na niego staram się go przewrócić i załadować w niego serią uderzeń

Odległość między wami była ogromna, nim zdążyłeś przebiec połowę odległości wystrzeliłeś swe pazury. Był to ruch dobry, lecz nie wyszedł on tak jak Chciałeś. Verden wystrzelił swoje cero w kierunku twoich pazurów i zniszczył je, lecz miałeś wystarczająco dużo czasu, aby dobiec do niego nim skumuluje kolejne cero.

Skoczyłeś ku niemu, lecz twój przeciwnik okazał się całkiem zręczny, uskoczył przed twoim atakiem, lądując parę metrów dalej
-Kto to widział, żeby zwykły Hollow przeciwstawiał się Adjuchasowi.

Nie jestem zwykłym hollowem! zaryczałem
Zauważyłem że jest zwinny i uważa się za boga przy mnie Wykonuje proste natarcie z tym że udaj że chce wgryźć się w niego a w ostatniej chwili wykonuje obrót aby podciąć mu nogi
ten zadufany gbur nie wie z kim ma do czynienia jeśli się uda skaczę na niego scałej siły po czym wykonuje serie uderzeń ogłuszających w maskę

-Jesteś żałosny- spoglądał na Ciebie gdy biegłeś w jego stronę, ugiął lekko nogi w kolanach i ruszył na spotkanie z tobą.

Twój sprytny atak powalił go na posadzkę, przejechał tak parę metrów i zatrzymał się, szybko jednak obrócił się w twoim kierunku i ujrzał jak kierujesz się wprost na niego. Podkulił swoje nogi i przyjął twój skok na stopy, oparł je na twojej klatce
-Mówiłem Ci, nie masz ze mną szans- wtedy jeden z twoich pazurów dziabnął go w maskę lekko ją zarysowując.
-Ty mały....- wyrzucił Cie z potwornym impetem do tyłu, jednak dzięki kociej zwinności udało Ci się uniknąć obrażeń i wylądowałeś delikatnie.

Verden podniósł się, zacisnął pięści i zaryczał unosząc głowę, miałeś wrażenie jakby trochę urósł.
-Zarżnę Cię jak prosię...

Pfff taki prostak jak ty nigdy mnie nie przerośnie
powiedziałem z lekkim uśmiechem na twarzy aby jeszcze bardziej go rozwścieczyć
Mam mało czasu pomyślałem Naładowałem rei w nowe pazury....
no dawaj prostaku choć pomogę wydać ci ostatnie tchnienie

patrząc gdy do mnie biegnie staram się zlokalizować jakąś wadę

Verden ruszył z impetem w twoim kierunku, dostrzegłeś jak podczas biegu wysunął jedną dłoń w bok i złapał za jeden ze stalagmitów. Wyrwał go bez problemów i wyskoczył wysoko w powietrze. Leciał wprost na Ciebie, lecz uskoczyłeś bardzo sprawnie w prawą stronę, chciałeś s kontratakować jego atak, lecz zamachnął się w twoim kierunku swą wielką maczugą. Kamień przeleciał Ci tuż przed twarzą, lecz nie trafił, zrobiłeś krok do tyłu.

Verden przyjął dosyć dziwną pozycję, lewą nogę miał całkowicie wyciągniętą do tyłu, prawą zgiętą tuż przy klatce piersiowej, w prawej dłoni dzierżył swą prowizoryczną maczugę, a lewą opierał na posadzce. W takiej pozie sapał głośno i spoglądał w twoim kierunku, widziałeś jego rozszerzone źrenice oraz liczne żyły występujące na mięśniach.

hahah co za pedał!
Biegnę w lewo strzelam pazurem w rękę jeżeli się obroni strzelam kolejnym...
szukam jego wad

Verden uchylił się przed pierwszym pazurem, drugi jednak zaskoczył go i naciąłeś mu dosyć mocno skórę na przedramieniu.
-Nieźle młokosie- syknął i schował się za ogromnymi stalagnatami. Straciłeś go z wzroku.
-Teraz ja pokażę Ci na co mnie stać- po całej sali poniósł się śmiech.

Jak na razie nie dostrzegłeś niczego, co mogło by świadczyć o jego wadach.

No dawaj nie mam na ciebie tyle czasu!
Skupiam się uważnie gotowy na atak wroga

Stałeś mniej więcej na samym środku jaskini obracając się co jakiś czas, aby nie zostać zaskoczonym przez przeciwnika. Panowała niemiłosierna cisza.

