Pustkowie przy Las Noches

Rzucam lapke cienia bez inkantacji i szybko atakuje w glowe

Zatrzymało go to na chwilę i skutecznie mogłeś zaatakować - przeciwnik zmuszony był zablokować twój cios.

robie to co przed chwila atakuje w lewo a iluzja pokazuje ze w prawo wkladam w ten cios jak najwiecej rei zeby sprobowac go powalic lub zabic

Twój przeciwnik nie wiedział, z której strony zaatakujesz, dlatego wymachując mieczem przed sobą uskoczył w tył, jednocześnie wyrywając się z łapki cienia. Jednak samo wymachiwanie mieczem nie uchroniło go przed twoim ciosem, który drasnął jego ramię nie głęboko.

Czekam na jego ruch

On dłuższą chwilę czeka na twój, po czym uśmiecha się niespodziewanie i rusza na Ciebie szykując się do ataku.

czekam na ciego a kiedy podejdzie staram sie zablokowac cios

Przygotowałeś się do obrony. On zaszarżował, z dużą prędkością uderzył na Ciebie wyskakując, w powietrzu blokując twój miecz w ręką(zanpakutou wbił się mu do połowy), czego kosztem zdołał uderzyć Cię z olbrzymią siłą czubkiem stopy w brzuch, tak, że odleciałeś kilkanaście metrów w tył kaszląc krwią. On z krwawiącą ręką, mocno ranioną szczerzy się, jakby go bawiło to.

tworze inteligente ostrze z inkantacja i ruszam tuz przy nim lapke cienia bez inka i staram sie odciac mu ta reke

(Mógłbyś pisać wreszcie z dużej litery i jakoś porządniej... Np. ze znakami polskimi i interpunkcyjnymi.)
Ostrze ruszyło na faceta, który zderzył się z nim mieczem - blokuąc jego atak. Ty ruszyłeś też na niego, chwyciłeś go łapką i spróbowałeś odciąć mu rękę. Wtedy coś Cię zaskoczyło, bo jego ręka poczęła się regenerować, a ostrze twojej Sayi chwycił drugą ręką.

Staram się wyciągnąć Saye z uścisku i odskoczyć do tyłu

Poczułeś, że jest silniejszy i wyciągnięcie Sayi może być dla Ciebie niemożliwe, w drugiej ręce zaczął zbierać reiatsu, robiło się niebezpiecznie.

Ciągnę z całych sił i w tym samym czasie kopie go z całej siły w twarz

Kopnąłeś go, co uratowało Ci życie, bo przerwał zbieranie reiatsu, jednak twojej sayi nie puścił, uderzając go uniemożliwiłeś mu wykonanie tego zapewne bardzo silnego ataku, jednak zapoczątkowałeś walkę w zwarciu, bo teraz on można powiedzieć - papugując uderzył Cię pięścią w twarz. Zabolało.

Zbieram jak najwięcej siły i uderzam go w twarz jak najwięcej razy potrafię, próbuje uniemożliwić mu szanse zaatakowania mnie w jaki jakikolwiek sposób.

(jeśli chodzi o pisownie to nie mam polskich znaków ale w Mozilli będę zmieniał a o znaki to szczerze mówiąc polskiego moglem się uczyć jedynie do 5 klasy a w tamtym wieku za bardzo się na lekcji nie skupiałem. Postaram się pisać jak najlepiej )

Zaczęliście się okładać. Biliście się równo po twarzach, a wtedy arrancar odskoczył momentalnie od Ciebie, bo kapitan tej grupy, zaatakował go - z wyskoku od góry mieczem z taką siłą, iż przed tobą, w miejscu gdzie przed chwilą stał twój przeciwnik w ziemi powstała szczelina. Najwyraźniej już uporał się ze swoim przeciwnikiem.
-Nie powinieneś walczyć... Jesteś medykiem, kto będzie leczył moich chłopców, jak polegniesz...
Usłyszałeś jak mówi do Ciebie, jednak twarzą zwrócony był do arrancara, na którego ruszył. Z kolei tamten zaczął się wycofywać.

Rozumiem ale nie będę stal bez czynnie i patrzył się na walkę nawet jeśli jestem medykiem nie jestem kimś kto się przygląda
Mówiąc to schowałem Saye i oparłem się o ścianę spoglądając na walkę kapitana grupy przy czym odpoczywam, patrze także co przez cala wale robiła rasta grupa stała jak pień??