Wszystko wyglądało spokojnie do czasu. Ze wszystkich stron zaczęły wybiegać małe stworzonka, kształtem przypomniały Verdena, jednak miały zaledwie 20 cm wzrostu, były od niego dużo wolniejsze, nadrabiały jednak te wady liczebnością naliczyłeś około 30 gdy znalazły się naprawdę blisko.

A to ci masz to chyba jego specjalność gdzie się ukrywasz!


Skaczę nad nimi i biegnę w stronę gdzie poczułem zapach vardena jeżeli go zaskoczę odbijam się na tylnich łapach i powalam go

Przeskoczyłeś nad stworkami, te natychmiast zwróciły się w twoją stronę i zaczęły biec ku tobie. Rozpocząłeś poszukiwania Verdena, znalazłeś go między skałami, lecz i on zobaczył Ciebie
-Hehe, ciekawe ile jeszcze możesz tak uciekać- zamachnął się swoją maczugą.
Gdy skoczyłeś ku niemu ten usunął się w bok, lecz zdążyłeś ponownie naciąć go pazurem po ręce. Usłyszałeś jak zawył z bólu i wtedy poczułeś jak jego pięść przyszpiliła Cię do ściany (-6PŻ). Oboje byliście już dosyć mocno ranni, lecz Verden z racji, że był Adjuchasem był o wiele sprawniejszy.

Otoczyły go jego małe kopie
-Brać go... zarżnijcie go jak prosiaka- wysyczał przez zęby, z których ściekała zielonkawa krew.

Czy to ma być mój koniec pomyślałem ...
nie mogę się poddać będę walczył do ostatniego tchu
jest blisko mnie pomyślałem...
obiema łapami wykręcam mu rękę tak żeby wyrwać ostatnimi resztkami sił wale w korpus po czym podcinam nogi i wbijam rękę w maskę

Wykręciłeś mu dłoń i przygniotłeś do ziemi, uniosłeś swoją łapę do góry chcąc zadać kolejny cios, gdy naskoczyły na Ciebie jego małe klony. Ujrzałeś błyszczące światło gdy nastąpiła potężna eksplozja. (-32 PŻ).

Wokół was znajdowało się mnóstwo kamieni. Verden został ranny od własnej broni bo znajdował się blisko Ciebie. Lecz ty również wyglądałeś tragicznie. Staliście od siebie w odległości około 30 metrów, oboje krwawiliście potężnie.

-Mały Hollow sprawił mi tyle problemów... nie możliwe- sapał pod nosem, widziałeś jak jego maska pękła w kilku miejscach.

Dysząc ledwo co wstałem spróbowałem go zaskoczyć go od tyłu
pobiegłem z jak największą zwinnością aby był odwrócony do mnie plecami
po czym z małej odległości rozpoczełem biec resztką sił skoczyłem mu na kark łapami wbijając mu się w maskę

Veredn jednak był równie zwinny jak ty, wszak jest on Adjuchasem. Wędrował wzrokiem wciąż za tobą z grymasem bólu pomieszanym z wściekłością.
-Idiota...- krzyknął i wtedy rzuciłeś się na niego. Wbiłeś się w jego ciało a jego krew zalała Cię całego, lecz Verden wciąż stał, ba nawet złapał Cię za szyję i przycisnął do ściany.
-Ty mały potworze... jak śmiesz... mnie !! Adjuchasa...- widzisz jak podnosi swą maczugę do góry, gotowy spuścić Ci ją na głowę w każdej chwili. Czas uciekał i to bardzo szybko.

Gryzę go w rękę jeżeli puści uważając na maczugę wale głową w korpus tak aby przewrócić po tym
seria strzałów w maskę po czym gryzę ją..

Poczułeś ciepło jego krwi, a niebo rozdarł kolejny wrzask. Upadłeś na ziemię, z której zebrałeś się w ekspresowym czasie i ruszyłeś z impetem na Verdena. Ten runął na ziemię i znieruchomiał. Kolejne ataki rozszarpywały jego ciało. Nagle cała jego maska pękła, zobaczyłeś jego ludzkie oblicze. Verden otworzył szeroko oczy i spojrzał w twoim kierunku. Jego usta otworzyły się w niemym krzyku. To był jego koniec, umierał na twoich oczach.