Tak. Grupa shinigami, którzy nie walczyli stała z boku i obserwowała. Nie brali udziału w walce, nie wiesz dlaczego. W każdym razie dowódca teraz rozprawia się z drugim arrancarem, który jak widać nie daje sobie rady, wciąż się wycofuje i nie może kontratakować, z ledwością przyjmuje potężne ciosy mężczyzny, aż jeden z nich wbija go w ścianę. To jednak nie koniec walki. Kapitan pognał na niego i spróbował wbić mu miecz w brzuch, arrancar okazał się szybszy, niż ten mógł się spodziewać i uniknął ciosu odbijając się od ściany, przy czym ranił kapitana - w policzek, to jednak tylko draśnięcie. Zmęczony wróg stoi teraz obok dowódcy, który przetarł ranę i ruszył na niego, po krótkiej chwili arrancar już nie zdołał stawiać oporu - był słabszy i poległ w końcu rozcięty przez niego na pół.

Idziemy dalej? Pytam się lekko zdenerwowany bo teraz widzę jaki slaby jestem on rozprawił się z przeciwnikiem z którym ja nie moglem wygrać w dosłownie parę minut.. nie parę sekund jeśli uda mi się kiedyś wrócić do Soul Society muszę rozpaczać trening .

-Tak.
Odpowiedział kapitan i wraz z całą grupą ruszyliście dalej... Kolejno przebijając ściany - nie chodziliście labiryntami. Po około godzinie takiej podróży znaleźliście się w dużym pomieszczeniu. Były tam 3 wielkie bramy.
-Teraz się rozdzielamy zgodnie z planem.
Powiedział do swojej grupy.
-Ciebie mój plan nie uwzględniał, więc możesz iść gdzie chcesz.
Cała drużyna rozdzieliła się na 3 grupy. Kapitan z dwoma innymi shinigami ruszyli środkiem, do lewej poszła 1/3 całej grupy, a do prawej pozostali.

"Grupa Kapitana sobie poradzi maja wspanialego wojownika teraz w lewo czy w prawo?"
Po namyśle kieruje się w lewo

Poszedłeś za mniejszą grupą bez kapitana. Szliście długim korytarzem... Bardzo długim. Wręcz nieskończenie długim. Szliście i tak minęła godzina, a wciąż nic nie widać. Wszyscy jednak idą zirytowani jego długością. "Co jest?" "Gdzie ten korytarz się kończy?" - padają wciąż jakieś ciche pytania z ich strony.

"Ja to zawsze muszę takie drogi wybrać"
Idę dalej podirytowany tym korytarzem nagle odzywam die do towarzyszy
Ej jesteśmy teraz w tym razem, może powiece coś więcej o tej misji??

-Nie. Kapitan zabronił.
Odpowiedział jeden z nich uprzedzając wszystkich, którzy możliwe, że byli by skorzy uchylić Ci rąbka tajemnicy. Idziecie dalej, idziecie, idziecie, a korytarz nie ma końca, na "horyzoncie" wciąż nic nie widać. Panuje półmrok.

Idę dalej coraz bardziej zdenerwowany
Z jakiego udziału jesteście

-Nie ważne.
Powiedział ten sam jeden gość, który wcześniej także się odezwał. Idziecie dalej. Wciąż ten sam korytarz. Nie chce Ci się wierzyć, że Las Noches jest takie wielkie... Odnosisz wrażenie, że już ze 2 razy zdążyłbyś przejść je całe.

Coś mi sie tu nie podoba, czy my przypadkiem nie idziemy w kolko??
Robie naciecie na scianie po czym ide dalej patrze po tym na scien czy nie mijamy tego naciecia

Zrobiłeś nacięcie, ruszyliście dalej. Po niecałej godzinie byłeś znów przy nacięciu.

Ja naprawde mam pecha do wybierania drogi, to bylo w waszych planach, ma ktos moze pomysl jak wyjsc z tego ****** *** *** **** pomieszczenia??
Wnerwiony wale w sciane z piesci po czym zrozumialem ze byl to glupi pomysl bo bol rozniosl sie po calej rece siadam pod sciana wnerwiony i patrze czy maja odpowiedz an moje pytania

-Może się zawrócić?
Zaproponował jeden.
-Rozwalmy ścianę.
Stwierdził drugi i dobył zanpakutou.